Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przy giserni, czyli relikt dawnego miasta

Wojciech Lada 21-05-2010, ostatnia aktualizacja 23-05-2010 21:50

Koncerty, występy DJ-ów, wystawy, tworzenie muralu, gry i zabawy edukacyjne... Kamienica rodziny Wittów przy ul. Emilii Plater 9/11 świętuje w sobotę stulecie powstania.

autor: Danuta Matloch
źródło: Fotorzepa

Spotkajmy się w Mandali – głos w słuchawce był głosem menedżera. Konkretny, stanowczy, energiczny. Jan Sołtan musiał dostać go w genetycznym spadku po przodkach. Byli nimi Wittowie – właściciele nie największej, ale doskonale prosperującej przez prawie 150 lat przy ul. Emilii Plater 9/11 fabryki aparatów miedzianych i odlewni Adolf Witt i Syn.

– Zaczęło się od Andrzeja Witta – zaczyna opowieść, kiedy spotykamy się w pustym jeszcze klubie, mieszczącym się w dawnych zabudowaniach fabrycznych. – Przybył do Polski wraz z Napoleonem Bonaparte, był nadwornym cesarskim złotnikiem i odlewnikiem. Jego syn Adolf założył w 1820 roku zakładzik przy ul. Elektoralnej. Interesy szły jednak na tyle dobrze, że trzeba było zwiększyć produkcję, a co za tym idzie, rozbudować fabrykę – dodaje Sołtan, wysypując na jeden z klubowych stołów stos rodzinnych dokumentów. Niektóre sięgały pamięcią do czasów sprzed powstania listopadowego.

– Niech pan spojrzy – palec Sołtana wskazywał kunsztownie zdobiony dyplom sprzed blisko 200 lat, z dwugłowym, carskim orłem i wykaligrafowanym napisem: „Wiadomo czyniemy niniejszym każdemu do kogo należy, iż przed nami na sesji dnia 26 miesiąca lutego roku bieżącego 1829 pan Andrzej Witt osobiście się stawił y chcąc być mieszczaninem tego miasta dopraszał się o dopuszczenie do prawa miejskiego”.

W zakresie zdrowotności

W latach 1887 – 1893 Wittowie nabyli przy niedawno wytyczonej ul. Leopoldyny (dziś Emilii Plater) dwie działki, postawili budynki fabryczne i w połowie lat 90. produkcja ruszyła pełną parą. W zakładzie wyrabiano armaturę łazienkową, piece kąpielowe, naczynia kuchenne, ale też specjalistyczne urządzenia dla szpitali, jak choćby aparaty do sterylizacji. Rozrzucone na stole dokumenty przekonują, że były one niezłej jakości. Niezmiennie.

23 lutego 1905 roku Warszawskie Towarzystwo Hygieniczne przekazało Wittowi „wyrazy uznania za wyroby w zakresie zdrowotności”. 9 września 1927 roku Ministerstwo Przemysłu i Handlu przyznało firmie złoty medal za przyrządy sterylizacyjne i destylacyjne wystawione na Międzynarodowej Wystawie Sanitarno-Higienicznej w Warszawie”. 22 października 1938 roku Kierownictwo Marynarki Wojennej przy Ministerstwie Spraw Wojskowych oficjalnie potwierdzało sprawne działanie „aparatu sterylizacyjnego EXCLESIOR B przekazanego dla szpitala morskiego w Gdyni”.

Wittowie musieli zresztą mocno wierzyć w swój profesjonalizm. W zbudowanej w pierwszej dekadzie XX wieku kamienicy (jej datacje wahają się między 1904, 1907 i 1910 rokiem) – w której osiadła rodzina – całe wyposażenie metalowe pochodziło z własnej produkcji.

– Pozbyliśmy się go stosunkowo niedawno, podczas remontu – wspomina Sołtan. Nagle ożywia się widok katalogu firmy z początków dwudziestolecia międzywojennego. – Z dzieciństwa pamiętam, że stał u nas jeszcze taki piec w łazience – mówi, entuzjastycznie wskazując jeden z kunsztownie wykonanych produktów. – Ale czy rzeczywiście Wittowie tak ufali swoim wyrobom? – cynicznie mruży oko. – Adolf Witt, ten, który kamienicę zbudował i który kazał wymalować na niej reklamę, sam nigdy się do niej nie wprowadził. Do końca życia mieszkał w drewnianym domku przy fabryce...

Jamajka w fabryce

Kamienica Wittów przetrwała zarówno bombardowania we wrześniu 1939 roku, jak i – w odróżnieniu od rodziny Wittów – walki okresu Powstania Warszawskiego. W czasach PRL-u stopniowo niszczała, jednak w XXI wiek wkroczyła w nowym blasku. Dziś skręcając z Koszykowej w Emilii Plater, nie sposób przeoczyć jej białej elewacji z pięknie wyeksponowaną, dwujęzyczną reklamą „Adolf Witt i Syn. Zakład Aparatów Miedzianych i Odlewnia”. Jedynie zabudowania fabryczne gwałtownie domagają się liftingu.

– To prawdziwy relikt dawnej zabudowy centrum miasta – przyznaje Michał Krasucki, historyk architektury XIX i XX wieku. – Jeden z nielicznych zespołów będących świadectwem funkcjonowania średniej wielkości przemysłu w śródmieściu.

W sobotę od rana do późnej nocy ów relikt postara się udowodnić, że jest w stanie nie tylko ozdabiać, ale też ożywiać śródmieście. W ramach obchodów stulecia kamienicy Wittów organizatorzy przygotowali szereg imprez muzyczno-plastyczno-edukacyjnych. Od 10 do 16 tworzony będzie na żywo mural. Kiedy już powstanie, za gramofonami stanie DJ Pablo 27, by roztoczyć klimat muzyki rodem z Jamajki. W jej rytmie będzie można oglądać wystawę starych zdjęć i dokumentów związanych z kamienicą.

Wieczorem zaś, o godz. 20, odbędzie się koncert zespołu Pchełki. Po koncercie na imprezę, znów w jamajskim klimacie, zaprasza Mandala. – To chyba wszystko – odzywa się Sołtan, zgarniając dokumenty z powrotem do papierowej torby. Jego głos nie był już głosem menedżera. Coś w nim drżało.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane