Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dziwne czołgi powstania sierpniowego

Rafał Jabłoński 29-07-2010, ostatnia aktualizacja 29-07-2010 20:48

Do tej pory nie ustalono, ile czołgów stracili Niemcy podczas Powstania 1944 roku. Rozbieżności sięgają od 30 do 290! I – paradoksalnie – obie liczby są prawdopodobne.

*Początkowe dni Powstania.  Niemiecka kolumna (prawdopodobnie z 19. Dywizji Pancernej) jedzie Alejami Jerozolimskimi. Po prawej – hotel Polonia
źródło: Archiwum Zygmunta Walkowskiewgo
*Początkowe dni Powstania. Niemiecka kolumna (prawdopodobnie z 19. Dywizji Pancernej) jedzie Alejami Jerozolimskimi. Po prawej – hotel Polonia
Rejon placu Żelaznej Bramy. Mieszkańcy w jedną, działo szturmowe w drugą stronę
źródło: Archiwum Zygmunta Walkowskiewgo
Rejon placu Żelaznej Bramy. Mieszkańcy w jedną, działo szturmowe w drugą stronę
Koniec Powstania na Żoliborzu. W tle porzucony wielki „goliat”, czyli transporter min – Borgward IV
źródło: Archiwum Zygmunta Walkowskiego
Koniec Powstania na Żoliborzu. W tle porzucony wielki „goliat”, czyli transporter min – Borgward IV

Przez pierwszy miesiąc „Biuletyn Informacyjny” Armii Krajowej używał nazwy – powstanie sierpniowe – wzorem powstania styczniowego czy też listopadowego. I pod koniec tegoż sierpniowego (czyli po 30 dniach) podawał, że zniszczono 115 czołgów niemieckich. Po latach historycy ustalili, iż były przypadki przypisania tego samego pojazdu kilku różnym oddziałom powstańczym, ale to nie tłumaczy tak dużej liczby zniszczonych wozów, bowiem Niemcy nie mieli w Warszawie tylu czołgów.

Warsztaty

Do końca PRL opracowania o Powstaniu Warszawskim (nazwa przyjęła się we wrześniu 1944 roku) pisano głównie na podstawie nie zawsze wiarygodnych zeznań i wspomnień. Dopiero po 1989 roku głębiej sięgnięto w poniemieckie archiwa i wtedy zaczął się rysować zaskakujący obraz wydarzeń.

Otóż Polacy uważali za zniszczony każdy pojazd wyeliminowany z walki. Natomiast Niemcy jako stracony traktowali wóz pozostawiony na terenie zajętym przez nieprzyjaciela albo nienadający się do odbudowy.

A ta odbudowa odbywała się przeważnie w wielkiej bazie naprawczej na Forcie Bema albo też w mniejszych warsztatach SS w Stauferkasserne, czyli w dawnym polskim sztabie głównym przy ul. Rakowieckiej. Bywało, że czołg z odstrzeloną gąsienicą czy kołami wracał do boju następnego dnia. Jan Tarczyński, autor wielu opracowań o Powstaniu Warszawskim, skwitował: „nierzadkie były przypadki wielokrotnego niszczenia tego samego wozu”. Tak więc rozrzut od 30 – jak twierdzą Niemcy – do 290 „zniszczonych” czołgów – jak uważali niektórzy akowcy – ma swe uzasadnienie, ale i tak są to liczby absolutnie nieweryfikowalne.

Dziwne pojazdy

Im bardziej zagłębiamy się w historię Powstania, tym więcej pojawia się zagadkowych informacji. Na początku po mieście jeździły czołgi policyjne – wozy starszego typu nienadające się na front. Matka opowiadała mi, że 1 sierpnia po Żoliborzu grasowały jakieś tankietki strzelające po oknach. Chciała zobaczyć, co dzieje się na ulicy, weszła więc na krzesło ustawione w środku pokoju, by nie podchodzić do okna. I seria poszła w sufit, a moja ciekawska mamuśka dostała rykoszetem w dłoń. Miało to miejsce przy Słowackiego. Różni ludzie relacjonowali mi przez lata, że widzieli wtedy wozy francuskie lub niemieckie, które wyjechały z Cytadeli. Tymczasem badacze ustalili, że przyjechały one z drugiej strony, z Fortu Bema. A ich typ jest do tej pory nieznany.

Przez pewien czas powątpiewano też w obecność na naszych ulicach czołgów włoskich. Tymczasem okazało się, że cztery z nich brały udział w niemieckiej próbie odblokowania stacji telefonicznej przy Pięknej – tzw. małej PAST-y.

Równie zagadkowa jest sprawa pojazdów produkcji radzieckiej. Wspierały one jednostki kolaboracyjne. I tak, przy Koszykowej powstańcy zdobyli rosyjskie auto pancerne, ale nie nadawało się ono do użytku. Znane jest też zdjęcie powstańców z sześciokołowym sowieckim samochodem pancernym w tle. Nikt nie wie, gdzie je zrobiono i skąd ta pancerka. To kolejna zagadka Powstania.

Ostatnio pojawiły się informacje, że w dokumentach dotyczących kolaboracyjnej grupy RONA opisano cztery czołgi T-34. Ponieważ banda ta, pacyfikująca Ochotę, miała dwa sowieckie ciężkie działa, obecność czołgów jest prawdopodobna, ale nikt ich nie widział. Dziwne...

Tygrys za rogiem

Wiedza mieszkańców stolicy o czołgach niemieckich była minimalna. Nic więc dziwnego, że wszyscy wszędzie widzieli tygrysy. Pojawiały się nawet w „Biuletynie Informacyjnym”. Tymczasem po pół wieku ustalono, że rzeczywiście były, ale tylko cztery, i to uszkodzone. Naprawiano je w bazie przy Rakowieckiej, a gdy wybuchło Powstanie, dwa nadające się jako tako do jazdy pojechały na ulice. Później co najmniej jeden dojechał do Alei Jerozolimskich.

Tymczasem propaganda AK podawała, że 19 września – „atak na Starówkę. Użyto jednej kompanii czołgów Tygrys (9 z działami 150 mm)”. Ta informacja zawiera szereg błędów, ale jest to wybaczalne w ferworze walki i braku wiedzy wojskowej. Wcześniej, 3 sierpnia, w „Dodatku Nadzwyczajnym” „Biuletynu...” poinformowano , iż „zdobyto 3 niemieckie czołgi typu Pantera”. Z dwóch wymontowano działa, używając ich natychmiast do wzmocnienia polskich pozycji. Dziś wiemy, że wymontowanie takiej armaty wymagało specjalistycznego sprzętu oraz wiedzy. A armata czołgowa nie nadawała się wtedy do walki, bo nie miała podstawy. Innymi słowy, znów propaganda.

Natomiast rzeczywiście zdobyto dwie uszkodzone pantery (jechały do warsztatów na Bemowie) i użyto ich w boju, choć na krótko. 16 sierpnia „Biuletyn Informacyjny” podał, że „uruchomiliśmy przeciw nieprzyjacielowi 5 czołgów i 2 samochody pancerne”. Po latach okazało się, że wiadomość była niesprawdzona. Jeden czołg został zepsuty przez wyrostka, który zaczął manipulować napędem (na Ochocie), dwie pantery szybko się zużyły (jak już wspomnieliśmy, były uszkodzone), a samochody pancerne to półgąsienicowe transportery, które w zasadzie nie jeździły, bo miasto było poprzecinane barykadami.

Same zagadki

Jedna z największych tragedii Powstania wydarzyła się na Starówce, gdy wybuchł „czołg-pułapka”, jak go zwano. Zginęło około 300 osób i eksplozję tę długo uznawano za przejaw perfidii Niemców. Dopiero w połowie lat 90. dr Jan Tarczyński i niżej podpisany niezależnie ustalili, że nie była to żadna pułapka. Po prostu powstańcy wciągnęli w swe pozycje wielkiego „goliata”, czyli jeżdżącą minę Borgward IV, i niestety zdetonowali ją z powodu niewiedzy.

Kolejna niewyjaśniona sprawa wydarzyła się już po wojnie, 29 sierpnia 1947 roku. Jak podało wtedy „Życie Warszawy”, podczas przebijania przez gruzy ulicy Nowotki (dziś gen. Andersa), w rejonie Stawek, zaczęto ciąć palnikami wrak czołgu. Wybuch był straszny – rany odniosło ponad 30 osób, a lej miał średnicę 12 metrów. Była to albo niemiecka pułapka saperska, albo porzucony borgward IV. Wiadomo, że po upadku Powstania Niemcy ewakuowali do fabryk wraki czołgów własnej produkcji, gdyż brakowało im wysokogatunkowej stali. Co więc przy Stawkach zostawili?

Z relacji wynika, że po wyzwoleniu znaleziono w mieście kilkadziesiąt porzuconych borgwardów, w tym wiele z ładunkiem. Nie można więc wykluczyć, że robotnicy zabrali się za maszynę mającą pół tony materiału wybuchowego. Podgrzali ją palnikiem...

Nie spotkałem jednak nikogo, kto widziałby ten czołg przed eksplozją. Prawdopodobnie więc i ta tajemnica nie zostanie już wyjaśniona.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane