Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kwiecień postrachem agentów

mz, Marcin Harasimowicz 10-03-2008, ostatnia aktualizacja 12-03-2008 00:00

Młody prawnik z Wrocławia wypowiedział wojnę nieuczciwym menedżerom piłkarskim. W miniony czwartek Marcin Kwiecień wygrał pierwszą bitwę. Znając polskie realia, kolejne są kwestią czasu.

autor: Siedlik Bartosz
źródło: Fotorzepa

Pierwszy poważny sukces 30-latek ze stolicy Dolnego Śląska odniósł w murach siedziby Polskiego Związku Piłki Nożnej przy ul. Miodowej. Wydział Dyscypliny przyznał mu rację w sporze z agentem Piotrem Tyszkiewiczem.

Szara strefa

O co walczy odpowiedzialny za obsługę prawną Śląska Wrocław Kwiecień? – O przestrzeganie obowiązujących przepisów – odpowiada absolwent Uniwersytetu Wrocławskiego. Czeka go sporo pracy, bo szara strefa w polskim futbolu ma całkiem pokaźne rozmiary. Do niedawna nie obowiązywały w nim żadne zasady. Nawet dżentelmeńskie.

Konflikt z Tyszkiewiczem rozpoczął się we wrześniu ubiegłego roku, gdy PZPN wysłał do klubów pismo informujące, że w myśl nowych przepisów FIFA zabronione jest wypłacanie prowizji od kontraktów zawodników. – Sprawdziłem umowy swojego klubu i okazało się, że kilka z nich narusza ten zapis. A jedna nawet bardzo wyraźnie – opowiada Kwiecień. Chodziło o umowę z 12 stycznia 2007, zawartą przez Śląsk z menadżerem Piotrem Tyszkiewiczem reprezentującym zawodnika Adriana Pajączkowskiego. Czytamy w niej, że „Zleceniodawca tj. WKS Śląsk Wrocław SA wypłaci Zleceniobiorcy tj. Piotrowi Tyszkiewiczowi wynagrodzenie w kwocie 30 000 złotych“.

Menadżer wystawił klubowi dwie faktury – jedną w dniu 12 stycznia 2007 na kwotę 15 000 złotych netto za „usługi menadżerskie związane z transferem Adriana Pajączkowskiego“, a drugą w dniu 8 lutego 2007 na... tę samą kwotę i z tym samym tytułem. Obie umowy zostały zrealizowane przez ówczesny zarząd Śląska z prezesem Piotrem Mazurem na czele. W czerwcu jego miejsce zajął Antoni Kordos, który rozpoczął współpracę z Kwietniem. Tyszkiewicz przysłał także do klubu pismo, w którym zaznaczył „mam zaszczyt i przyjemność reprezentować Adriana Pajączkowskiego“. Tym samym przyznał, że czerpie dochód z dwóch źródeł, nawet jeśli ewidentnie w tej sytuacji zachodzi konflikt interesów! – To wynika wprost z przepisów. Agent może działać tylko na rzecz jednej strony i pobierać wynagrodzenie od tego, kogo reprezentuje. Menadżer ma prawo podpisać umowę z klubem np. na szukanie graczy, ale nie tych, którzy są jego klientami – tłumaczy Kwiecień.

Bełkotliwe tłumaczenie

Tymczasem jeszcze w lutym znani w Polsce menadżerowie chcieli, aby klub wypłacał im prowizję, tłumacząc się „nowelizacją przepisów FIFA“. – Sprawdziłem to dokładnie. Artykuł 19 punkt 4 mówi wyraźnie, że klub może zapłacić agentowi, ale po zawarciu umowy i na wyraźne życzenie zawodnika. Oczywiście – wyłącznie z przysługującego mu wynagrodzenia – twierdzi Kwiecień.

Na czwartkowe posiedzenie Wydziału Dyscyplin zaproszono także Tyszkiewicza, ale ten nie zjawił się osobiście, a jedynie przysłał (dość bełkotliwe w treści) oświadczenie, że wziął pieniądze, by zabezpieczyć podpisanie umowy klubu z zawodnikiem. WD PZPN poparł stanowisko Śląska. Tyszkiewiczowi zostanie wymierzona surowa kara finansowa.

Koniec samowolki?

Czy mamy do czynienia z precedensem? Czy działający na pograniczu prawa, mający fatalną reputację w środowisku, polscy menadżerowie mają powody do obaw? – Problem polega na tym, że nowe przepisy obowiązują dopiero od paru lat. Ostatnio dostajemy skargi na menadżerów dotyczące dalszej przeszłości, gdy jeszcze mogli układać relacje z podmiotami bardzo dowolnie. Ta sprawa była jednak ewidentna. Zdaniem WD taka praktyka jest naganna i wymaga sankcji. Zachowanie menadżera było sprzeczne nie tylko z etyką zawodową, ale także z konkretnymi przepisami – puentuje wiceszef Wydziału Dyscypliny Robert Zawłocki.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane