Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dwie Legie i wielki niedosyt

Piotr Żelazny 19-02-2015, ostatnia aktualizacja 19-02-2015 23:56

Ajax - Legia 1:0. Po pierwszej połowie zapowiadało się, że wynik dwumeczu już jest rozstrzygnięty. Po kapitalnej drugiej połowie Legia do rewanżu przystąpi pełna wiary i nadziei.

źródło: AFP

Niezbyt często się zdarza, że Polak zostaje bohaterem pucharowych meczów w Europie. Tym razem jednak polski napastnik dostał podanie między linę obrony i pomocy, miał dużo miejsca i jeszcze więcej czasu. Pięknie przymierzył i zdobył gola. Szkoda tylko, że tym polskim napastnikiem był występujący w Ajaksie Amsterdam Arkadiusz Milik, a rywalem była Legia Warszawa.

Ten mecz miał być pożegnaniem Miroslava Radovicia z Legią Warszawa. 31-letni Serb niemal już dogadał się z drugoligowym chińskim Hebei China Fortune, w którym ma za sezon występów zrobić około 6 milionów złotych. Trener Henning Berg przed meczem co prawda mówił jeszcze z lekką nadzieją w głosie (chociaż chyba bardziej próbował przekonać sam siebie), że ma wciąż nadzieję, iż Serb odrzuci ofertę z chińskiej prowincji i zostanie w Legii, ale sprawa wydaje się przesądzona. Norweg podjął zresztą zadziwiającą decyzję i nie włączył Radovicia do kadry meczowej. Nie tylko więc nie dał mu okazji pożegnać się na boisku, ale i znacznie osłabił swój zespół w kluczowym meczu sezonu.

Wobec kontuzji Ondreja Dudy i odesłania Radovicia na trybuny w ataku Legii znalazło się miejsce dla Portugalczyka Orlando Sa, który został ustawiony na szpicy, a za jego plecami w europejskich pucharach debiutował sprowadzony zimą z Zawiszy Bydgoszcz Michał Masłowski.

I to debiutant był najlepszym zawodnikiem w szeregach Legii. Masłowski imponował przede wszystkim świetnym odbiorem piłki. Piłkarz, który znany jest w naszej lidze z bardzo ofensywnej gry, nagle pokazał, że jeszcze nie do końca zdążyliśmy go poznać. Drugim piłkarzem Legii, który zasłużył po meczu na wysokie oceny jest Orlando Sa. Portugalczyk umiał (wszystkie uwagi pozytywne dotyczą wyłącznie drugiej połowy) piłkę przyjąć, przytrzymać, rozrzucić na skrzydła. Umiał też znaleźć się w polu karnym.

Wiosna w pucharach to nie jest dla polskich zespołów codzienna sytuacja. Ostatni raz na tym etapie rozgrywek polskie drużyny grały w lutym 2012 roku. Wówczas jednak Legia nie dała rady Sportingowi Lizbona, a Wisła Kraków belgijskiemu Standardowi Liege. Rok wcześniej Lech Poznań okazał się za słaby na Sporting Braga podobnie jak dwa lata wcześniej na włoskie Udinese. Dla Berga najważniejsze było w Amsterdamie nie przegrać, a nawet można zaryzykować tezę, iż głównym celem Norwega było nie przegrać zbyt wysoko. Przynajmniej tak to wyglądało przez pierwsze 45 minut. Legia zaczęła mecz właściwie z pięcioma obrońcami w składzie – nominalny defensywny pomocnik i kapitan zespołu Ivica Vrdoljak był trzecim stoperem. Problem w tym, że piłkarze z Warszawy na twarzach mieli wypisany strach. Szczególnie widać go było w niemrawych i nieudolnych próbach ofensywnych. W pierwszej połowie Legia w ataku prawie nie istniała. Wyglądało to tak jakby jedynymi zawodnikami zdolnymi pokierować grą ofensywną Legii byli siedzący na trybunach Radović i Duda.

Mistrz Polski cofnął się zbyt głęboko. Przyjmował ataki Ajaksu niemal we własnym polu karnym, i to tam był największy tłok. Oprócz pięciu obrońców, bronili też wszyscy pomocnicy. Holendrzy cały czas byli przy piłce, ale przy zmasowanej obronie Legii nie zagrażali specjalnie bramce strzeżonej przez Dusana Kuciaka.

Do czasu, aż Milik nie dostał podania między te podwójne legijne zasieki. Legia ocknęła się w drugiej połowie. Jakby w przerwie zostawiła ten zbytni szacunek i bojaźń w szatni. Legioniści już chwilę po wznowieniu meczu mieli fantastyczną okazję, ale Michał Żyro koszmarnie przestrzelił z czterech metrów, wysoko nad poprzeczką. Kilka minut później, po akcji lewą stroną Guilherme, strzał Masłowskiego został zablokowany, a bohaterem następnych dwóch akcji był bramkarz Ajaksu Jasper Cillessen, który pięknie obronił uderzenie Orlando Sa, a następnie zatrzymał szarżę Portugalczyka.

Zbyt dużo piłek popsuł w Amsterdamie Żyro, o którym przecież jeszcze jesienią prezes klubu Bogusław Leśnodorski mówił, że nie puści go z klubu nawet za pięć milionów euro. Tymczasem Żyro postanowił chyba swoją cenę mocno zbić. Źle przyjmował piłkę, podejmował kiepskie decyzje, a jego strzał nad bramką z czterech metrów będzie się sympatykom Legii śnić się po nocach.

Najważniejsze, że Legia do rewanżu za tydzień, który odbędzie się przy pustych trybunach stadionu przy Łazienkowskiej przystąpi już bez bojaźni. Druga połowa pokazała, że Ajax straszy już głównie wielką nazwą. No i kapitalny dzień miał Cillessen. Ale jedno jest pewne: dawno nie było uczucia tak wielkiego niedosytu po meczu polskiej drużyny w europejskich pucharach.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane