Jak trwoga to do Sa
Legia ściga Lecha w dużej mierze dzięki trafieniom Portugalczyka.
Lech był o krok od tego, by wymsknęło mu się zwycięstwo w Gdańsku i pierwsze miejsce w tabeli.
Zespół z Poznania pewnie prowadził z Lechią 2:0. Nie był to porywający futbol w wykonaniu gości, ale wydawało się, że kontrolują przebieg spotkania. Osiem minut przed końcem kontuzji doznał najlepszy w szeregach Lecha zawodnik – bramkarz Jasmin Burić, a niedługo później na zespół Macieja Skorży spadły kolejne plagi: rzut karny i czerwona kartka dla Dariusza Formelli, który ręką wybijał zmierzającą do siatki piłkę.
Zastępujący Burica Maciej Gostomski jedenastki nie obronił, ale to i tak on został bohaterem Lecha. W piątej minucie doliczonego czasu gry w ekwilibrystyczny sposób obronił strzał głową napastnika gospodarzy, po którym piłka odbiła się jeszcze od słupka. W następnej kolejce Lech podejmuje u siebie Pogoń, do Warszawy przyjeżdża Wisła.
Uparty jak Norweg
Rotacje Henninga Berga – ten termin na stałe już wszedł do słownika kibiców piłkarskich w Polsce. Norweg tym upartym i ciągłym zmienianiem składu sam sobie narobił szkody. Oczywiście czasu cofnąć się nie da i nie przekonamy się, czy gdyby jesienią w Łęcznej, Bielsku-Białej lub Gliwicach Berg postawił na zawodników z pierwszej jedenastki, Legia dziś musiałaby Lecha gonić, czy może jednak wciąż przed poznaniakami by uciekała? Widać natomiast, że trener w końcówce sezonu poszedł po rozum do głowy, przestał próbować wszystkim udowodnić na siłę, że jego koncepcja jest jedyną słuszną, i zaczął wystawiać taki skład, jakiego domagali się kibice, właściciele i eksperci. Z kluczową zmianą – Orlando Sa w ataku.
Stosunki Norwega i kapryśnego portugalskiego napastnika mogłyby być kanwą kiepskiego serialu. Z szatni Legii dobiegają informacje, jakoby najlepszemu strzelcowi klubu niewiele się chciało, domagał się specjalnego traktowania i miał o sobie wysokie mniemanie. Wyjątkowo wysokie. Portugalczyk jednak został ściągnięty do Warszawy po to, by strzelał gole – a tego nie sposób mu odmówić.
W ekstraklasie zaliczył 13 trafień – ostatnią bramkę zdobył w sobotnim, wygranym 1:0, meczu z Pogonią w Szczecinie; jednego gola dorzucił w Lidze Europejskiej. Aż 12 zawodników Legii ma jednak więcej minut spędzonych na boisku od Sa.
Norweg z uporem ignorował statystyki przemawiające za Portugalczykiem i wystawiał z przodu weterana Marka Saganowskiego. 36-letni wychowanek ŁKS, który w lidze debiutował w sezonie 1994/1995 – wtedy, gdy Berg zdobywał sensacyjne mistrzostwo Anglii z Blackburn Rovers – zdobył w lidze zaledwie jedną bramkę. W sobotę przeciw Pogoni miał zresztą doskonałą okazję w ostatniej minucie po podaniu Ondreja Dudy, ale przestrzelił.
Norweg twierdził, że Saganowski bardziej pasuje do jego taktyki – rozpoczyna pressing, bardziej angażuje się w grę obronną. Po ligowej porażce z Lechem, gdy Legia spadła na drugie miejsce w tabeli, żarty się skończyły, a Berg zrozumiał powagę sytuacji i dotarło do niego, że pressing może, i owszem, jest ważny, ale do mistrzostwa bardziej potrzebne mu są gole. Saganowski trafił na ławkę, w pierwszym składzie zaczął wychodzić Sa – i oczywiście strzelać.
Legia dwa ostatnie mecze wygrała w minimalnym stosunku – 1:0. Zarówno w środę przeciwko Jagiellonii, jak i w sobotę w Szczecinie gole zdobywał Portugalczyk. Chociaż Berg przedłużył umowę ze stołecznym klubem, po Warszawie krąży plotka, że jeśli nie obroni mistrzostwa i roztrwoni przewagę z jesieni (Legia miała nawet 9 punktów więcej od Lecha), zostanie zwolniony. Skórę ratuje więc trenerowi piłkarz, który był niesłusznie przezeń odsunięty i którego udział był marginalizowany. Mówi się zresztą, że Portugalczyk po sezonie odejdzie.
Wyszarpali w końcówce
W środę w niesamowicie kontrowersyjnych okolicznościach Jagiellonia przegrała na Legii – tracąc gola po wątpliwym rzucie karnym w ósmej minucie doliczonego czasu gry. W sobotę w samej końcówce z kolei wyszarpała zwycięstwo z Wisłą Kraków. Najpierw w 85. minucie wyrównał Patryk Tuszyński, a trzy minuty przed końcem zwycięską bramkę – i to przewrotką – zdobył Jan Pawłowski. Tym samym ekipa Michała Probierza wciąż ma szanse na zdobycie mistrzostwa.
Z kolei coraz mniej szans na utrzymanie ma Zawisza Bydgoszcz. Zespół Mariusza Rumaka, który zaliczył niesamowity start po przerwie zimowej i wygrywał mecz za meczem, znowu się potknął. Zwycięstwo nad Górnikiem Łęczna, które oznaczałoby, że Zawisza ucieknie ze strefy spadkowej, wymknęło się pięć minut przed końcem meczu. W zamieszaniu podbramkowym obrońcy tylko się przyglądali, jak Velijko Nikitović z najbliższej odległości pakuje piłkę do bramki. W następnej kolejce Zawisza jedzie do Bełchatowa.
34. kolejka
Zawisza Bydgoszcz - Górnik Łęczna 1:1 (1:0)
Bramki – dla Zawiszy: Alvarinho (14); dla Górnika: V. Nikitović (85). Żółte kartki: S. Ziajka, J. Barisić, S. Kamiński (Zawisza); J. Prieto (Górnik).
Cracovia - Korona Kielce 1:1 (1:1)
Bramki – dla Cracovii: D. Rakels (16-karny); dla Korony: K. Sylwestrzak (21). Żółte kartki: M. Covilo, D. Zjawiński (Cracovia); K. Sylwestrzak (Korona). Sędziował Marcin Borski (Warszawa). Widzów 6 137.
Śląsk Wrocław - Górnik Zabrze 1:1 (0:0)
Bramki – dla Śląska: M. Paixao (49); dla Górnika: B. Iwan (89). Żółte kartki: P. Zieliński, M. Machaj (Śląsk). Sędziował Krzysztof Jakubik (Siedlce). Widzów: 5 875.
Pogoń Szczecin - Legia Warszawa 0:1 (0:0)
Bramka: O. Sa (76). Żółte kartki: S. Rudol (Pogoń); M. Masłowski, Ł. Broź, O. Sa (Legia). Sędziował Jarosław Przybył (Kluczbork). Widzów 8 158.
Jagiellonia Białystok - Wisła Kraków 2:1 (0:1)
Bramki – dla Jagiellonii: P. Tuszyński (87), J. Pawłowski (89); dla Wisły: M. Jankowski (42). Żółta kartka: M. Pazdan (Jagiellonia). Sędziował Tomasz Kwiatkowski (Warszawa). Widzów: 16 553.
Piast Gliwice - Podbeskidzie Bielsko-Biała 2:1 (1:0)
Bramki – dla Piasta: Hebert (44), K. Vassiljev (76); dla Podbeskidzia: I. Cisse (90+3). Żółte kartki: C. M. Embuena (Piast); B. Konieczny, R. Demjan (Podbeskidzie). Sędziował Daniel Stefański (Bydgoszcz). Widzów 4 171.
Lechia Gdańsk – Lech Poznań 1:2 (0:1)
Bramki – dla Lechii: S. Vranjes (90+2-karny); dla Lecha: K. Hamalainen (30); S. Pawłowski (74). Żółte kartki: K. Friesenbichler, S. Mila (Lechia); Z. Sadajew, Douglas (Lech). Czerwona kartka: D. Formella (90+2, Lech). Sędziował Szymon Marciniak (Płock). Widzów 23 921.
Ruch Chorzów – PGE GKS Bełchatów, mecz dziś (18.00, Canal+ Sport 2).
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.