Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rozkazem nikt mistrzostwa nie zdobył

Piotr Żelazny 25-12-2015, ostatnia aktualizacja 25-12-2015 08:50

Trener Legii Stanisław Czerczesow stał się legendą nie tylko wśród kibiców, zanim zdążył postawić stopę w stolicy.

autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa

Na początku były memy, co w kulturze obrazkowej nie dziwi, ale pojawiło się ich zaskakująco dużo. Później te przerysowane wyobrażenia zaczęły znajdować potwierdzenie w rzeczywistości. Piłkarze Legii słaniali się ze zmęczenia, a intensywność treningów u Czerczesowa stała się anegdotyczna. Obrońca Bartosz Bereszyński przyznał, że po zajęciach myślał tylko o tym, by położyć się do łóżka. – Trening jest po to, by się zmęczyć – mówi „Plusowi Minusowi" szkoleniowiec, po czym dodaje z wyraźną nutą irytacji w głosie: – On to zresztą mówił po zajęciach w środku tygodnia, a nie bezpośrednio przed meczem. Wtedy treningi są lżejsze.

Legia w sezonie, w którym rozpoczyna celebrowanie stulecia klubu, nagle i niespodziewanie zmieniła kurs. Z klubu nowoczesnego – za jaki chciała uchodzić – nagle mocno zwróciła się w kierunku „starej szkoły". Być może to stwierdzenie jest dla Czerczesowa krzywdzące, ale taki był powszechny odbiór. Już na powitalnej konferencji prasowej szkoleniowiec jasno określił swoje motto: „Żeby odpocząć, najpierw trzeba się zmęczyć", a w zespole ma panować dyscyplina. Kilka dni później dodał: „Piłkarze zmęczeni to piłkarze szczęśliwi".

Jedną z pierwszych decyzji Rosjanina – jak donosił Sport.pl – było zerwanie z zasadami wprowadzonymi przez Henninga Berga, a dotyczącymi regeneracji zawodników. Czerczesow podczas wizytacji klubu zauważył, że sauny są zamknięte, i spytał, dlaczego tak się dzieje. Usłyszał w odpowiedzi, że poprzedni szkoleniowiec kazał je zamknąć na wniosek sztabu medycznego. Ponoć uznano, że przy rozgrywaniu meczów co trzy dni korzystanie z saun źle wpływa na regenerację. Rosjanin natychmiast kazał je otworzyć, dając zawodnikom pełną swobodę. Podobnie jak w przyjmowaniu suplementów czy niektórych witamin, a nawet posiłków. U Norwega wszystko było ściśle kontrolowane i rozpisane, Czerczesow niespecjalnie zwraca na to uwagę i daje zawodnikom wolną rękę.

Oczywiście to nie sauna czy witaminy zdobywają punkty na boisku. Gdy Rosjanin obejmował zespół, Legia była na czwartym miejscu w tabeli i miała dziesięć punktów straty do Piasta. W tej chwili jest druga i połowę straty już odrobiła. Jednocześnie w Lidze Europejskiej niespecjalnie udało się Rosjaninowi naprawić zły początek Berga. Wicemistrz Polski wygrał tylko jeden mecz i do fazy pucharowej nie awansował. Wiosną piłkarze będą mogli się skupić wyłącznie na pogoni za niespodziewanym liderem z Gliwic.

Sam Czerczesow chyba nie lubi reputacji, która go poprzedziła. Nie chce, by klasyfikowano go jako przedstawiciela rosyjskiej myśli szkoleniowej. – Prawdopodobnie coś takiego jak rosyjska myśl istnieje, ale nie można mnie do niej zaliczyć – stwierdza twardo w rozmowie z „Plusem Minusem". – Grałem za granicą w piłkę, za granicą robiłem kurs trenerski i za granicą zaczynałem pracę szkoleniową. Jestem Europejczykiem i łączę style. Jako piłkarz występowałem u Walerija Łobanowskiego, Olega Romancewa, Anatolija Byszowca i innych czołowych trenerów rosyjskich. Od każdego z nich coś zaczerpnąłem. A w Austrii, w Tirolu Innsbruck, prowadził mnie obecny selekcjoner reprezentacji Niemiec Joachim Loew.

Gdy jednak przychodzi do szczegółów jego filozofii pracy, pomysłu na piłkę, do tego, co konkretnie zaczerpnął od szkoleniowców, z którymi pracował, unika odpowiedzi i wykręca się ogólnikami. – Przede wszystkim zobaczyłem, że gdy trener jest zbyt miękki, to źle. Ale gdy jest zbyt surowy, to jeszcze gorzej. Najważniejsze jest osiągnięcie celu, a drogi do niego są różne. I każdy ma swoją. Jeśli zadaniem jest dostać się z Moskwy do Warszawy, to trzeba je wykonać. Jeden weźmie samolot, inny pojedzie samochodem. Ale wszyscy trenerzy, z którymi pracowałem, znali swoją drogę – odpowiada Czerczesow.

Nie przepada za dziennikarzami, takie wrażenie można odnieść niemal na każdej konferencji prasowej. Jakby uznawał, że nie są godnymi partnerami do dyskusji. Zazwyczaj zbywa ich kolejnymi żartami i ogólnikami. Bulwarowe gazety żyją bon motami Rosjanina. Wystarczy, że Czerczesow rzuci do reportera pytającego o ustawienie zespołu: „oglądałeś mecz czy żona ci opowiedziała?", a nagłówki portali piszą się same.

Karierę piłkarską Czerczesow zaczął, gdy Związek Radziecki powoli dogorywał. W latach 1984–1993 (z roczną przerwą na występy w Lokomotiwie Moskwa) był bramkarzem Spartaka Moskwa, do którego zresztą wracał. Najpierw w 1995 roku, po dwóch latach w Dynamie Drezno, a później w 2002, po sześciu sezonach w austriackim Tirolu. Jego kariera trwała 21 lat, co nawet wśród bramkarzy jest wynikiem niespotykanym. – Gdy inni szli na dyskotekę, ja wracałem do domu zjeść przyrządzoną przez żonę kolację i spać. A gdy inni pili wódkę i whisky, ja piłem wodę i herbatę. Ot i cały sekret – odpowiada, pytany o swoją długowieczność. Był pierwszym kapitanem reprezentacji Rosji, z dumą opowiada o tym, na chwilę przechodząc na angielski: – 1992 rok, stadion Lokomotiwu, wygraliśmy z Meksykiem 2:0, wielka rzecz. Wcześniej zdążył zagrać osiem spotkań w barwach ZSRR i dwa w tworze przejściowym, jakim była reprezentacja Wspólnoty Niepodległych Państw (pod szyldem WNP reprezentacja rozpadającego się Związku Radzieckiego wystąpiła w mistrzostwach Europy w 1992 roku w Szwecji).

Nie jestem głupi

Jako trener zadebiutował w 2004 roku w drugoligowym austriackim FC Kufstein, ale już po pięciu miesiącach został pierwszym szkoleniowcem Tirolu. Przez rok był dyrektorem sportowym Spartaka, a później jego szkoleniowcem. Po niepowodzeniu w stolicy prowadził drugoligowy klub Żemczużyna Soczi, Terek Grozny i Amkar Perm. I w prawie każdym zatrudniał Polaków. – Polacy są dobrymi sportowcami, mają odpowiednią mentalność – mówi Czerczesow. – Prezentowali różny poziom, ale wszyscy mieli odpowiednie nastawienie. Pracowałem w klubach, w których nie było zbyt dużo pieniędzy. Planując transfery, zawsze musieliśmy dostać odpowiednią jakość w dobrej cenie. I na żadnym z Polaków nigdy się nie zawiodłem. W dużej mierze moje obserwacje potwierdziły się w Legii. Oczywiście w naszym zespole mamy nie tylko Polaków, jesteśmy international – wtrąca angielskie słowo.

Czerczesow wypracował sobie taką markę w Rosji, że przed początkiem poprzedniego sezonu znów trafił do czołowego klubu – Dynama Moskwa, gdzie szybko popadł w konflikt z Igorem Denisowem – kontrowersyjnym i słynącym z krewkiego charakteru reprezentantem Rosji. Nie chce jednak o tym rozmawiać. – To nie był konflikt, to on miał problem – ucina. – Nie ma co rozmawiać o Denisowie, bo on mnie nie interesuje, a przyszedłeś tu rozmawiać o tym, co mnie interesuje – instruuje.

Tymczasem Denisow miał ponoć wygarnąć Czerczesowowi, co o nim myśli, w kilku mocnych słowach. Za karę został wystawiony na listę transferową i odesłany do indywidualnych treningów. Nie miał prawa brać udziału nawet w zajęciach rezerw. Poszło o prawego obrońcę Borisa Rotenberga juniora.

W skrócie: Rotenberg jest wychowankiem Zenita Petersburg. W czasie gdy przechodził do tego klubu, głównym sponsorem Zenita został Gazprom, z którym jego wujek Arkadij (57. na liście najbogatszych Rosjan) robił wielomilionowe interesy. W Zenicie Rotenberg nigdy nie zaistniał, był zbyt słaby na pierwszy zespół, ale wciąż trzymano go na liście płac, wypożyczając do mniejszych klubów. Przez pięć lat nie ani razu zagrał w pierwszym zespole. W prowincjonalnych drużynach też zazwyczaj był rezerwowym.

W 2011 roku, gdy skończył mu się kontrakt w Zenicie, przeszedł jednak do Dynama Moskwa. Dziwnym zbiegiem okoliczności niedługo później prezesem klubu został jego ojciec Boris Rotenberg senior – także notowany na liście najbogatszych Rosjan, a przy okazji przyjaciel z młodości i sparingpartner w judo Władimira Putina. W Dynamie młody Rotenberg też nie grał, znów był wypożyczany, aż w końcu wywalczył sobie miejsce w podstawowym składzie. W drugiej połowie poprzedniego sezonu, gdy trenerem był Czerczesow, syn oligarchy i przyjaciela Putina został zawodnikiem pierwszego składu.

Na ławkę trafił reprezentant Rosji Aleksiej Kozłow, a Rotenberg rozgrywał wszystkie mecze. W każdym co prawda mniej więcej po godzinie schodził z boiska, ale grał. To wtedy Denisow miał się wściec na trenera. Czerczesow nie chce rozmawiać o Rotenbergu juniorze, który w tym sezonie znowu trafił na wypożyczenie: do FK Rostów. – Nie ma go tu z nami, a ja nie rozmawiam o ludziach za ich plecami, gdy nie mogą sami zabrać głosu, obronić się – mówi oburzony.

Ciągnięty za język denerwuje się jeszcze bardziej, rzuca po rosyjsku do tłumacza, który towarzyszy mu podczas rozmowy, kiwając głową w moim kierunku: 
– Kto go przysłał?

Czerczesow przez jeden sezon był szkoleniowcem Tereka Grozny – klubu, którego honorowym prezesem jest prezydent Czeczenii, człowiek Putina, Ramzan Kadyrow, twardą ręką zaprowadzający prorosyjskie porządki. Jest oskarżany o zabójstwa polityczne, torturowanie więźniów, łamanie praw człowieka. Nieoficjalnie mówi się, że to on stoi za zabójstwem dziennikarki Anny Politkowskiej.

Trener Legii nie chce też rozmawiać o Kadyrowie. Mówi tylko, że nie miał żadnych moralnych problemów przy pracy dla prezydenta Czeczenii. – Urodziłem się 120 kilometrów od Groznego, sam jestem z Kaukazu i znam zwyczaje tam panujące – mówi Czerczesow, który na świat przyszedł w Osetii Północnej, w mieście Ałagir. – Respect, respect, respect – dodaje po angielsku.

Na sugestię, że fakt, iż pochodzi z Kaukazu, to słabe usprawiedliwienie, znów się wścieka: – Po co te pytania? Po co pytać o tortury czy zabójstwa polityczne, co to ma wspólnego z piłką nożną? Po co mówić o rzeczach, które wydarzyły się 20 lat temu w Czeczenii? Rozmawiasz z zawodowym trenerem, a nie politykiem. Oczywiście mógłbym z tobą usiąść i porozmawiać na dowolny temat, bo nie jestem głupi. Ale jestem Stanisław Czerczesow, główny trener Legii Warszawa, i spotkaliśmy się, by rozmawiać o futbolu. Poza tym, jak już powiedziałem, nie mam w zwyczaju mówić o ludziach, którzy w rozmowie nie uczestniczą – piekli się rosyjski trener, po czym zniecierpliwiony dodaje, znów po angielsku: – Next question, my friend, next.

Polsko – rosyjska Legia

Niemal wszyscy polscy piłkarze, którzy występowali w drużynach prowadzonych przez Czerczesowa, nie dadzą o nim złego słowa powiedzieć. Jakub Wawrzyniak (grał w Amkarze Perm) na pytanie o Rosjanina unosi tylko kciuk w górę i mówi: – Superfacet. W zachwytach rozpływa się też Maciej Rybus, który z Czerczesowem spotkał się w Tereku Grozny. Inni podkreślają przede wszystkim, że jest sprawiedliwy i lubi dyscyplinę. W Legii jedną z jego pierwszych decyzji było odesłanie do rezerw Aleksandara Prijovicia, który po przegranym 0:1 meczu z Lechem Poznań miał mnóstwo pretensji do Igora Lewczuka i przy wyrażaniu ich pomagał sobie rękami.

– Dyscyplina musi być, w końcu to klub wojskowy – mówi o Legii Czerczesow, po raz pierwszy pozwalając sobie na coś na kształt uśmiechu. – Ale dyscyplina nie może być narzucona rozkazem, musi płynąć z wnętrza zawodników. Rozkazem jeszcze nikt nigdy mistrzostwa nie zdobył – mówi, zostając przy wojskowej poetyce.

Kontrakt z Legią podpisał do końca sezonu i postawiono przed nim zadanie odzyskania mistrzostwa Polski. Jednocześnie jeden z właścicieli i prezes klubu Bogusław Leśnodorski mówił, że tak naprawdę praca trenera na własny rachunek rozpocznie się w przyszłym sezonie, sugerując, że umowa miałaby zostać przedłużona.

Zanim Czerczesow trafił do Legii, był wymieniany wśród kandydatów na selekcjonera reprezentacji Rosji. Nie ma zresztą wątpliwości, że mimo kolejnych afer mistrzostwa świata w roku 2018 w Rosji się odbędą. – To będzie jeden z najlepszych turniejów w historii. Dokładnie tak, jak było z igrzyskami w Soczi – zapewnia.

Ostatecznie selekcjonerem Sbornej został Leonid Słucki. – Nie jestem człowiekiem pozbawionym marzeń. Ale postawiono na mojego przyjaciela Słuckiego i temat reprezentacji jest w tej chwili zamknięty. Teraz jestem w Legii i koncentruję się wyłącznie na zadaniach, jakie mnie czekają tutaj.

Zimą zacznie budować swoją Legię. Portale internetowe i gazety pełne są doniesień o kolejnych zawodnikach z ligi rosyjskiej, których chciałby widzieć w zespole Stanisław Sałamowicz Czerczesow. Na wypożyczenie do końca roku trafił już na Łazienkowską Artur Jędrzejczak – były zawodnik stołecznego klubu, reprezentant Polski, sprzedany w maju 2013 roku do FK Krasnodar. Sporo mówi się o tym, że lada chwila umowę w Warszawie podpisze inny były piłkarz Legii, także sprzedany do Rosji, Marcin Komorowski. Stoper Tereka współpracował w czeczeńskim klubie z Czerczesowem.

Menedżerem obu zawodników jest Mariusz Piekarski specjalizujący się w sprzedawaniu piłkarzy na Wschód. Gdy Czerczesow pojawił się w drużynie wicemistrza Polski, sporo mówiło się o tym, że sprowadził go właśnie Piekarski. Po podpisaniu kontraktu prezes Legii opublikował na Twitterze zdjęcie, na którym Piekarski z dwiema rosyjskimi flagami stoi obok trenera. Menedżer jednak odżegnywał się od tych plotek, twierdził, że jedynie pomógł w skontaktowaniu Leśnodorskiego ze szkoleniowcem. Tak czy inaczej, niedługo się okaże, czy powstanie rosyjsko-polska Legia i czy warszawski klub powróci do Ligi Mistrzów.

Gdy 20 lat temu Legia po raz ostatni grała w fazie grupowej Champions League, rywalizowała między innymi ze Spartakiem. W bramce moskiewskiego klubu stał wówczas Czerczesow. – Ja już jestem częścią historii Legii – śmieje się, nawiązując do tamtych czasów. – Kto wie, może to bóg futbolu sprawił, że tu wylądowałem? Może to znak?

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane