Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Mistrz swojego podwórka

Stefan Szczepłek 16-05-2016, ostatnia aktualizacja 16-05-2016 09:09

Legia zdobyła tytuł mistrza. W roku stulecia klubu wykonała 100 procent planu: w niedzielę mistrzostwo, dwa tygodnie wcześniej Puchar Polski. Tak miało być, ale nie w takim stylu.

Na ostatni mecz z Pogonią kibice Legii szli pełni wiary, ale i obaw. Byli przygotowani do świętowania, ale nie przypuszczali, że nim do tego dojdzie, będą się jeszcze musieli denerwować. Nawet bramka Tomasza Jodłowca w 15. minucie  nie dawała pewności zwycięstwa. Biorąc pod uwagę przewagę Legii nad konkurencją pod każdym możliwym względem, od finansowego po wizerunkowe, klub powinien zapewnić sobie tytuł już kilka kolejek wcześniej i patrzeć spokojnie na walkę o następne miejsca, dając szanse juniorom na otrzaskanie się w ekstraklasie.

W ciągu całego sezonu było niewiele meczów, w których Legia pokazywała klasę, odbierającą przeciwnikom chęć do gry. Po prostu grała, wiedząc, że ma zawodników lepszych, którzy wcześniej czy później znajdą drogę do bramki. Ale nie zawsze tak było. Kiedy ktoś nie przyjmował tego do wiadomości, legioniści mieli problem. Nawet drużyna ze wsi Nieciecza ma w dwumeczu dodatni bilans z mistrzem, mającym tendencje do lekceważenia przeciwników.

Legia 2016 jest najlepsza w Polsce, ale z większością najlepszych zawodników w Polsce i dwoma zagranicznymi trenerami nie zbudowała przez rok zaufania. Miała być polskim Bayernem, a jest jednookim królem wśród ślepców. Mimo to będziemy czekać z emocjami na jej walkę o Ligę Mistrzów, jeżeli oczywiście wszystko lepiej wiedzący menedżerowie klubu nie pozbawią jej tej szansy nieznajomością przepisów.

Piast osiągnął największy sukces w swojej historii. To w pewnym stopniu zasługa doradcy zarządu Zdzisława Kręciny. Człowiek, którego jeszcze niedawno media uczyniły synonimem degrengolady polskiego futbolu, wyjechał z Warszawy i pomógł zbudować drużynę na prowincji. Kręcina ma tytuł doktorski, zna się na piłce, żaden postawiony mu zarzut nie znalazł finału w sądzie. Kiedy patrzę dziś na ludzi zarządzających klubami (a więc i milionami złotych) widzę wyjątkową amatorszczyznę. Jej ofiarą padł m.in. Górnik Zabrze.

Podział ekstraklasy na dwie grupy po sezonie zasadniczym i odebranie każdemu klubowi połowy zdobytych punktów nie podniosły poziomu (a taki miał być cel autorów pomysłu). Większa liczba meczów oznacza jedynie, że możemy częściej oglądać dobrze opłacanych nieudolnych zawodników (średnia płaca w ekstraklasie wynosi 
ok. 40 tys. zł) lub z powodu lenistwa i nieuctwa nietrafiających z pięciu metrów do bramki. Ale mimo to szkoda, że sezon się zakończył. Teraz czas na Euro.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane