Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Powrót do domu

Piotr Wesołowicz 22-09-2016, ostatnia aktualizacja 22-09-2016 09:38

Przyjechał do Warszawy załadowanym po dach polonezem na rok, został na 18 lat. Teraz wraca do Legii, w końcu w głównej roli.

Jacek Magiera w Legii spędził 18 lat.
autor: Bartosz Jankowski
źródło: Rzeczpospolita
Jacek Magiera w Legii spędził 18 lat.

Jacek Magiera ma posprzątać bałagan, który narobił wyrzucony już z klubu Albańczyk Besnik Hasi. Umowa nie jest jeszcze podpisana, ale powrót byłego kapitana Legii jest przesądzony. Zadebiutuje w Lizbonie w meczu Ligi Mistrzów ze Sportingiem we wtorek. Czy człowiek, który zawodu trenera dopiero się uczy, udźwignie ciężar?

Sierpień 1996 roku. Do Warszawy na mecz ligowy przyjeżdża Raków Częstochowa. Trener Hubert Kostka stawia na 19-letniego cherlaka z zadatkami na niezłego piłkarza. Chudemu pomocnikowi tego dnia idzie naprawdę dobrze, po półgodzinie strzela gola. Ostatecznie górą są legioniści, wygrywają 2:1, ale do nastolatka podchodzi po meczu kierownik Ireneusz Zawadzki i pyta, czy chciałby grać w Legii. Magiera bez wahania odpowiada, że tak. – To będziesz – mówi Zawadzki.

Kilka tygodni później, tuż przed świętami, Magiera siedzi w załadowanym po dach polonezie caro. Za kierownicą tata. Rozmawiają, że Jacek do Warszawy pojedzie na rok, a jak mu się w Legii nie spodoba albo nie powiedzie, wróci do domu.

Pełnoletniość w Legii

Został na 18 lat – jako piłkarz, potem w roli asystenta kolejnych trenerów i w końcu jako szkoleniowiec trzecioligowych rezerw. Trafił do galerii sław stołecznego klubu. Odszedł z Warszawy dopiero rok temu, niechciany. Jak się jednak okazało, tylko na chwilę.

– Przyszłość Jacka w największej mierze zależy od tego, jaką pozycję sobie wywalczył już na samym początku, przy podpisywaniu umowy. Jeśli zastrzegł, że będzie miał wpływ na wszelkie ważne obszary, jeśli będzie miał wsparcie osób odpowiedzialnych, to sobie poradzi. Bo to facet bardzo inteligentny, rozsądny, a jego siwe włosy nie wzięły się znikąd – mówi były kolega Magiery z drużyny, dziś menedżer dobrze znający realia panujące przy Łazienkowskiej Cezary Kucharski. – Jeśli jednak Jacek nie wywalczy sobie mocnej pozycji, to jestem pełen obaw. W tym klubie jest zbyt dużo egocentryków. Osób, które przede wszystkim myślą o sobie, a nie o Legii.

Upokorzenie od Berga

Magiera odszedł z klubu w czerwcu zeszłego roku. Dyrektor Jacek Mazurek poinformował go, że kończący się kontrakt nie zostanie przedłużony. 18 lat przekreślone jednym suchym zdaniem. Był w konflikcie z ówczesnym pierwszym trenerem Legii – Henningiem Bergiem. Norweg odpowiadał za cały pion szkoleniowy, ale z Magierą rozmawiał tylko, gdy mijali się na korytarzu. Choć były momenty, w których potrafili pokłócić się o młodzież, za którą odpowiadał Magiera.

Momentem zapalnym był mecz rezerw z Lechią Tomaszów Mazowiecki, kiedy Berg de facto przejął zespół Magiery – posadził na ławce trzech swoich asystentów, a na boisko wysłał dziesięciu piłkarzy pierwszej drużyny. Dla Magiery to był policzek i test charakteru. Wyszedł z niego z klasą. Choć w środku był wściekły, to wiedział, że mający ogromne zaufanie władz Berg jest w hierarchii wyżej. Mecz skończył się kompromitacją – ekstraklasowi piłkarze przegrali 0:3.

Być może Berg traktował go jako konkurenta do roli pierwszego trenera? – Od dłuższego czasu chodziłem sfrustrowany i w klubie wszyscy to widzieli. Myślami jestem już gdzie indziej. Układam sobie w głowie to, co będę robił od nowego sezonu – mówił wówczas Magiera.

Wiele osób miało pretensje do władz o to, jak potraktowały zasłużonego dla klubu piłkarza. – Medali nie potrzebuję – odpowiadał.

Mimo tej dziwnej relacji z władzami, mimo wotum nieufności od Berga, prezes Leśnodorski wciąż Magierę darzył ciepłymi uczuciami. W wywiadzie dla „Rz" otwarcie mówił, że to przyszły szkoleniowiec Legii. – Na razie Jacek zdobywa doświadczenia, jestem z nim w stałym kontakcie, bardzo nam wciąż pomaga. Widzę, jak dużo mu dało wyjście poza ten klub. Jego całe życie to była Legia, na wszystko patrzył z perspektywy klubu. Teraz nabrał nowego spojrzenia i jest to dla niego bezcenne doświadczenie. Nie ma bezpośredniej drogi z trenera drugiej drużyny Legii na szkoleniowca pierwszego zespołu. Uważam, że powinien potrenować seniorów, skompletować sztab i nabrać doświadczeń. Patrzenie na futbol wyłącznie oczami legionisty, jest zbyt wąską perspektywą – mówił Leśnodorski w lutym.

A Magiera realizował się na kilku polach: organizował konferencje, był telewizyjnym ekspertem, doradzał w trzecioligowym Motorze Lublin. Odpoczywał.

Ale mentalnie z Łazienkowskiej się nie wyprowadził. Można było spotkać go w kawiarni, bywał na meczach, przyglądał się piłkarzom z juniorów i rezerw. Raz w miesiącu wybierał się na obiad z prezesem.

W końcu w czerwcu objął pierwszą w życiu posadę trenera dorosłej drużyny. Dostał pracę w pierwszoligowym Zagłębiu Sosnowiec, klubie dla Legii niemal filialnym – grają w nim wypożyczeni z Warszawy piłkarze, doradzają pracownicy warszawskiej drużyny. Następca Magiery również ma mieć legijne korzenie. Dostanie w spadku zespół, który nie przegrał dziewięciu kolejnych meczów i jest liderem.

Choć doświadczenia w roli szkoleniowca dorosłego zespołu Magiera niemal nie ma, to jednak wprawy i przygotowania do zawodu nie można mu odmówić. Do roli trenera Legii szykował się od dziesięciu lat – jako asystent kolejnych szkoleniowców pierwszego zespołu, a potem trener młodzieży. A być może nawet wcześniej, bo notatki z zajęć zaczął robić jako 16-latek.

– Od kiedy pamiętam, miał ciągotki, by prowadzić zespół, być trenerem – wspomina w rozmowie z „Rz" Marek Saganowski. – Brał na rozmowy młodych piłkarzy i tłumaczył, jak mają zachować się na boisku. Jeszcze jako piłkarz robił notatki po każdym treningu. Opisywał mecze i je analizował – dodaje.

Przywiązywał ogromną wagę do nauki. Gdy miał 28 lat, podczas zgrupowania zrobił klasówkę 16-letniemu wówczas Maciejowi Korzymowi. – Poprosił mnie o to. Dałem mu podręczniki, pokazałem, czego ma się nauczyć. Wolał pisać niż odpowiadać. Dostał dziesięć pytań i zaliczył – mówił w „Gazecie Wyborczej" Magiera, który sam jest magistrem historii.

W nocy na porodówkę

– Z moimi piłkarzami przeszedłem wiele, łącznie z nocną podróżą ze zgrupowania do szpitala, na salę porodową. Cieszę się z każdego ich sukcesu. Nie wszystkim wychodzi na boisku, ale jeśli dają sobie radę w życiu, to już są wygrani – tłumaczył w rozmowie z „Rz".

Dlatego dbał, by z Legii wynieśli coś więcej niż umiejętność prostego kopnięcia piłki. Wręczał książki, motywował.

Czy łatka wychowawcy młodych nie przeszkodzi mu w pracy z dorosłą Legią?

– Jacek jest spokojnym człowiekiem, ale autorytetu nie buduje się krzykiem, tylko wiedzą, inteligencją i wynikami – uważa Saganowski. – Czy to dobry moment na to, by objął Legię? Znakomicie zna klub, jego specyfikę. Skoro sam uznał, że to już czas, a władze okazały mu zaufanie, to oznacza, że powinien ofertę przyjąć.

Być może Legia przeprasza się z Magierą, bo widzi w nim kogoś więcej niż strażaka. Właściciele stracili zaufanie do trenerów zagranicznych i pragną w klubie kogoś, kto jest z nim zżyty. Dzięki temu Legia, którą w ciągu ostatnich trzech lat prowadziło czterech trenerów, w końcu otrzyma nieco stabilizacji.

—współpraca żzny

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane