Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zmierzch tytanów

Stefan Szczepłek 23-09-2016, ostatnia aktualizacja 23-09-2016 11:03

Mecz Wisły z Legią staje się walką mistrzów zagrożonych spadkiem.

autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

Czegoś takiego nie pamiętają ani warszawskie cwaniaki, ani krakowskie andrusy. Do zakończenia rozgrywek jeszcze daleko i trudno sobie wyobrazić, żeby Legia nie odbiła się od dna. Ale w przypadku Wisły to już takie pewne nie jest.

Krakowianie zajmują ostatnie miejsce w tabeli (Legia jest trzecia od końca), wygrali zaledwie dwa z dziewięciu meczów: pierwszy i ostatni. Kiedy 16 lipca, na inaugurację rozgrywek, pokonali Pogoń, właścicielem klubu był jeszcze Jakub Meresiński. Pod Wawelem dziwiono się, że Bogusław Cupiał sprzedał klub biznesmenowi podejrzanej konduity, ale jeszcze nie wiedziano, że będzie gorzej. Nowy właściciel okazał się niewiarygodny, a proces sprzedaży-kupna zapoczątkował w Wiśle lawinę zmian, które nie wróżą niczego dobrego.

Drużyna, którą wcześniej, pod wodzą Dariusza Wdowczyka, trudno było pokonać, teraz przegrała siedem meczów z rzędu. Zwyciężyła dopiero przed tygodniem, dzięki bramce Patryka Małeckiego, zdobytej w ostatniej minucie spotkania z Piastem.

– Nie ma się co dziwić – tłumaczył porażki Wdowczyk – zawodnicy są częścią klubu i to, co się w nim dzieje, wpływa na ich dyspozycję.

W przypadku piłkarzy chodziło nie tylko o atmosferę na trybunach, ale i o zaległości w wypłacaniu wynagrodzenia, a to informacja wciąż aktualna. Sytuacja wokół klubu, kiepskie wyniki, a być może i coraz większe wpływy kibolstwa oddziałują na frekwencję. O tym, żeby 33-tysięczny stadion się wypełnił, nie ma co marzyć. Widać nawet tendencję spadkową. Spotkania z Ruchem i Śląskiem oglądało po 12–14 tysięcy widzów. Na ostatni mecz z Piastem przyszło 8,5 tysiąca kibiców.

Jest nadzieja, że tym razem na stadionie padnie tegoroczny rekord frekwencji, ponieważ Legia jest magnesem zawsze i wszędzie (w Polsce), niezależnie od poziomu gry i miejsca zajmowanego w tabeli. O ile Wisła ma problem organizacyjny, którego efektem są słabe wyniki drużyny, o tyle w Legii można mówić o kryzysie sportowym.

Rzadko na wysokim profesjonalnym poziomie zdarza się, aby drużyna jechała na mecz z trenerem tymczasowym. Zwykle klub, nim zwolni trenera, zapewnia sobie jego następcę. Wiadomo, że po Besniku Hasim przyjdzie Jacek Magiera, ale podpisze umowę w sobotę i wtedy zostanie przedstawiony na konferencji prasowej. Do Krakowa nie pojedzie, bo mu jeszcze nie wypada. W jednym meczu Legię poprowadzi Aleksandar Vuković, dotychczasowy asystent Hasiego i Stanisława Czerczesowa.

Legia jest rozbita, szatnia nie mówi jednym głosem, zawodnicy na boisku się nie rozumieją, a tej sytuacji nie da się zmienić natychmiast. Być może dla Wisły to będzie dobra okazja na przełamanie niemocy. Tyle że Legia, choćby w kryzysie, jest zawsze groźna, bo ma więcej dobrych zawodników (jak na ekstraklasę) niż jakikolwiek inny klub. Mecz w Krakowie nie zapowiada się na wielkie widowisko. To raczej będzie płacz nad rozlanym mlekiem.

Trzy najlepsze drużyny: Jagiellonia, Lechia i Termalica, mają po 19 pkt. Prowadząca w tabeli Jagiellonia zmierzy się w Kielcach z Koroną. Cechą charakterystyczną rozgrywek jest nieumiejętność utrzymania równej formy. Gdyby Jagiellonia grała zawsze tak jak przed tygodniem we Wrocławiu (4:0 ze Śląskiem), byłaby jednym z największych faworytów rozgrywek. Ale w tym sezonie faworytów nie ma. Bezbarwna Korona wbiła cztery bramki Lechowi i dwukrotnie po cztery straciła. Trudno się w tym połapać.

W tygodniu sześć klubów ekstraklasy rozgrywało mecze o Puchar Polski. Górnik Łęczna, Arka, Śląsk, Lech i Lechia musiały w związku z tym podróżować po kraju. Być może to też będzie miało wpływ na ich wyniki w lidze.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane