Świąteczna forma
Nie potrafiły wygrać Jagiellonia i Legia. Na szczycie tabeli bez zmian.
W świątecznej kolejce piłkarze zespołów z czołówki pokazali mocno urlopową formę, o czym świadczą bezbramkowe remisy w Białymstoku i w Warszawie. Tylko Lech odrobił straty, podnosząc się po porażce z Legią w poprzedniej kolejce.
Drużyna Nenada Bjelicy pojechała do Płocka i wiadomo było, że tylko trzy zdobyte punkty pozwolą Lechowi utrzymać się w grze o tytuł przed ostatnią kolejką sezonu zasadniczego. I zawodnicy z Poznania sprostali temu zadaniu.
Świetny mecz rozegrał Radosław Majewski, który zdobył piękną bramkę strzałem z dystansu, ustalając w drugiej połowie wynik spotkania na 3:0. Wcześniej dwa gole strzelił 34-letni napastnik Marcin Robak i umocnił się na pierwszym miejscu w klasyfikacji strzelców ekstraklasy. Ma już 15 goli, a warto pamiętać, że w 29 kolejkach tylko 15 razy wychodził w podstawowym składzie drużyny z Poznania. Między 13. a 23. kolejką zaledwie raz znalazł się w wyjściowej jedenastce, a mimo to zdobył w tych meczach siedem bramek.
Trener Bjelica ostatnimi czasy wolał stawiać na Dawida Kownackiego, a dla doświadczonego byłego reprezentanta Polski zostawały końcówki spotkań, czasem dosłownie po kilka, kilkanaście minut. Takiego wyboru dokonał Bjelica chociażby tydzień temu w meczu z Legią. Robak pojawił się dopiero w drugiej połowie i zostawił po sobie znacznie korzystniejsze wrażenie niż Kownacki, niemiłosiernie ogrywany przez Michała Pazdana.
Widocznie jednak Robak przekonał chorwackiego trenera na tyle, że w Płocku znalazł on miejsce dla obu tych piłkarzy – zarówno doświadczonego, jak i bardzo młodego napastnika. Drugi gol był właśnie wynikiem ich współpracy: idealne dośrodkowanie Kownackiego strzałem głową wykończył Robak.
Lech traci do prowadzącej Jagiellonii cztery punkty, a do Legii trzy. Gdyby podział punktów odbywał się już dziś – a nie za tydzień – do obu tych drużyn traciłby dwa punkty.
Na kolejkę przed końcem sezonu zasadniczego potknęła się Jagiellonia. Drużyna Michała Probierza bezbramkowo zremisowała u siebie z Cracovią i remis ten pozostawił u kibiców z Białegostoku poczucie niewykorzystanej szansy i niedosytu.
Jagiellonia dwa tygodnie temu straciła swojego lidera Konstantina Vassiljeva. Prognozy lekarzy dają jednak nadzieję. Według sztabu medycznego klubu z Podlasia estoński pomocnik wróci do gry w decydującym momencie sezonu.
Tydzień temu bez swojego najlepszego zawodnika Jagiellonia wyszarpała zwycięstwo z Zagłębiem Lubin, strzelając gola w czwartej minucie doliczonego czasy gry. Teraz też miała szansę, gdy sędzia Krzysztof Jakubik niemal już trzymał gwizdek w ustach. Po zamieszaniu w polu karnym i strzale jednego z pomocników piłka odbiła się jednak od Damiana Dąbrowskiego i przeleciała obok bramki.
Jagiellonia miała swoje szanse także wcześniej, ale strzelcy za każdym razem trafiali prosto w byłego bramkarza klubu z Białegostoku Grzegorza Sandomierskiego. Właśnie z Podlasia wyjechał on podbijać świat, ale po nieudanych przygodach za granicą (przez trzy lata ani jednego meczu w belgijskim KRC Genk, epizody na wypożyczeniach w Blackburn Rovers i Dinamie Zagrzeb) wrócił do Polski i broni się przed spadkiem wraz z kolegami z Cracovii. Najpierw wprost w Sandomierskiego trafił Piotr Tomasik, a chwilę później po pięknej akcji w polu karnym Fedor Cernych też oddał strzał w bramkarza.
W tej sytuacji Legia przystępowała do meczu z najgorzej grającą na wyjazdach Koroną ze świadomością, że zwycięstwo da jej awans na pierwsze miejsce w tabeli. W Białymstoku wszyscy powtarzają, że walką o mistrzostwo się bawią, że przy budżecie Jagiellonii oraz jej zasobach kadrowych są tylko Kopciuszkiem na balu. W Warszawie nikt nie ukrywa mocarstwowych ambicji, a piłkarze i trener Jacek Magiera chcą wrócić do Ligi Mistrzów, której już w tym sezonie skosztowali. A droga do Champions League wiedzie tylko przez zwycięstwo w ekstraklasie. Dlatego bezbramkowy remis z Koroną jest wpadką poważną.
Maciej Bartoszek, który trenerem Korony został w listopadzie zeszłego roku, z Legią mierzył się trzykrotnie i zdobył w tych spotkaniach siedem punktów. Jego zespoły strzeliły cztery gole, nie straciły żadnego.
W poniedziałek Bartoszek po raz kolejny udowodnił, że wystarczy zaangażowanie, walka i odpowiedni poziom koncentracji, by wywieźć punkty nawet ze stadionu przy Łazienkowskiej.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.