Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Jest źle, ale mogło być gorzej

Piotr Żelazny 27-07-2017, ostatnia aktualizacja 27-07-2017 09:31

Za tydzień rewanż w Warszawie i mistrzów Polski czeka bardzo trudne zadanie w eliminacjach Champions League.

autor: Nowak Piotr
źródło: Fotorzepa

Nie będzie to jednak misja z gatunku niemożliwych do wykonania, choć szanse na drugi kolejny awans do Ligi Mistrzów poważnie zmalały. W dodatku trzeba otwarcie przyznać, że w stolicy Kazachstanu mistrzowie Polski mieli masę szczęścia.

Spotkanie rozpoczęli w tragicznym stylu. Przez pierwsze pięć minut nie byli w stanie wyjść z własnej połowy. Jakby zbyt mocno wzięli sobie do serca opowieści o tym, jak trudno gra się w Astanie. W jednej z akcji w ostatniej chwili Legię uratował Michał Pazdan, który rozpaczliwym wślizgiem wybił piłkę spod nóg napastnika. Gdy w końcu udało się nieco uspokoić grę, a Legia nawet zaczęła mieć niezłe okazje, straciła dwa gole.

Bramkę, która daje nadzieję przed rewanżem, zdobył dziesięć minut przed końcem spotkania Armando Sadiku. Michał Kucharczyk chciał strzelać, źle trafił w piłkę i wyszła z tego piękna asysta. Gdyby jednak w tym momencie było 3:0 albo nawet wyżej dla gospodarzy, zawodnicy Jacka Magiery nie mogliby mieć do nikogo pretensji.

Gdy wydawało się, że mimo kiepskiej gry uda się wywieźć z Astany przyzwoity wynik (jakim byłaby porażka 1:2 – w rewanżu wystarczyłoby wygrać 1:0), duet afrykańskich napastników znów rozmontował obronę Legii. Junior Kabananga podał do Patricka Twumasiego, a napastnik uderzył w pełnym biegu. Piłka odbiła się od słupka i wpadła do bramki. Była to już czwarta minuta doliczonego czasu gry. Słodką tajemnicą Macieja Dąbrowskiego pozostanie, dlaczego nie powstrzymał w środku pola rozpędzającego się Kabanangi.

Duet czarnoskórych napastników siał postrach w defensywie mistrzów Polski. Kabananga z Kongo i Twumasi z Ghany byli silni, szybcy, ze zmysłem do gry kombinacyjnej, sprawiali mnóstwo problemów. W rewanżu za tydzień Legii będzie z ich strony grozić wielkie niebezpieczeństwo. Mistrz Polski musi atakować, a Kazachowie nastawią się na szybkie ataki, które lubią ich napastnicy.

Przed meczem w stolicy Kazachstanu najwięcej mówiło się o murawie – sztucznej, nie najlepszej jakości, na której piłka dziwnie się odbija i dostaje przyspieszenia w nieoczekiwanych momentach – a także o różnicy czasu i specyficznym klimacie. To wszystko jednak marne wymówki i nie można nimi tłumaczyć złego występu Legii.

Szczególnie że w drugiej połowie piłkarze Magiery pokazali, iż jednak można – czego dowodem gol Sadiku. Doskonałe okazje na początku drugiej połowy zmarnowali Thibaut Moulin oraz Guilherme. Gorzej, że po tym niezłym okresie wróciły demony z początku meczu. Legioniści znów byli niedokładni, a przede wszystkim w porównaniu z rywalami wyglądali na znacznie gorzej przygotowanych fizycznie. Niemal każdy pojedynek biegowy przegrywali, dawali się przepychać.

Jeśli mistrz Polski zostanie na tym etapie wyeliminowany, dostanie jeszcze szansę awansu do fazy grupowej Ligi Europejskiej – zagra w IV rundzie kwalifikacji.

Astana – Legia 3:1 (Kabananga 36, Majewski 45, Twumasi 90+4 – Sadiku 79)

LEGIA: A. Malarz – A. Jędrzejczyk, M. Dąbrowski, M. Pazdan. A. Hlousek – T. Moulin, K. Mączyński – D. Nagy (63, C. Pasquato), K. Hamalainen (70, A. Sadiku), Guilherme – M. Kucharczyk (83, K. Michalak)

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: piotr.zelazny@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane