Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Łódki na Wiśle

Olgierd Kwiatkowski 03-07-2018, ostatnia aktualizacja 03-07-2018 12:11

Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie ma 140 lat. To najstarszy klub sportowy 
w Polsce. Wychował medalistów olimpijskich, chce, by w Tokio znów wychowankowie stanęli na podium.

Fotografia grupowa członków osady wyścigowej (reprodukcja ze starej fotografii z 1889 roku)
źródło: nac
Fotografia grupowa członków osady wyścigowej (reprodukcja ze starej fotografii z 1889 roku)
Czwórka ze sternikiem na przystani. Od lewej: Edward Kobyliński, Stanisław Urban,  sternik Jerzy Skolimowski, Janusz Ślązak i Jerzy Braun – rok 1932
źródło: nac
Czwórka ze sternikiem na przystani. Od lewej: Edward Kobyliński, Stanisław Urban, sternik Jerzy Skolimowski, Janusz Ślązak i Jerzy Braun – rok 1932
Święcenie nowych łodzi, w tle most Poniatowskiego – rok 1938
źródło: nac
Święcenie nowych łodzi, w tle most Poniatowskiego – rok 1938

W maju podczas otwarcia sezonu przy stołecznej ulicy Wioślarskiej było tłoczno i hucznie. Tym razem kulminacyjnym punktem nie było jednak wypłynięcie łódek na Wisłę, ale otwarcie nowej siedziby klubu. Godne uczczenie istniejącego 140 lat towarzystwa.

Niedawno odbyły się regaty „140 WTW Anniversary Rowing Regatta". Zawodnicy popłynęli w biało-niebieskich strojach z dawnej epoki. Był piknik, wspólne oglądanie transmisji z zawodów Pucharu Świata w Linzu, w których zwycięstwo w jedynce wagi lekkiej odniosła zawodniczka WTW Joanna Dorociak. We wrześniu w Muzeum Sportu i Turystyki nastąpi otwarcie wystawy o historii WTW.

Wbrew zakazowi Rosjan

W 1878 roku Jan Matejko zaprezentował Polakom w Krakowie obraz „Bitwa pod Grunwaldem". W Warszawie znajdującej się pod rosyjskim zaborem nastąpiło otwarcie Wielkiej Synagogi na Tłomackiem, zniszczonej potem podczas II wojny światowej. Z wielkim oburzeniem carski namiestnik hrabia Paweł Kotzebue przyjął fakt, że rabin Izaak Cylkow wygłosił kazanie po polsku. W Priwislinskim Kraju, jak nazywali po powstaniu styczniowym swój zabór, Rosjanie zakazywali działania organizacjom narodowym. Wszędzie węszyli spiski.

W tym samym roku kilkunastu młodych ludzi (podobno było ich 15) założyło Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie. Przewodzili im kupiec Antoni Chojnacki i rzemieślnik Władysław Deniszczuk. Pływali na łódce o nazwie „Nimfa". Wystrugał ją w swoim warsztacie stolarz Mianowicz. Wszystko to działo się jednak po cichu, nielegalnie. Ale chęć do ruchu na świeżym powietrzu młodych ludzi była silniejsza niż te obostrzenia. Po czterech latach stowarzyszenie liczyło blisko 300 wioślarzy. Pływali na 19 łodziach. Pierwszy prezes WTW Henryk Stankiewicz wystarał się u władz o zarejestrowanie działalności organizacji. Pomagał mu w tym Bolesław Prus. Głównym celem, co wpisano do statutu w paragrafie pierwszym, było „zachęcanie ludności miejscowej do jazdy na łodziach wiosłowych i żaglowych, jako też na statkach parowych oraz wpływanie skutecznie na ulepszenie ich budowy". Członkami WTW mogły być osoby wszelkich stanów, które ukończyły 21. rok życia. Ale do klubu nie mogły należeć „osoby płci żeńskiej". Mimo tych zakazów kobiety pojawiały się na Wiśle i wiosłowały w osadach męskich ze sternikiem. Klub nie ograniczył się do sekcji wioślarskiej. Młodzi warszawiacy mogli też uprawiać w nim inne dyscypliny – gimnastykę, łyżwiarstwo, pływanie.

Medale w Los Angeles

Szybko WTW stało się popularnym stowarzyszeniem sportowym. Pierwszą przystanią, jeszcze tylko dla legendarnej „Nimfy", była zatoka przy ulicy Bednarskiej, tamże zbudowano pływającą przystań na Wiśle. Powstawały filie WTW w Płocku, Włocławku, Kaliszu, a nawet w zaborze pruskim – w Poznaniu. Do klubu przystępowali warszawiacy z różnych środowisk. Jednym z prezesów był hrabia Ksawery Branicki, przekazał klubowi działkę przy ulicy Foksal. Powstały tam gmach w stylu neogotyckim stał się zimową siedzibą WTW. Wewnątrz znajdowały się pokoje do spotkań, restauracje, sale gimnastyczne. WTW rozkwitło, członkami zostali Bronisław Prus i Henryk Sienkiewicz.

Rosjanie mieli później powody, by żałować zalegalizowania działalności klubu. Podczas wojny polsko-bolszewickiej 1920 roku, kiedy mosty zostały zburzone, członkowie towarzystwa wykorzystali doświadczenie w poruszaniu się na wodzie, by zachować połączenie między prawym i lewym brzegiem Wisły. W uznaniu zasług klubowi przyznano działkę przy obecnej ulicy Wioślarskiej. W 1929 r. powstała w tym miejscu jedna z najbardziej nowoczesnych przystani wioślarskich w Europie. W latach 30. XX wieku klub zrzeszał 2 tysiące członków. Panowała moda na WTW, ugruntowały ją sukcesy sportowe.

W igrzyskach olimpijskich w Los Angeles w 1932 r. wioślarze WTW zdobyli srebrny medal w dwójce ze sternikiem (Jerzy Braun, Janusz Ślązak) i brązowy w czwórce ze sternikiem. Braun pochodził z Bydgoszczy i reprezentował barwy Bydgoskiego Towarzystwa Wioślarskiego, przed igrzyskami przeniósł się jednak do WTW. Podobnie Ślązak, który opuścił AZS AWF Warszawa. WTW gwarantowało lepsze przygotowanie, reprezentowanie klubu, który skupiał uwagę warszawiaków, dodawało prestiżu.

Wojna i czasy stalinowskie napisały nowy rozdział. Przystań i budynek zostały zbombardowane, a po zakończeniu działań wojennych działalność aż do 1957 roku zawieszono. Członkowie towarzystwa nie przystąpili do narzuconego przez komunistyczne władze zrzeszenia klubów budowlanych. Zabroniono im wstępu na przystań.

Mozolna odbudowa trwała kilka miesięcy po odwilży październikowej 1956 r. Z czasem WTW otrzymało kawałek terenu przy Cyplu Czerniakowskim, a siedziba znajdowała się na osadzonym na Wiśle statku „Kościuszko". W latach 70. klub odzyskał budynek przy Foksal, a po upadku PRL przystań przy Wioślarskiej. W 2012 r. zarząd sprzedał część działki przy Wioślarskiej prywatnemu inwestorowi i zbudował nową, okazałą siedzibę.

Siedziba jest, ale brak przystani

Okazały kilkupiętrowy budynek z emblematem WTW rzuca się w oczy przejeżdżających jedną z najruchliwszych arterii w Polsce – Wisłostradą. – Nasze biuro w takim miejscu, z taką reklamą klubu pomaga. Ludzie zaczęli się nami interesować – przyznaje dyrektor WTW Maciej Śliwiński.

Jeśli budynek z lat 30. uważany był za jeden z najnowocześniejszych w Europie, to obecna siedziba po prostu taką jest. Klub wioślarski to zazwyczaj kontener, hangar, czasami restauracja i przystań. WTW ma siedmiokondygnacyjny budynek. Wewnątrz biura pomieszczenia dla łodzi, siłownia z osobną salą dla ergometrów. Jest basen wioślarski, umieszczony na parterze z łodzią na osiem stanowisk. Tam młodzi zawodnicy doskonalą technikę, starsi trenują wtedy, kiedy nie można pływać na Wiśle. Dwa piętra klub wynajął na biura, żeby stać go było na pokrycie kosztów utrzymania nieruchomości. W WTW od 140 lat umiejętnie gospodaruje się majątkiem.

Ale nie wszystko wygląda tak ładnie jak nowa siedziba. Klub wciąż nie ma przystani. Z hangaru zawodnicy wynoszą łódki na plecach i zrzucają na wodę. Nie jest to ani wygodne, ani bezpieczne. – To nasz największy problem – mówi dyrektor Śliwiński. Jego zdaniem są trzy powody, że nowa przystań po zdemontowaniu przed czterema laty starej jeszcze nie powstała.

Pierwszy to kamienie leżące na brzegu Wisły. Na kamieniach nie można postawić przystani. Musi przypłynąć barka, wybrać je, oczyścić teren. Nie jest to skomplikowana operacja, ale klub nie dostał na to pozwolenia. Urzędnicy uważają, że kamienie stanowią podstawę pod faszynę, a interwencja ludzka naruszy ekosystem.

Kolejnym powodem są pieniądze. WTW miało w ostatnim czasie spore wydatki – budowa siedziby (18 mln zł), finansowanie przygotowań olimpijskich swoich zawodników, codzienne funkcjonowanie klubu. Trzeci powód objawił się niedawno. Przystań miałaby znaleźć się przy moście Poniatowskiego, tuż za odnowionymi Bulwarami Wiślanymi, gdzie rozkwitło nocne życie Warszawy. Nie zawsze jest bezpiecznie. Obok siedziby WTW straż miejska postawiła właśnie kontener, by łatwiej było jej kontrolować teren. Przystań musiałaby być dobrze zabezpieczona przed wandalami.

Kredyt na łódki

Trzy sekcje sportowe – wioślarska, kajakarska i żeglarska – mają 150 zawodników, WTW ma 300 członków. Na ulicy Zaruskiego w basenie czerniakowskim odbywają się pierwsze kursy wiosłowania dla zawodników, którzy chcą trenować wyczynowo, i dla amatorów, których jest coraz więcej. – Trudno mówić o modzie na wioślarstwo, ale zgłaszają się do nas ludzie w przeróżnym wieku. Chcą pływać na naszych łodziach. Przy pięknej pogodzie to doskonała rozrywka. Szkolimy ich, namawiamy do przystąpienia do klubu – opowiada prezes Śliwiński.

Zarząd mocno stawia na sport wyczynowy. Wioślarzom, którzy są w kadrach narodowych, stara się pomagać, a to wymaga inwestycji. Koszt łódki jedynki przekracza 20 tys. zł. Ósemka kosztuje ponad 100 tys. zł. Trzeba jeszcze przewieźć specjalnym samochodem sprzęt na zawody, konserwować go. Dochodzą wydatki na odżywki, fizjoterapeutów, psychologów...

Na Wioślarskiej są dumni, że dwa lata temu w Rio de Janeiro, po 84 latach, zawodnik WTW został ponownie medalistą igrzysk olimpijskich. W czwórce podwójnej Joanna Leszczyńska (dziś Hentka) w swoim drugim olimpijskim starcie zdobyła brązowy medal. Leszczyńska jest wychowanką klubu, w WTW trenowała także jej mama, która przyprowadziła córkę na pierwszy trening. Joasia miała wtedy 14 lat, trenowała ją Maria Sorys, która wcześniej szkoliła jej mamę. Początkowo pływała w ósemce, zdobywając medale młodzieżowych mistrzostw świata, kiedy zmieniła konkurencję na czwórkę podwójną, sukcesów też nie brakowało. Medal olimpijski z Rio jest najlepszą nagrodą za lata ciężkich treningów. – Dużo zawdzięczam klubowi. Zapewnia nam warunki do treningu. Miasto niestety nie zawsze nam pomaga – mówiła medalistka po powrocie z Brazylii.

Aby dobrze przygotować swoją najlepszą zawodniczkę do igrzysk, klub – pierwszy raz w historii – zaciągnął kredyt na zakup łodzi. – Bez tego niemożliwy byłby postęp sportowy – tłumaczy prezes Śliwiński.

Leszczyńska przyznała, że zastanawiała się kiedyś nad przeprowadzką do Bydgoszczy, gdzie działają dwa najsilniejsze kluby w kraju, ale o pozostaniu w Warszawie zdecydował sentyment i zaangażowanie WTW.

Na igrzyskach olimpijskich w Rio de Janeiro wystąpiło jeszcze dwoje zawodników z WTW. Marcin Brzeziński był piąty w ósemce, Weronika Deresz siódma w dwójce podwójnej wagi lekkiej, Sylwia Lewandowska była rezerwową w czwórce podwójnej. Ogromnego pecha miała Joanna Dorociak, która musiała zrezygnować ze startu z powodu kontuzji.

Wioślarki i wioślarze WTW byli obecni na trzech ostatnich igrzyskach – w Pekinie, Londynie i Rio. W przeszłości medalistami mistrzostw świata i Europy było kilkoro zawodników z Wioślarskiej – Grzegorz Wdowiak, Agnieszka Renc, Kamila Soćko-Włodek. Przez pewien czas w WTW trenował brązowy medalista igrzysk z Barcelony Kajetan Broniewski.

Obecnym władzom klubu udało się zrealizować dwa cele. Powstała nowa, zarabiająca na siebie siedziba, a zawodniczka WTW sięgnęła po medal olimpijski. Zarząd chce, by dynamicznie rozwijały się sekcje wyczynowe i na kolejnych igrzyskach w Tokio zawodnicy WTW walczyli o medale.

Władze chcą nawiązać do starych dobrych czasów, kiedy Warszawskie Towarzystwo Wioślarskie przyciągało znane postaci życia publicznego i sportowego, kiedy warszawiacy tłumnie przychodzili na imprezy.

– Chcemy przywrócić życie towarzyskie WTW, działać społecznie przez imprezy, głównie charytatywne. Kiedyś nasz klub organizował popularne spływy do Góry Kalwarii, Czerwińska. Byłoby dobrą rzeczą przeprowadzić rejsy na ciekawe nadwiślańskie plaże. Pomysłów mamy wiele – deklaruje Maciej Śliwiński. ©℗

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane