January N. Misiak „Siedem Tygodni” ****
Siedem tygodni szarpania się z życiem, spotkań ze śmiercią, frustracji i potyczek z rodziną. Brzmi jak wyrok, a jednak obcowanie z debiutanckim albumem komiksowym Januarego Misiaka to przyjemność.
Na samym początku w oczy rzuca się zmyślna kompozycja. Każdy z rozdziałów jest jednym tygodniem, a paski odpowiadają poszczególnym dniom. Cóż z tego, skoro czwartki bywają równie ciężkie co poniedziałki, a piątki niewiele bardziej optymistyczne od „małej soboty” czyli środy? Główny bohater bez problemu uzasadnił to zacieranie się czasowych podziałów. W końcu, jak mówi „kiedyś dni były jak tygodnie, tygodnie jak miesiące, a miesiące jak lata”. I dodaje „dzisiaj dni mijają jak godziny, a wszystko wydaje się być na wyciągnięcie ręki...”. Przy czym jego ręka sięga akurat tego, co mało optymistyczne.
Obserwujemy sytuacje, w których trzydziestoletni ojciec, co gorsza z tak niepoważnym zawodem jak rysownik komiksowy, nie ma zbyt wielu powodów do śmiechu. Ale kto byłby szczęśliwy, gdyby codziennie spotykał się z lekceważącym podejściem bliskich, zwłaszcza kobiet, a nieuchronnie zbliżająca się śmierci wisiała nad głową niczym miecz Damoklesa? Na szczęście January Misiak nie buduje egzystencjalnej ramoty. Umie przekuć cały pesymizm i fajtłapowatość postaci w niezły żart. Oczywiście raczej z gatunku tych czarnych, mocno autoironicznych. Czasem abstrakcyjnych, a czasem cudownie intelektualnych, przywodzących na myśl najlepsze monologi Woody’ego Allena z „Annie Hall” czy „Manhattanu”. Błyskotliwe riposty, trafne spostrzeżenia i – co rzadkie - absolutny brak przekonania o umysłowych deficytach czytelnika - to właśnie cechy komiksów Misiaka.
Choć historie po raz pierwszy ukazują się na papierze, wydają się być z myślą o nim tworzone. Mają bowiem formę klasycznych pasków rodem z najlepszych amerykańskich dzienników. Czysta, krągła kreska, silny, co ważne własny styl rysowania postaci, skecze rozpisane najczęściej na trzy kadry. Jest tylko jeden kłopot, kolejne odcinki nie zawsze trzymają poziom. Są dobre, nawet znakomite – gdy tylko na horyzoncie, choćby myślowym, pojawia się matka bohatera widząca go w wymarzonej roli nauczyciela plastyki. Niestety przydarzyło się również kilka nijakich, bez których całość mogłaby się spokojnie obyć. Kiedy ankieterka pyta o ulubionego muszkietera, a domorosły treser lwów wychodzi tylną częścią zwierzęta, mamy wrażenie że ani socjologia dla opornych, ani przaśność nie jest tym czego „Siedem Tygodni” potrzebuje.
Nie zmienia to jednak finalnego werdyktu - to udany i dojrzały debiut. Polskie gazety powinny się czujnie rozglądać. Może wciąż jest szansa na doprawienie rozpolitykowanych, zarzuconych coraz to większymi zdjęciami łam misiakowymi paskami?
January N. Misiak „Siedem tygodni” ****
Wyd. Kultura Gniewu Premiera: Czerwiec 2010 Cena: 24.90
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.