DRUKUJ

Paragrafy zamiast budowy

Robert Biskupski 20-09-2010, ostatnia aktualizacja 24-09-2010 14:02

Armia prawników zajmie się stołecznymi szkieletami. Prokuratorzy – sprawami biurowca przy pl. Politechniki i Żagla Libeskinda, a windykatorzy – hotelem przy ul. Chałubińskiego.

28 miesięcy trwa budowa  tzw. Żagla Libeskinda
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
28 miesięcy trwa budowa tzw. Żagla Libeskinda
48 miesięcy trwa budowa hotelu System przy ul. Chałubińskiego
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
48 miesięcy trwa budowa hotelu System przy ul. Chałubińskiego
217 miesięcy trwa budowa wieżowca przy placu Politechniki
autor: Michał Wojsz
źródło: Fotorzepa
217 miesięcy trwa budowa wieżowca przy placu Politechniki

Najwyższa Izba Kontroli sprawdziła, czy warszawskie urzędy prawidłowo kontrolują ciągnącą się od kilkunastu lat budowę biurowca przy pl. Politechniki. Wyniki nie były dobre, o czym pisaliśmy niedawno w „ŻW”. Do prokuratury NIK skierowała aż dwa doniesienia o „uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstwa”.

Pierwszy z nich dotyczy urzędu miasta i Urzędu Dzielnicy Śródmieście. Kontrolerzy uznali, że urzędnicy działali na szkodę interesu publicznego, ponieważ nie dopełnili obowiązków, czyli nie wyegzekwowali od inwestora – Spółdzielni Budowlano-Mieszkaniowej Bratniak – kar umownych i opłaty na rzecz rozwoju miasta.

Nikt nie chciał pieniędzy

Deweloper obiecał, że budynek będzie gotowy z końcem 1993 r., spóźnia się już 17. rok. Za każdy kwartał opóźnienia miał zapłacić karę. Symboliczną – 3 tys. zł. Nikt jej jednak nie egzekwował, nie upominano się też o opłatę na rzecz rozwoju miasta, która miała być częściową refundacją za korzystanie z miejskiej infrastruktury. Za spóźnienie spółdzielnia zalega miastu – jak wyliczyła NIK – 192 tys. zł.

– Te zarzuty dotyczą lat, gdy dzielnicą rządził ktoś inny – mówi wiceburmistrz Śródmieścia Marcin Rzońca. – My staramy się teraz sprawę wyprostować. Wysłaliśmy do inwestora wezwanie do zapłaty, lecz ten je odrzucił. Sprawa skończy się w sądzie.

Nadzwyczaj ufny inspektor

Prokuratura zajmie się też podejrzeniem o poświadczenie nieprawdy przez jednego z inspektorów Powiatowego Inspektoratu Nadzoru Budowlanego. W 2007 r. przyszedł on na budowę i nie znalazł żadnych nieprawidłowości. Uznał, że wszystko toczy się zgodnie z ustalonym i zatwierdzonym projektem budowlanym.

Nie wiadomo jednak, z jakim, ponieważ kontrolerzy NIK ustalili, że inspektor zatwierdzonego projektu budowlanego nie znał. W PINB takiej dokumentacji najzwyczajniej w świecie nie było.

Okazało się też, że inspektor nie dokonywał żadnych pomiarów, a brak odstępstw od projektu stwierdził tylko na podstawie dokumentacji przedstawionej przez inwestora i oświadczeń inspektora nadzoru. – Zarzuty nie dotyczą działania całej instytucji, lecz jednego kontrolera – mówi dyrektor PINB Andrzej Kłosowski. – Nie chcę się za niego wypowiadać, bo już u nas nie pracuje.

Szantaż na rusztowaniach

Do prokuratury trafiło też zawiadomienie Orco Property Group, dewelopera budującego osławiony Żagiel Daniela Libeskinda przy ul. Złotej 44. Oskarża on mieszkańców sąsiedniego bloku, za sprawą których stracił pozwolenie na budowę.

Deweloper zaprosił na negocjacje adwokata skarżących, a rozmowę nagrał. Uznał, że żądanie wykupu ich mieszkań w bloku zbudowanym za czasów Gomułki po wysokiej nawet jak na Śródmieście cenie (20 tys. zł za metr kw.) lub oddania im apartamentów w nowym budynku to szantaż.

– Przekazaliśmy sprawę do prokuratury i czekamy na werdykt – mówi Alicja Kościesza, dyrektor sprzedaży i marketingu polskiego oddziału Orco. Trwa jednak spór między prokuraturami w Śródmieściu i na Ochocie, która z nich powinna zająć się tą sprawą. Żaglem Libeskinda interesują się też prawnicy wojewody mazowieckiego. Specjaliści od prawa budowlanego ponownie rozpatrują skargi sąsiadów. Tych, których deweloper podał do prokuratury.

– Wysłaliśmy do wszystkich stron postępowania zawiadomienie o możliwości zapoznania się z dokumentacją sprawy – mówi rzeczniczka wojewody Ivetta Biały. – Czekamy teraz na potwierdzenia odbioru. Gdy tylko do nas dotrą, będziemy mogli ogłosić, czy pozwolenie zostanie przywrócone.

Szkielet na kredyt

Prawnicy zajmą się też sprawą szkieletu stojącego u zbiegu ulic Chałubińskiego i Wspólnej. Tym razem będą to specjaliści od windykacji długów. Chodzi o ponad 12 mln zł, których od krakowskiego dewelopera Salwator żąda spółka Budimex, która wybudowała szkielet.

„Prace na budowie wartej 25,5 mln zł rozpoczęły się jesienią 2006 roku i zostały w całości wykonane zgodnie z umową. Niestety okazało się, że Salwator nie jest w stanie dokończyć swojej inwestycji i zalega ze spłatą ok. 50 proc. należnej kwoty. Mimo trzykrotnie podejmowanej próby ustalenia kolejnych terminów spłaty długu (nawet w częściach) żaden z nich nie został dotrzymany” – czytamy w komunikacie Budimeksu.

Spółka postanowiła więc rozpocząć egzekucję z majątku dewelopera. – W tej chwili, zgodnie z prawem, nasz dłużnik ma 14 dni na spłatę długu – mówi rzecznik Budimeksu Krzysztof Kozioł. – Jeśli tego nie zrobi, do akcji wkroczą komornicy.

Deweloper zapewnia, że sprawa budynków przy ul. Chałubińskiego i drugiego szkieletu tej spółki – u zbiegu ulic Sobieskiego i Sikorskiego – rozstrzygnie się do końca roku.

– Do tego czasu albo sprzedamy budynek komuś, albo wznowi budowę sieć hoteli System – słyszymy w biurze Salwatora. – Rozmowy są już bardzo zaawansowane.

Specjaliści uważają, że szkielety nie znikną dopóty, dopóki nie zmieni się prawo. – Nie ma jasnych przepisów w takich sprawach w Polsce – mówi Patryk Zaremba z Forum Rozwoju Warszawy. – Brakuje sędziów, którzy są specjalistami w prawie budowlanym czy planowaniu przestrzennym. To powoduje, że sprawy utykają w sądach, a wyroki są ze sobą sprzeczne. Dopóki system się nie poprawi, dopóty rozgrzebane budowy będą straszyć przechodniów.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy