Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

M-2 na wiślanej fali

Anna Brzezińska 26-08-2009, ostatnia aktualizacja 26-08-2009 22:35

Wybór mieszkania nie musi być jednoznaczny z wyborem miejsca do życia – przekonuje małżeństwo z Konstancina-Jeziorny. Ich pływający dom cumuje nieopodal pomnika Syrenki.

Joanna Suchecka  i Sebastian Kucharuk postanowili zamieszkać  w pływającym domu
autor: Dominik Pisarek
źródło: Fotorzepa
Joanna Suchecka i Sebastian Kucharuk postanowili zamieszkać w pływającym domu

Zaczęło się niegroźnie. Od żartów na temat wizji mobilnych domów – mówi Joanna Suchecka, projektantka mody, która wraz z grafikiem Sebastianem Kucharukiem od trzech tygodni mieszka w pływającym domu.

Wkrótce okazało się jednak, że zarówno ojciec Sebastiana, autor koncepcji „Dododomu” – obiektu ekologicznego, uniezależnionego od miejskich sieci – jak i sam Sebastian potraktowali tę zabawę całkiem poważnie.

Widok na kaczki wliczony w cenę

– A czemu nie? – pomyślałam. Decyzja kupna mieszkania wiąże się w wyborem lokalizacji, która nie zawsze nam odpowiada. Tutaj mamy pełną swobodę. Możemy zatrzymać się niemal wszędzie, gdzie zechcemy.

Z propozycją budowy pływającego domu, opartą w znacznej części na własnym projekcie, małżeństwo zgłosiło się do firmy w Tomaszowie Mazowieckim. Przedsiębiorstwo specjalizuje się w takich konstrukcjach – tyle że na eksport.

Realizacja pomysłu zajęła rok. Dom ma 40 mkw., a tarasy aż 60 mkw. W środku zastosowano wiele ekologicznych rozwiązań. Są wiatraki napędzające energię, oświetlenie energooszczędne i lampki na energię słoneczną.

– Nowe warunki wymuszają na nas zmianę nawyków – podkreśla Sebastian. – Nowy styl życia okazuje się jednym z największych atutów mieszkania na rzece.

Zaskoczeniem był też koszt. Nie odbiega on znacznie od cen lokali stacjonarnych. – Wraz z urządzeniem wyszło nam 9 tys. zł z metra – mówią właściciele domu.

Teraz małżeństwo postawiło sobie za cel propagowanie w Polsce idei pływających domów. Dlatego chętnie oprowadza po włościach wszystkich, którym podoba się ich styl życia. – W Holandii czy Anglii takie inicjatywy są bardzo popularne. A w Polsce – niemal nieznane. Mało kto wie, jak cudownie jest budzić się i widzieć szalejące za oknem kaczki – mówi Sebastian, który docelowo planuje dopłynąć do Paryża.

Na co kot woli nie patrzeć

Życie na wodzie niesie jednak ze sobą tyle samo radości, co problemów. – Najgorsze mamy już chyba za sobą – mówi Sebastian, który ma patent sternika. – Na początku obawiałem się, że w związku z nieregularnym nurtem Wisły będziemy mieć problemy z przemieszczaniem się. To faktycznie niełatwe, bo sporo tu mielizn, ale już wiem, że możemy liczyć na pomoc doświadczonych kapitanów.

Gorzej z zapleczem portowym. Poza Żeraniem niewiele miejsc jest przystosowanych do cumowania i obsługi pływających. Port Praski jest zamknięty dla statków. Przy niskiej wodzie nawet motorówki policyjne mają problem z dostaniem się do niego. Równie płytki jest Port Czerniakowski, w którym na stałe znajduje się kilka mieszkalnych barek.

To jednak nie odstrasza małżeństwa. Wątpliwości co do trafności ich decyzji ma tylko kot. Zamieszkał na stałe w szafie.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane