Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kościuszko: Żołnierz wolności

Krzysztof Jóźwiak 20-10-2018, ostatnia aktualizacja 20-10-2018 00:00

Nie był wielkim wodzem ani wybitnym politykiem, chociaż talentu z pewnością mu nie brakowało.

≥Car Paweł I uwalnia Kościuszkę i innych polskich jeńców z niewoli
źródło: POLONA
≥Car Paweł I uwalnia Kościuszkę i innych polskich jeńców z niewoli
źródło: POLONA

Bitwa pod Maciejowicami powoli dobiegała końca. Po kilku godzinach walki Kościuszko wiedział już, że dowodzona przez niego armia poniosła klęskę. Wyczekiwana z utęsknieniem brygada Ponińskiego wciąż nie nadchodziła. Kiedy naczelnikowi nie udało się zatrzymać uciekającej z pola bitwy kawalerii i został przez nią zagarnięty w stronę Warszawy, zrezygnował z dalszego oporu. W okolicy folwarku Krępa polskiego dowódcę dopadają Kozacy. Gdy ten próbuje konno przesadzić bagnisty rów, wierzchowiec nie daje rady, upada, a wraz z nim jeździec. Ranny i zdesperowany Kościuszko wyciąga pistolet i wkłada lufę do ust. Pociąga za cyngiel. Rozlega się metaliczny trzask, lufa krócicy jest pusta. Chwilę potem dosięgają go kozackie piki, jedna trafia w biodro, druga przecina nerw kulszowy. Na koniec bezbronnego jeńca tnie pałaszem przez głowę rosyjski kawalerzysta. Kościuszko traci przytomność.

Żołnierze wroga nie zdają sobie sprawy, z kim mają do czynienia – polski wódz naczelny ubrany jest w chłopską sukmanę przepasaną zielonym sznurem. Początkowo jedynie ograbiają nieprzytomnego. Dopiero kiedy postanawiają go dobić, jeden z polskich jeńców krzyczy: „Nie zabijaj, to Kościuszko". Kozacy na zaimprowizowanych noszach znoszą go z pobojowiska.

Pod Maciejowicami życie Kościuszki przełamuje się na pół. Wszystko, co najbardziej chwalebne i doniosłe, należy już do przeszłości. Po upadku powstania i opuszczeniu carskiego więzienia żyje jeszcze wiele lat na emigracji, ale już nigdy nie włącza się w główny nurt wydarzeń. Gdy tylko może, stara się jednak pomóc uciemiężonej ojczyźnie, a także po prostu innym ludziom, bez względu na ich pochodzenie czy kolor skóry. Bo Kościuszko nigdy nie zdradzi ideałów, które głosi. Obce jest mu dążenie do osobistych zysków, korzyści i władzy, jako jeden z pierwszych Polaków podnosi kwestię zlikwidowania półniewolniczego systemu pańszczyźnianego, a kiedy zostaje dyktatorem powstania, jasno i otwarcie oznajmia: „Za samą szlachtę bić się nie będę, chcę wolności dla całego narodu i dla niej wystawię tylko me życie". Niewiele jest w naszych dziejach postaci, które w kwestii moralności mają tak czystą kartotekę.

Poleskie korzenie

Przyszły naczelnik insurekcji urodził się na Polesiu w małym majątku ziemskim Mereczowszczyzna, położonym pod Kosowem w powiecie słonimskim. Był czwartym dzieckiem miecznika brzeskiego Ludwika Tadeusza i Tekli Kościuszko z domu Ratomskiej. Była to średniozamożna szlachta o ruskich korzeniach. Protoplastą rodu był Konstanty Fedorowicz, który w 1509 r. otrzymał od króla Zygmunta Starego majątek Siechnowicze. Rodzina szybko się spolszczyła.

W 1755 r. w wieku dziewięciu lat Tadeusz wraz z bratem Józefem został wysłany do szkoły pijarskiej w Lubieszowie. Kluczowe dla ukształtowania się jego charakteru i poglądów były jednak lata 1765–1774. Najpierw dzięki protekcji Czartoryskich trafił do renomowanej Szkoły Rycerskiej w Warszawie, a następnie w 1769 r. wyjechał na dalszą naukę do Francji. Oświeceniowe ideały, z którymi zetknął się już w Polsce, dojrzały nad Sekwaną, gdzie już zaczynał się ferment, który niebawem doprowadzi do rewolucji.

W 1774 r. Kościuszko wrócił do Polski i w ojczyźnie zamierzał układać sobie przyszłość. Zawód miłosny zmusił go jednak do zmiany planów. Podczas pobytu w majątku swojego stryja Jana Nepomucena zakochał się z wzajemnością w Ludwice Sosnowskiej, córce Józefa Sosnowskiego, hetmana polnego litewskiego. Na owe czasy związek ten był mezaliansem. Sosnowski bez ogródek oświadczył Kościuszce: „Synogarlice nie dla wróbli, córki magnackie nie dla drobnych szlachetków". Zrozpaczony Kościuszko pod koniec 1775 r. ponownie wyjechał do Paryża, gdzie klepał biedę i szukał zajęcia zgodnego z jego umiejętnościami i wykształceniem. W tym czasie cały Paryż huczał od relacji zza Wielkiej Wody, gdzie od kilku miesięcy trwała wojna Amerykanów z Anglikami o niepodległość kolonii. Amerykanie na gwałt potrzebowali wykształcanych oficerów, szczególnie inżynierów wojskowych. Kościuszko nie zastanawiał się długo.

Bohater Ameryki

Początek zamorskiej wyprawy rozpoczął się dla Kościuszki pechowo. Statek, którym płynął, z uwagi na brytyjską blokadę amerykańskich portów skierował się do Ameryki okrężną drogą przez Karaiby. U wybrzeży Martyniki wpadł w bardzo silny sztorm i po zderzeniu z rafą koralową zatonął. Na szczęście Kościuszko chwycił się resztek masztu i dopłynął do stałego lądu.

Pierwszym zadaniem, jakie dostał Kościuszko, było ufortyfikowanie stolicy zbuntowanych kolonii Filadelfii. Zaprzyjaźnił się wtedy z gen. Horatio Gatesem, który, gdy tylko został głównodowodzącym jednej z armii amerykańskich, doceniając doświadczenie i wiedzę Kościuszki, mianował go głównym inżynierem. Polak szybko mu się odwdzięczył – tak umiejętnie ufortyfikował wzgórze Bemisa pod Saratogą, że uczynił z niego twierdzę nie do zdobycia. Powstrzymało to dalszy marsz Anglików i umożliwiło kontrofensywę amerykańską, która zakończyła się ich wielkim sukcesem.

Kolejnym zadaniem, z którego wywiązał się znakomicie, było ufortyfikowanie West Point, bardzo ważnego punktu strategicznego w dorzeczu rzeki Hudson. Kościuszko zbudował najpotężniejszą twierdzę ówczesnej Ameryki, która całkowicie sparaliżowała ruch wojsk angielskich w tym rejonie. Potem dostał przydział do armii południowej, gdzie kontynuował z sukcesami prace fortyfikacyjne, ale także odpowiadał za organizowanie przepraw przez rzeki.

Po zakończeniu wojny w uznaniu zasług Tadeusz Kościuszko uchwałą Kongresu awansowany został na generała brygady armii amerykańskiej. Otrzymał też nadanie gruntu (około 250 ha) oraz ponad 12 tys. dolarów żołdu (suma ta miała być wypłacona w rocznych ratach). Polski historyk Andrzej Zahorski tak podsumował amerykański rozdział życia Kościuszki: „Spędził w Ameryce osiem lat, opuszczał ją jako dojrzały, doświadczony oficer-inżynier (...) o ustalonych poglądach politycznych. Uczestnictwo w amerykańskiej wojnie o niepodległość zaważyło też na jego poglądach na sztukę wojenną. Uwierzył w możliwość prowadzenia zwycięskiej wojny przez armię zaimprowizowaną. (...) Do Polski wracał doświadczony inżynier, obeznany z problemami politycznymi i zawodowymi, gotów swe umiejętności poświęcić własnej ojczyźnie".

W obronie Konstytucji 3 maja

Ojczyzna początkowo odwróciła się do niego plecami, dlatego na długie pięć lat zaszył się w swoim majątku w Siechnowicach. Choć folwark przynosił niewielki dochód, Kościuszko zdecydował się zmniejszyć swym chłopom pańszczyznę do połowy. Szansę na powrót do wojska dał mu Sejm Wielki, który już w jednej ze swoich pierwszych uchwał podniósł liczbę wojska do 100 tys. 12 października 1789 r. Kościuszko otrzymał podpisaną przez króla upragnioną nominację na generała majora wojsk koronnych. Trzy lata później, gdy wybuchła wojna polsko-rosyjska w obronie Konstytucji 3 maja, wódz naczelny wojsk Rzeczypospolitej, ks. Józef Poniatowski, dowództwo jednej z trzech podlegających mu armii powierzył Kościuszce.

Rosjanie wkroczyli w granice Rzeczypospolitej 22 maja 1792 r. Dywizja Kościuszki stanowiła tylną straż wojsk polskich i to właśnie dzięki jego przemyślanym manewrom gros polskich sił mogło wycofać się w sposób zorganizowany na linię Bugu, a dzięki zaszachowaniu korpusu Leonidowa Kościuszko umożliwił Poniatowskiemu odniesienie zwycięstwa pod Zieleńcami. Był w pierwszej grupie odznaczonej nowym orderem Virtuti Militari.

Największą sławą okrył się jednak pod Dubienką 18 lipca 1792 r. Był to ważny punkt strategiczny na linii Bugu, położony u styku granic Rzeczypospolitej i Austrii. Kościuszko, wykorzystując doświadczenia amerykańskie, umiejętnie obwarował okolicę. Sam wódz naczelny armii rosyjskiej, gen. Michał Kochowski, wybrawszy się podjazdem pod obóz polski, stwierdził, że „miejscowość przeciwnik obwarował ze znajomością najbardziej możliwą". Rosjanie mieli miażdżącą przewagę. Armia Kościuszki liczyła zaledwie 5 tys. ludzi i miała 24 działa. Kochowski dowodził blisko 20-tysięcznym korpusem. Mimo to wszystkie ataki czołowe Rosjan zostały odparte. Kościuszko nie przewidział jednak, że nieprzyjaciel obejdzie jego pozycje przez terytorium Austrii. Kiedy tak się stało, kawaleria narodowa Biernackiego wpadła w panikę i zagarnęła ze sobą próbującego ich powstrzymać Kościuszkę. Bardziej karna piechota wycofała się w porządku do Chełma. Podczas rejterady jazdy Kościuszko przeżył załamanie nerwowe. Ta pewna słabość charakteru polskiego wodza, pojawiająca się w sytuacjach stresowych, ujawni się jeszcze w przyszłości.

Kiedy król Stanisław August Poniatowski przystąpił do konfederacji targowickiej i ogłoszono kapitulację, Kościuszko złożył dymisję i postanowił wyjechać z kraju. Skierował się do Lipska, który w owym czasie stał się centrum polskiej emigracji. Jeszcze zanim przekroczył granicę, dotarła do niego wieść, że 26 sierpnia 1792 r. parlament francuski nadał mu obywatelstwo tego kraju. Wyróżnienie było spore, bo nagrodzono w ten sposób tylko 18 osób z całego świata. Francuzi uznali ich za elitę ludzkości, ponieważ „pod jakimkolwiek bądź słońcem mieszkając, poświęcili swój czas i siły na obronę sprawy ludów przeciw despotyzmowi, na wytępienie przesądów i rozszerzenie wiedzy ludzkiej".

Insurekcja

24 marca 1794 r. na rynku krakowskim odbyła się niezwykła i podniosła uroczystość. Otoczony tłumem mieszczan Kościuszko złożył narodowi uroczystą przysięgę i objął formalnie przywództwo insurekcji jako najwyższy naczelnik Siły Zbrojnej Narodowej. Już następnego dnia wódz naczelny wydał szereg manifestów, które miały zmobilizować Polaków do walki o uratowanie upadającego państwa i zreformowanie anachronicznego ustroju i stosunków społecznych. Insurekcja, nazwana potem imieniem Kościuszki, była bowiem w dużej mierze pierwszą na ziemiach polskich rewolucją.

Nie czas tu i miejsce, aby analizować przyczyny i sens wybuchu powstania w 1794 r. Zaznaczmy tylko, że początkowo polscy emigranci nie zamierzali wywoływać walki zbrojnej w kraju, licząc, że uda się porozumieć z Katarzyną II i uratować chociaż część postanowień Konstytucji 3 maja. Rosja wolała jednak przywrócić dawną anarchię i rękoma targowickich marionetek niszczyła resztki Rzeczypospolitej. Prawdziwym szokiem był drugi rozbiór.

Dlaczego to właśnie Kościuszko otrzymał dyktatorską władzę polityczną i wojskową? Cieszył się już wtedy olbrzymim szacunkiem w społeczeństwie, a ponieważ książę Józef Poniatowski był zbyt blisko związany ze znienawidzonym królem, Kościuszko nie miał żadnego poważnego kontrkandydata. „Jenerała Kościuszki sława z ust do ust tu przechodzi, wszystkie domy są ozdobione jego kopersztychami i portretami. Wszyscy prawie siluetki jego albo w tabakierkach, albo w pierścionkach noszą. Pod portretami jego różne w wierszach dają napisy, słowem, za bohatyra wieku i narodu naszego jest ogłoszony" – tak opisywał sytuację w Warszawie sekretarz Ignacego Potockiego, Jan Dembowski.

Wielu współczesnych historyków uważa, że Kościuszko popełnił jesienią 1793 r. duży błąd, odkładając decyzję o wybuchu powstania na następny rok. Z jednej strony realnie ocenił sytuację, uznając stan przygotowań za niedostateczny, z drugiej – opóźnienie pogorszyło i tak trudną sytuację, ponieważ armia polska została w ciągu następnych miesięcy mocno zredukowana, a konspiracja rozbita przez zaborców. Kościuszko miał jednak nadzieję, że rewolucyjny charakter insurekcji przyciągnie rzesze mieszczan i chłopów i w ten sposób uda się zbudować potężną armię.

Kluczem do zwycięstwa miało być wciągnięcie do walki chłopów. Dlatego 7 maja 1794 r. w obozie pod Połańcem naczelnik wydał uniwersał, który znosił poddaństwo osobiste włościan, zapewniał ich nieusuwalność z gruntów oraz ograniczał pańszczyznę na czas insurekcji. Niestety, szlachta, nawet ta wspierająca powstanie, dość powszechnie sabotowała wprowadzenie uniwersału w życie. Choć nie nastąpił masowy pobór rekruta chłopskiego do armii polskiej, regularne oddziały Kościuszki były wspierane przez chłopską piechotę uzbrojoną w kosy ustawione na sztorc. Kosynierzy walnie przyczynili się do zwycięstwa pod Racławicami 4 kwietnia 1794 r., gdzie chłopska milicja, osobiście dowodzona przez naczelnika, rozbiła baterię rosyjskiej artylerii. Od tego momentu wódz naczelny bardzo często pokazywał się w chłopskiej sukmanie. Z militarnego punktu widzenia racławicka wiktoria nie miała dużego znaczenia, ale moralnie była ogromnym sukcesem.

Dużo większe znaczenie wojskowe miała insurekcja warszawska, która wybuchła 17 kwietnia, późniejsza o kilka dni insurekcja wileńska oraz rozegrana 6 czerwca bitwa pod Szczekocinami. Ta ostatnia nie mogła być dla Kościuszki powodem do dumy. Chociaż dwukrotnie liczniejsze od Polaków siły rosyjsko-pruskie nie zdołały całkowicie rozbić armii polskiej, to zadały jej bardzo duże straty (ponad 2 tys. zabitych) i zmusiły do odwrotu. Podczas bitwy pod Szczekocinami Kościuszko po raz drugi w karierze załamał się nerwowo, próbował nawet popełnić samobójstwo. Szybko jednak otrząsnął się z niemocy i przeprowadził skoordynowany odwrót.

Obrona Warszawy

Największym militarnym osiągnięciem naczelnika podczas insurekcji była obrona Warszawy, trwająca od 13 lipca do 6 września. Kościuszko ponownie pokazał kunszt inżynieryjny, z którego tak słynął w Ameryce. Stanisław Herbst, analizując te wydarzenia, napisał: „(...) to, co najbardziej oryginalne i nowatorskie, to inżynieryjna obrona stolicy, pierwsza na taką skalę w historii nowożytnej wojskowości. (...) Obrona stolicy to wykorzystanie ukształtowania jej powierzchni, zabudowy, tysięcy łopat, a w razie potrzeby karabinów i pik milicji municypalnej obok liniowego wojska. To również zorganizowanie zaplecza, produkcji armat i amunicji, szpitali, a nade wszystko zapału, energii społecznej". Kościuszko wciągnął do walki polskich Żydów, umiejętnie dowodził operacjami na przedpolach stolicy i błyskawicznie reagował w kluczowych momentach bitew. W efekcie ofensywa prusko-rosyjska się załamała.

Armie obu stron konfliktu powoli szykowały się do odejścia na leża zimowe. Sytuacja Polski była trudna, ale przetrwanie do wiosny dawało szansę na reorganizację i wzmocnienie. Wybuchło powstanie w Wielkopolsce, a wysłany tam przez naczelnika korpus gen. Jana Henryka Dąbrowskiego odnosił sukces za sukcesem. Kościuszko wykazał się jednak niecierpliwością. Postanowił rozbić rosyjskie korpusy interwencyjne Fersena i Suworowa, zanim dojdzie do ich połączenia. Naczelnik był zdolnym dowódcą, ale ze szkół wojskowych wyniósł wiedzę, która już niedługo, w czasach napoleońskich, została odesłana do lamusa. Podobnie jak niemal wszyscy współcześni mu dowódcy miał tendencję do rozpraszania własnych sił i próbował bronić całego terenu, nie koncentrując się na celu najważniejszym. O ile wysłanie Dąbrowskiego do Wielkopolski było jak najbardziej słuszne, o tyle wydzielenie korpusów Sierakowskiego i Ponińskiego okazało się błędem. Suworow rozbił wojska Sierakowskiego w puch, a Poniński nie zdążył dotrzeć z 4 tys. żołnierzy na czas pod Maciejowice, gdzie doszło do decydującej bitwy. Dodatkowo Kościuszko nieco zlekceważył przeciwnika, przyjmując bitwę mimo dużej przewagi liczebnej Rosjan (stosunek sił wynosił 12 tys. do 7 tys., nieprzyjaciel miał także przeszło dwukrotną przewagę ogniową). Poniński zbyt późno otrzymał list nakazujący natychmiastowy marsz w stronę Maciejowic. Trzeba również pokreślić, że sporymi umiejętnościami taktycznymi wykazali się obaj rosyjscy dowódcy – Fersen i Denisow. Omylił się też Kościuszko po raz pierwszy w życiu, oceniając teren. Uznał rozciągające się wokół wojsk polskich trzęsawiska i gęsty las za niedostępne. Tymczasem to właśnie stamtąd przyszło decydujące uderzenie wroga. Polacy stracili 4 tys. najlepszych żołnierzy. Ranny naczelnik dostał się do niewoli. Miesiąc później powstanie upadło, a Rzeczpospolita została wymazana z mapy świata.

Na emigracji

Wielu malarzy i rysowników uwieczniło scenę uwolnienia Tadeusza Kościuszki przez cara Pawła I. Nowy car nienawidził matki, Katarzyny II, głównej obok władcy Prus winowajczyni upadku Rzeczypospolitej. Wykazywał za to wiele sympatii w stosunku do Polski i Polaków. Władca Rosji odwiedził Kościuszkę w Twierdzy Pietropawłowskiej 26 listopada 1794 r. i uroczyście zwrócił jemu i innym polskim jeńcom wolność.

Kościuszko nie chciał wracać do zniszczonej ojczyzny. Uważał, że wykorzystując swój autorytet i kontakty, bardziej pomoże rodakom za granicą. Początkowo wyjechał do bliskiej jego sercu Ameryki, ale ostatecznie w czerwcu 1798 r. osiadł we Francji. Czynnie pomagał tworzyć Legiony Polskie, ale nie zgodził się objąć nad nimi dowództwa. Do końca życia nieufnie odnosił się do wszelkich prób wykorzystania jego osoby w wielkiej grze politycznej. Nie zaufał Napoleonowi (szczególnie po upadku Legionów) ani carowi Aleksandrowi I.

Jego poglądy polityczne i społeczne były coraz bardziej radykalne. Swoje polityczne credo zawarł w wydanej w 1800 r. broszurze „Czy Polacy mogą wybić się na niepodległość". Napisał ją sekretarz Kościuszki, Józef Pawlikowski, pod osobistym nadzorem naczelnika. „Naród, który do utrzymania bytu swego nie idzie przez własne usiłowania, ale przez obce wsparcie lub łaskę, można śmiało przepowiedzieć, że nie dojdzie ani do szczęścia, ani cnoty, ani sławy" – uważał Kościuszko. Alternatywą było według niego oparcie się na wzorcach z czasów insurekcji, czyli wciągnięcie do walki szerokich rzesz chłopów. Najpierw trzeba było ich jednak uczynić świadomymi obywatelami. „Mniemają niektórzy, że potrzeba pierwej oświecić lud, zanim mu dać wolność. Ja rozumiem przeciwnie, że chcąc oświecić lud, trzeba go uwolnić" – twierdził publicznie. Sam dał najlepszy przykład – kiedy w 1798 r. amerykański Kongres wypłacił mu zaległe pobory, przeznaczył je na wykupienie wolności i kształcenie Murzynów, a 2 kwietnia 1817 r., tuż przed śmiercią, zwolnił od poddaństwa i uwłaszczył chłopów w dobrach siechnowickich. Zawsze najbardziej cenił sobie wolność. Joachim Lelewel trafnie podsumował dokonania i życie naczelnika insurekcji: „Miał swoje słabości, ale tam, gdzie szło o prawa obywateli, był bez skazy".

Ostatnie lata życia Kościuszko spędził w Szwajcarii, w Solurze, w gościnie u swojego przyjaciela Franciszka Ksawerego Zeltnera. Zmarł 15 października 1817 r. Półtora roku później jego zabalsamowane zwłoki przewieziono do kraju i złożono uroczyście w katedrze na Wawelu. Serce naczelnika przywieziono do Polski w 1927 r. Dziś znajduje się w Zamku Królewskim w Warszawie.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane