Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pieskie życie nie w Madrycie

Maciej Miłosz 13-01-2011, ostatnia aktualizacja 28-01-2011 08:15

Jak zaczynają szczekać, to nie słychać własnych myśli. Duże, małe, czarne, białe, rasowe, kundle, kulejące lub nie, z ogonami lub bez. W Celestynowie mieszka ponad 550 psów. Ich przyszłość jest nieznana. Zobacz fotoreporaż!

Czworonogi  są wszędzie  – nieustannie słychać szczekanie, pilnują też wejścia do biura
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
Czworonogi są wszędzie – nieustannie słychać szczekanie, pilnują też wejścia do biura
Izabela Działak, kierowniczka schroniska, w biurze. Obraz na ścianie przedstawia św. Franciszka
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
Izabela Działak, kierowniczka schroniska, w biurze. Obraz na ścianie przedstawia św. Franciszka
W każdym z boksów mieszka jeden pies i kilka suk
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
W każdym z boksów mieszka jeden pies i kilka suk

Kama miała pięciu różnych właścicieli. I zawsze do Celestynowa wracała. Wiekowa już, czarno-biała suka, jako jedna z nielicznych posiada własne imię. Trudno się dziwić, kto by spamiętał, jak wabi się kilkaset czworonogów?

Wilczyca przyszła tu z lasu. Pierwszego dnia wymiotowała ślimakami i jagodami. Być może faktycznie wychowywała się z wilkami. Zainteresowało się nią zoo, ale tam nie mogła się odnaleźć. Pracownicy schroniska śmieją się, że zjadła węża i dlatego z zoo ją wydalili.

Bez zakazów wstępu

Pies, który nieco przypomina animowanego Pluto, miał mieć nowy dom niedaleko schroniska. Tylko 35 km. Wrócił następnego dnia. Sam. Jeszcze inną historię ma ruda suka. Spogląda na nas tęsknie i macha ogonem, jakby sama chciała nam ją opowiedzieć. Pięć lat temu próbowano ją uśpić. Niby była martwa, ale nagle zaczęła się ruszać. Darowano jej, dostała od losu drugie życie.

Celestynów przygarnia niechciane i zapomniane czworonogi od 37 lat. W szczytowym momencie w schronisku zamieszkiwało ponad tysiąc zwierzaków. Izabela Działak, szefowa placówki, pracuje tu od 1989 r. Rozmawiamy z nią w biurze. Psy nie mają tu zakazu wstępu. Wręcz przeciwnie – są niemal wszędzie. Śpią na parapetach, podłodze, opierają się o drzwi, siedzą na biurku. Gdy ktoś przechodzi przez pokój, rozstępują się, by zaraz potem wrócić na „swoje“ miejsce.

Gdy milknie szczekanie, z różnych stron słychać chrupanie. Misek z suchą karmą w samym biurze jest kilkanaście. Jednak najbardziej charakterystyczny jest zapach. W budynku niełatwo wytrzymać bez myśli „zaraz zwymiotuję“. Nozdrza atakuje woń mokrej sierści i starego psa.

– Do zapachu się już przyzwyczaiłam, najgorzej jest z rana – opowiada Działak.

– Skąd się biorą te wszystkie psy? – pytamy.

– Zazwyczaj ludzie je podrzucają. Jak są małe, to w kartonach, większe po prostu przywiązują do płotu – wyjaśnia. – Był też przypadek, kiedy psa przywiózł właściciel, który płakał. Nie chciał go oddawać, ale dziecko dostało uczulenia. Nie było rady.

Nie tylko pieski świat

Przemierzamy z panią Działak teren schroniska. Powoli – ciągle otaczają ją psy. Łaszą się, starają zwrócić na siebie uwagę, szczekają. Ile ich jest? Poza boksami około 150. Reszta pozamykana jest w przestrzeni ogrodzonej. Mają kilka metrów kwadratowych na jeden lub – jeśli są łagodne – dwa psy i kilka suk. Inaczej by walczyły.

Właśnie przyjechała pasza: przeterminowane produkty ze stołecznych delikatesów. Karmienie odbywa się w południe. W dwóch wielkich kotłach lądują mięsa, kiełbasy, sucha karma, ryż i makaron. Codziennie 750 kilogramów. Żarcia tu nie brakuje. A z psami jak z ludźmi. Kilka z nich zdecydowanie więcej czasu powinno spędzać na spacerach niż przy misce. Oprócz ludzi, psów i jastrzębi (te regularnie przylatują, by dojeść resztki), w schronisku jest też ponad 30 kotów. Co zastanawia i przeczy stereotypom, w kociarni nie śmierdzi. Mieszka tu jeden stary pies, który jako jedyny z myszołapami się dogaduje.

Koty chorują częściej niż psy. I częściej odchodzą. Weterynarz tylko bezradnie rozkłada ręce.

Czy psy się gryzą? – Czasem dochodzi do utarczek – opowiada pani Władka, która w schronisku pracuje od 16 lat. – Ale rzadko tak, by faktycznie któregoś zagryzły. Zdecydowanie częściej umierają ze starości. Raz w miesiącu przyjeżdżają panowie z utylizacji i zabierają osiem – dziesięć worków.

Schronisko ma być zamknięte 9 lutego. Nie spełnia wymogów takiej placówki – orzekł powiatowy lekarz weterynarii w Otwocku. Problem w tym, że Towarzystwo Opieki nad Zwierzętami psów nie ma dokąd zabrać.

Pozostają worki?

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane