Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ostatnie dni życia Lecha Grobelnego

kb, Katarzyna Jaroszyńska 04-04-2007, ostatnia aktualizacja 04-04-2007 04:27

Sąsiedzi mówią, że jak go znalazła straż miejska, nie żył już od półtora tygodnia. Ich zdaniem w tym czasie ktoś u niego był – drzwi były otwarte, a przecież Lech się zawsze ryglował. Nawet wtedy, gdy po odejściu żony z dzieckiem musiał utrzymywać się ze sprzedaży złomu.

– Grobelny? Przecież, że wiem, gdzie mieszkał. W takim baraku, gdzie kiedyś było studio fotograficzne, na ul. Ogińskiego – mówi sprzedawca zniczy przy cmentarzu Bródnowskim.– Każdy go tu znał w okolicy. Ciągle się go widywało, ale ze mną nie rozmawiał.Pawilon przy Ogińskiego straszy przechodniów. Zabudowane okna, zardzewiałe kraty i pozostałości podbitych szyb.– To jego, jego, ale tu nie mieszkał – informuje Jadwiga Maciejec z sąsiadującego z pawilonem solarium. – Był tak ze dwa tygodnie temu, oglądał, co się tam w środku dzieje. Latarkę brał od szefa, bo przecież światła w tym baraku nie ma. Jakiś taki zmarnowany, widać, że mu się najlepiej nie wiodło.Wezwali policję, bo bali się o kotaPawilon przy ul. Ogińskiego jest jedną z nielicznych pozostałości po latach świetności Lecha Grobelnego. To byłe studio fotograficzne, których pod koniec lat 90. miał kilka. Do tego sieć kantorów, firmę Dorchem i przesławną Bezpieczną Kasę Oszczędności, w której swoje pieniądze ulokowało w 1989 roku 10 tys. Polaków liczących na gigantyczne odsetki. Odsetek nie było. Grobelny miał uciec z pieniędzmi za granicę. Złapano go w 1992 r. w Niemczech. Przesiedział pięć lat.Ostatnio wyraźnie mu się nie wiodło. Mieszkał w pawilonie przy ul. Wysockiego. Na dole zniszczony i zamknięty sklep z szyldem „Drób, mięso, wędliny”. Na górze mieszkanie Grobelnego. Dziś zaplombowane.– Pani usiądzie, wszystko powiemy – mówią pracownicy firmy zajmującej się instalowaniem okien. Sklep i mieszkanie byłego biznesmena są po sąsiedzku. – To my żeśmy w poniedziałek zadzwonili na policję. Jego kota nam było szkoda. Chodził po parapecie i miauczał. Widać był głodny.Dominik Podleś, Arkadiusz Pleskot i Tadeusz Kobojek znali Grobelnego od pięciu lat. Właśnie wtedy firma otworzyła swój salon przy Wysockiego. – Mieszkał tu, zanim my zaczęliśmy pracę. Ciągle gdzieś chodził, nie mógł usiedzieć na miejscu. Przedstawiał się „Lech Grobelny, biznesmen” – opowiada Podleś. – Zdziwiliśmy się, że go tyle dni nie ma. Sądziliśmy, że poszedł do więzienia. W końcu ciągle tu policja przyjeżdżała. Kobojek ostatni raz widział Grobelnego w piątek 23 marca. – Przyszedł do mnie po papierosy. Był kompletnie spłukany i w dodatku wypity. Dałem mu 20 zł i poszedł do domu– wspomina. – Podobno ktoś go jeszcze widział w sobotę rano, ale to nie jest pewne. Mężczyźni uważają, że były biznesmen musiał umrzeć najpóźniej w sobotę. – Normalnie nie było dnia, żeby z domu nie wychodził. A wtedy – jak kamień w wodę – mówią.Musiał tam być ktoś wcześniejW poniedziałek postanowili zadzwonić na policję. Zrobili to między godz. 12.30 a 13. Po półgodzinie przyjechał ekopatrol straży miejskiej. – Poszliśmy razem z nimi. Naciskają klamkę, a tu otwarte. Byliśmy zdziwieni, bo Grobelny nawet jak na chwilę wchodził do domu, od razu się ryglował. W życiu by nie zostawił otwartych drzwi – mówi Kobojek.– Strażnicy się przestraszyli i nie chcieli wejść do środka. Zadzwonili na policję i weszli dopiero z funkcjonariuszami, a tam trup.Kto więc otworzył drzwi? Zdaniem mężczyzn, w ciągu półtora tygodnia – odkąd widzieli sąsiada po raz ostatni – musiał tam być ktoś jeszcze. – Tam do niego ciągle jacyś ludzie przychodzili. W końcu niby miał jakąś firmę. Małolaty też się kręciły. Ktoś tam musiał być w środku i nie zamknąć drzwi, kiedy wychodził – snują domysły. Grobelny w ciągu ostatniego miesiąca bardzo się zmienił. Ogolił, zaczął ubierać w garnitur, ale też bardzo się bał. Codziennie nosił ze sobą trzy duże kuchenne noże. – Tylko mu trzonki z kieszeni spodni wystawały – wspominają świadkowie. Niedawno otworzył firmę Odzysk, oprócz tego wciąż był właścicielem Dorchemu. – Nie mówił, czym się Odzysk zajmuje, ale to pewnie jakaś windykacja długów – domyśla się Kobojek. – Tak naprawdę to utrzymywał się ze zbierania złomu i przepalania kabli – dodaje Podleś. – Od dawna już nie miał pieniędzy. Z miesiąc temu sprzedał poloneza.Znał różnych ludziMimo to Grobelny wciąż miał nadzieję na duże pieniądze. Opowiadał, że w kwietniu ma dostać 16 mln zł od państwa za przesiedziane w więzieniu pięć lat. Ponadto chciał założyć sieć sklepów mięsnych. W końcu wciąż miał na Bródnie trzy pawilony handlowe. – W tym przy Wysockiego był kiedyś sklep spożywczy, bo wynajmowała go od Grobelnego jakaś kobieta. Ale wypowiedział jej umowę i postanowił otworzyć mięsny. Ten szyld, który cały czas wisi, sam przybijał– mówi Pleskot. – Drugi mięsny otworzył w swoim pawilonie przy ul. Nieszawskiej, tu niedaleko. Dwa tygodnie działał i go zamknął. Mówił, że policja go okradła. Sklep mięsny miał też zapewne powstać w spalonym pawilonie przy Ogińskiego. Marne byłyby tam jednak warunki, bo Grobelny trzymał w wannie w mieszkaniu pół prosiaka. – Jak otwierał ten sklep przy Nieszawskiej, przyszedł do mnie i zostawił ulotki. Poprosił, żebym trzymał u siebie i klientom dawał. Na początku się zgodziłem, ale potem nie chciałem. Znajomi też mają mięsny, więc nie będę jemu reklamy robił. Mimo że lubiłem człowieka. Zawsze miły, rano na zakupy wpadał – opowiada sprzedawca z jednego z pobliskich sklepów warzywnych. – Pani nie pisze, jak ja się nazywam, bo jeszcze ktoś mi okna powybija. Czyżby historie o powiązaniach Grobelnego z różnymi ludźmi pozostały do dziś? Kobojek przyznaje, że sąsiad zachowywał się nieraz dziwnie, ale niektóre jego przepowiednie się sprawdzały. – Raz nam powiedział, że znikną izby wytrzeźwień. I rzeczywiście, tydzień później słyszymy w radiu, że zamknęli kilkadziesiąt w kraju – mówi. – Skąd on miał takie informacje, nie wiadomo. Ale widać, że znał różnych ludzi na różnych stanowiskach. Mimo to Grobelny znany był ostatnio z historii wyssanych z palca. Niedawno poinformował policję, że zagrożone jest życie premiera Jarosława Kaczyńskiego. Wyrok miał wykonać gangster o pseudonimie Szczur. Wzmocniono ochronę szefa rządu, ale informacje Grobelnego się nie potwierdziły. To dobry chłopak byłWezwał również sam funkcjonariuszy, gdy w jego mieszkaniu zaczął ulatniać się amoniak. Trzymał tam bowiem chemikalia. Z policją miał też kontakt przy innych okazjach.– Musieliśmy często interweniować – mówi Mariusz Sokołowski, rzecznik stołecznej policji. – Wiele razy zgłaszał, że przeszkadzają mu sąsiedzi. Potrafił przyjść na komisariat w środku nocy ubrany w różową koszulę nocną. Często jego informacje się nie potwierdzały. Sąsiedzi również zgłaszali nam, że Lech Grobelny zakłóca porządek – dodaje. – On w ogóle opowiadał różne historie. Twierdził, że jego odciski palców, które są w europejskiej bazie danych, tak naprawdę nie są jego, tylko jakiegoś Bułgara czy Greka – wspomina Kobojek. – To samo miało być z DNA. – To był trochę tajemniczy facet. Miał sekrety – dodaje Pleskot. Sekretem nie było, że w listopadzie od Grobelnego odeszła żona. Mieszkała razem z nim i ich 10-letnią córką w pomieszczeniu nad sklepem przy Wysockiego. W końcu zabrała dziecko i się wyprowadziła. – To była grzeczna dziewczynka. Żona odwiedzała go potem czasem, ale nie wiadomo, czym się zajmuje – mówią sąsiedzi. O Grobelnym wiedzieli natomiast wszyscy na Bródnie. Gdzie mieszka, jaką ma przeszłość, które budynki wciąż należą do niego. Zresztą trudno było nie zwrócić na niego uwagi. Tak jak na przykład dwa lata temu, kiedy chodził po osiedlu w szlafroku na bosaka, a psu zakładał ludzkie ubrania. Wtedy też nosił ze sobą kuchenne noże.– Ale to nie był zły człowiek. Mówił, że to nie on oszukał ludzi na pieniądze, tylko jego oszukali. Podobno w Bezpiecznej Kasie Oszczędności miał wspólników i ta cała afera to z ich powodu – mówią sąsiedzi. Zresztą w końcu sąd go uniewinnił – przekonują. – No i to był bardzo inteligentny facet. Szkoda człowieka.           
__Archiwum__

Najczęściej czytane