Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zapomniany skarb warszawskiego fotografa

Przemysław Bogusz 07-03-2008, ostatnia aktualizacja 13-03-2008 18:56

Prawie 3,5 tysiąca bezcennych zdjęć przedstawiających m.in. miasto przełomu wieków XIX i XX od 30 lat czeka na odkrycie. Nie w prywatnej kolekcji, nie na strychu przedwojennej kamienicy, lecz w Archiwum Państwowym miasta stołecznego Warszawy.

źródło: Życie Warszawy

W sierpniu 1944 r. do drzwi mieszkania w kamienicy przy ul. Bednarskiej 23 zapukało gestapo. Wyprowadzono 63-letniego mężczyznę. Ze skąpych imformacji o jego późniejszym losie wiadomo, że trafił do obozu w Auschwitz, skąd wkrótce został wywieziony innym transportem w nieznanym kierunku. Od tego czasu słuch o nim zaginął.

Podobnych opowieści, pochodzących z tamtego okresu, można by zapewne znaleźć mnóstwo. Bohater tej w szczególny sposób zapisał się jednak w historii swojego miasta. Aresztowanym przez hitlerowską tajną policję mężczyzną był bowiem Zdzisław Marcinkowski, jeden z członków ostatniego przedwojennego zarządu Polskiego Towarzystwa Fotograficznego. Zatrzymanie miało zapewne związek z działalnością konspiracyjną.

Laboratorium fotograficzne Marcinkowskiego było komórką Wydziału Legalizacji i Techniki Oddziału II Komendy Głównej AK, który zaopatrywał wywiad w fałszywe dokumenty. Marcinkowski wpadł w ręce gestapo, ale ocalał zbiór fotografii, stanowiący plon kilkudziesięciu lat jego życia i pasji, a zarazem bezcenny dokument epoki, w której żył.

Wzór dla budowniczych

Tematyka zdjęć zdradza szerokie zainteresowania ich autora i temperament rasowego fotoreportera. Marcinkowski był wszędzie tam, gdzie działo się coś ważnego, ciekawego, a jeśli nawet zwyczajnego, to z pewnością barwnego.

Był świadkiem doniosłych wydarzeń, takich jak uroczystości pogrzebowe prezydenta Gabriela Narutowicza, Henryka Sienkiewicza i Bolesława Prusa, składanie listów uwierzytelniających przez dyplomatów na Zamku Królewskim w 1924 r., defilady z okazji świąt państwowych. Fotografował wybitnych ludzi swej epoki: marszałka Piłsudskiego, prezydenta Stanisława Wojciechowskiego, marszałka sejmu Macieja Rataja i innych.

Jednocześnie był kronikarzem warszawskiej ulicy. Dokarmianie biedoty, kolejki przed sklepami w czasie I wojny światowej, giełda używanych podręczników – to tylko niektóre z tematów jego zdjęć. W cyklu „Typy warszawskie“ portretował żebraków i rozmaite niebieskie ptaki, jak choćby właściciela ulicznej ruletki nad Wisłą.

Dużo jeździł po Polsce, ze szczególnym upodobaniem fotografując Wybrzeże i ziemię łowicką. Cykl jego zdjęć, przedstawiających łowicki folklor, posłużył znanemu akwareliście Apoloniuszowi Kędzierskiemu za pomoc przy opracowywaniu ilustracji do wydanych w 1928 r. „Chłopów“ Władysława Reymonta. Najchętniej jednak warszawski fotograf uwieczniał swoje miasto. Poświęcił mu 2,5 tys. zdjęć. Fotografie przedstawiające stołeczne place, ulice, nekropolie, kościoły, mosty, podwórka i detale architektoniczne okazały się przydatne podczas odbudowy zniszczonej w wyniku wojny Warszawy.

Bankowiec z aparatem

Kolekcja Marcinkowskiego została przechowana przez rodzinę. Dalszą, bo fotograf zmarł bezpotomnie. Jak informuje Małgorzata Sikorska z Archiwum Państwowego miasta stołecznego Warszawy, w latach 70. ubiegłego wieku rodzina przekazała zbiór tej instytucji, odstępując jej jednocześnie prawa autorskie.

Na archiwalne półki trafiło 3,5 tys. fotografii – część w postaci odbitek, inne tylko na negatywach, niekiedy jeszcze szklanych. Nie zachowały się zapiski ich autora, podczas katalogowania zbioru nie było więc można precyzyjnie określić wszystkich przedstawionych na zdjęciach postaci i miejsc. „Portret mężczyzny w średnim wieku“ – tak często brzmią podpisy pod fotografiami.

Niewiele więcej wiadomo o samym Marcinkowskim. Zajmował się bankowością, fotografia była jego pasją i to dzięki niej zapisał się w historii, ale na uznanie w tej branży musiał czekać długo. Mimo że należał do Polskiego Towarzystwa Fotograficznego, nie wystawiał swoich prac w jego siedzibie.

Wciąż w zapomnieniu

Za życia Zdzisław Marcinkowski najpierw doczekał się uznania za granicą. W połowie lat 20. ubiegłego stulecia nagrody na międzynarodowych wystawach w Brukseli i Syrakuzach, a potem w Poznaniu, potwierdziły jego talent, którego wcześniej nie dostrzegali krajowi krytycy. Zdjęcia warszawskiego fotografa znalazły się w prestiżowych publikacjach, takich jak „Polska w krajobrazie i zabytkach“ czy „Cuda Polski“.

Dziś monograficzna wystawa prezentująca jego dorobek mogłaby ukazać bogatą panoramę życia Polski, a zwłaszcza Warszawy w jednym z najbardziej burzliwych okresów naszej historii. Niestety, Marcinkowski wciąż pozostaje nieodkryty i nic nie wskazuje na to, że sytuacja ta się zmieni. Zapytana o możliwość zaprezentowania jego zdjęć szerokiej publiczności Małgorzata Sikorska wspomina enigmatycznie o planach zorganizowania wystawy, dodaje jednak, że zbiór nie jest jeszcze dostępny w postaci cyfrowej. Jego digitalizacja trwa od ubiegłego roku i nie wiadomo, kiedy się zakończy. Co tu jednak wspominać o digitalizacji, skoro z wielu negatywów przez 30 lat nie zrobiono nawet odbitek. Są one w związku z tym zupełnie niedostępne dla zainteresowanych. Teoretycznie można obejrzeć istniejące pozytywy, ale procedura dostępu do nich jest tak skomplikowana i nieprzyjazna, że trudno sobie wyobrazić, aby zachęciła przeciętnego miłośnika historii do zapoznania się z dorobkiem warszawskiego fotografa. Kronikarz przedwojennej stolicy nieprędko również doczeka się wystawy w sąsiadującym z archiwum Muzeum Historycznym miasta stołecznego Warszawy. Anna Kotańska, kierownik działu ikonografii tej placówki, przyznaje, że Marcinkowski to interesujący autor, a jego fotografie pojawiały się okazjonalnie przy okazji ekspozycji i publikacji poświęconych historii Warszawy. Ale na zaprezentowanie większej liczby jego zdjęć podczas indywidualnej wystawy w najbliższym czasie nie ma raczej szans.

– Plany wystawiennicze na najbliższe dwa lata są już gotowe. W ubiegłym roku były u nas trzy wystawy zdjęć, a fotografia nie jest naszą główną domeną. Poza tym, choć to ciekawe zdjęcia, jest też wielu innych interesujących twórców – uważa Anna Kotańska.

Może więc, tak jak za życia, Marcinkowski musi doczekać się najpierw wystawy za granicą, zostać okrzyknięty wydarzeniem roku w Chicago czy Londynie, aby zasłużyć na przypomnienie polskiej publiczności. A wszystko to w dobie głośnej publicznej dyskusji o polityce historycznej.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane