Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pomruk sowieckich dział

Rafał Jabłoński 30-07-2009, ostatnia aktualizacja 06-08-2009 21:44

Tuż przed wybuchem Powstania warszawiacy żyli jak na beczce prochu. Przypominamy klimat tamtych niezwyczajnych dni.

Takie widoki krzepiły mieszkańców Warszawy. Niedobitki   oddziałów niemieckich przechodzą przez Nowy Świat. Za kolumną widoczne gruzy kamienicy pod numerem 64
autor: Stefan Bałuk
źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego
Takie widoki krzepiły mieszkańców Warszawy. Niedobitki oddziałów niemieckich przechodzą przez Nowy Świat. Za kolumną widoczne gruzy kamienicy pod numerem 64
Niemieckie pojazdy wojskowe na pl. Piłsudskiego. Ewakuacja czy dostawa zaopatrzenia dla frontu? Warszawiacy mieli nadzieję, że to pierwsze, ale okupant stale wzmacniał siły na prawym brzegu Wisły
autor: Stefan Bałuk
źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego
Niemieckie pojazdy wojskowe na pl. Piłsudskiego. Ewakuacja czy dostawa zaopatrzenia dla frontu? Warszawiacy mieli nadzieję, że to pierwsze, ale okupant stale wzmacniał siły na prawym brzegu Wisły
Zasieki u wylotu al. Szucha na pl. Unii Lubelskiej. Na nich właśnie załamie się natarcie oddziałów Armii Krajowej. Pobite resztki żołnierzy podziemia spłyną na Mokotów, a Niemcy wymordują mieszkańców okolicznych domów
autor: Stefan Bałuk
źródło: Muzeum Powstania Warszawskiego
Zasieki u wylotu al. Szucha na pl. Unii Lubelskiej. Na nich właśnie załamie się natarcie oddziałów Armii Krajowej. Pobite resztki żołnierzy podziemia spłyną na Mokotów, a Niemcy wymordują mieszkańców okolicznych domów

W pierwszym tygodniu lipca 1944 roku do stolicy zaczęły docierać wieści o wielkiej sowieckiej ofensywie, która przerwała front na Białorusi. Ze wschodu nadciągały niemieckie konwoje z rannymi i różnorakim sprzętem. Jechały mostami, a potem Alejami Jerozolimskimi lub Lesznem; żandarmeria wstrzymywała poprzeczny ruch kołowy.

Warszawiacy zauważyli wzrastającą nerwowość wśród Niemców. 23 lipca, ku uciesze mieszkańców, komendant garnizonu Warszawy rozkazał ewakuację niemieckich cywilów. W kierunku na Łódź.

Już następnego dnia na wycofujące się kolumny spadły sowieckie bomby. Informacje na ten temat natychmiast rozpowszechnili ludzie z podwarszawskich miejscowości.

„20 lipca był zamach na Hitlera i nieudany przewrót wojskowy. Liczono, że lada dzień rozsypie się niemiecka dyscyplina (...) obserwowano w Warszawie paniczną ucieczkę Niemców (…) niemieccy urzędnicy zamieszkali w naszym domu wyrzucali w popłochu z okien ubrania i materace prosto na stojący na podwórku samochód. Przez mosty ciągnęły na zachód kolumny wycieńczonych żołnierzy, co sprawiało wrażenie rozkładu na froncie i ucieczki” – napisał po latach świadek tych wydarzeń Jan Sidorowicz, który w 1944 roku był ledwie dziesięciolatkiem.

Radość i niepewność

W mieście zaczęło brakować żywności. Ceny skoczyły do góry nawet o sto procent. Chleb kosztował już nie 50, ale 100 zł, a cena kilograma masła wzrosła do 500 zł. W tym czasie niskie nominały papierowych dolarów ceniono na około 350 zł. Głośno mówiono o paskarstwie i bezdusznym wykorzystywaniu sytuacji. Na tzw. zieleniaku na Ochocie doszło do samosądu; ciężko pobito jednego ze sprzedawców. Około 28 lipca zaczęło brakować drobnych banknotów. Nikt nie chciał przyjmować najwyższego pięciusetzłotowego nominału, bo cwaniacy rozpuścili plotkę, że Niemcy go wycofują.

Pojawiły się też informacje o zdobyciu Lwowa i Lublina, z którym wcześniej wstrzymano komunikację pocztową. Ustała też komunikacja kolejowa na wschód od Wisły.

Około 25 lipca przez miasto zaczęły ciągnąć na zachód resztki rozbitych taborów niemieckich z rannymi i poobdzieranymi żołnierzami na konnych wozach.

Warszawiakom zapachniało listopadem 1918 roku, kiedy to rozkład armii kajzerowskiej umożliwił odzyskanie niepodległości. Niektórzy postanowili skorzystać z okazji – zaczęły się rabunki sklepów niemieckich, a nawet magazynów. Na Marymoncie wojsko strzałami odpędziło młodocianych napastników, a na placu Narutowicza niemiecka policja ostrzelała ludzi rabujących sklep Meinla.

Uszło uwadze

W takiej atmosferze nie specjalnie zwracano uwagę na inne informacje. A 24 lipca przybył do Warszawy pierwszy transport czołgów niemieckich. Część pojazdów przejechała przez miasto na wschód; oficerowie AK zidentyfikowali je jako Pantery. Dzień później rozładowano w mieście osiem pociągów z dobrze wyglądającym i wyposażonym wojskiem. To była dywizja SS „Totenkopf”. 28 lipca do Otwocka dojechały wagony z kolejnymi czołgami. Plotkowano, że wiele pojazdów wyładowano we Włochach i w ogrodach Ulricha. Dość szybko ustalono, że to pancerna dywizja Luftwaffe „Hermann Göring”. Razem przybyło ponad 100 transportów wojskowych.

Niewielu to jednak obchodziło, bo zza Wisły zaczął dochodzić pomruk sowieckich dział. 28 lipca głośne już były wystrzały w rejonie Otwocka i Mińska. 30 lipca zaczęto opowiadać o sowieckich czołgach, które przejechały przez Józefów. W tym czasie grzmot dział przesuwał się ku północy. Atmosfera w mieście zrobiła się gorąca. Huknęła plotka, że Sowieci są już w Wołominie. Ostatniego dnia lipca zaczęto mówić o Radzyminie i rzeczywiście z tego kierunku nadbiegał łomot artylerii.

Nieco wcześniej, bo na 28 lipca, Niemcy ogłosili pobór ludności do kopania okopów. Mężczyźni od 17. do 65. roku życia mieli zgłosić się w sześciu miejscach, gdzie czekały ciężarówki. Przyszło niewielu. Tego samego dnia rano żołnierze Armii Krajowej otrzymali rozkaz mobilizacji. Wielu nie poszło do pracy, wielu ją opuściło. Po południu mobilizację odwołano.

I noce były niespokojne. Z 27 na 28 lipca i z 28 na 29 stolica przeżyła dwa naloty sowieckie. Pierwszy zniszczył sieć tramwajową na Pradze, drugi m.in. fragmenty Dworca Zachodniego.

Warszawa wrzała; konspiratorzy wychodzili na ulice. Już 29 lipca sprzedawano „z ręki“ prasę podziemną, w tym „Biuletyn Informacyjny”. Dochodziło do sporadycznych strzelanin. W kilku miejscach zdenerwowani Niemcy bez powodu ostrzelali cywilów. Po latach odnalazłem w kalendarzyku mojej matki zapis z 30 lipca – „Strzelanina na Cichej”. Nigdy o tym nie opowiadała, ale prawdopodobnie była świadkiem jakiejś wymiany ognia na tej spokojnej przecież uliczce.

Ostatniego dnia lipca na Zakopiańską na Saskiej Kępie dotarł rowerzysta opowiadający, że widział w Strudze (dziś przedmieście Marek) kilkanaście sowieckich czołgów i ciężarówki z czerwonoarmistami.

Artyleria waliła cały czas – pomruk dobiegał z południa i ze wschodu. Tymczasem właśnie 31 lipca dowódca radzieckiej armii nacierającej na Warszawę napisał: „W ciągu dnia korpusy pancerne nie uzyskały powodzenia”.

Niemcy przerzucali coraz to nowe siły na przedmoście praskie; widzieli to warszawiacy, ale – żyjąc nadzieją wyzwolenia – lekceważyli. Nie wiedzieli też, że rada wojenna sowieckiej 2. armii pancernej „powzięła następującą decyzję – warszawskiego rejonu umocnionego czołgami nie atakować”. I przeszła do obrony.

W tym samym dniu dowódca Armii Krajowej wydał rozkaz o powstaniu – „Nakazuję »W« dnia 1.8. g. 17.00”.

Dodaj swoją opinię lub napisz na czytelnik@zw.com.pl

Życie Warszawy

Najczęściej czytane