Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Miłość młodej prostytutki

Maciej Miłosz 11-03-2010, ostatnia aktualizacja 25-03-2010 20:42

Część dziewczyn myśli tak – „matka to robi za darmo i jeszcze dostaje od ojca po ryju. A mi za to płacą i jestem dobrze traktowana” – wyjaśnia osoba pracująca z młodymi kobietami w fundacji La Strada. Nastolatki z gimnazjum na Targówku dorabiały jako prostytutki.

*W każdym dużym mieście w Polsce, także w stolicy, są miejsca, gdzie regularnie można spotkać nieletnie prostytutki
źródło: Życie Warszawy
*W każdym dużym mieście w Polsce, także w stolicy, są miejsca, gdzie regularnie można spotkać nieletnie prostytutki

Pokój Justyny wygląda zwyczajnie: pastelowe ściany, regał, rozkładana wersalka. Telewizor z naklejonym w rogu, nieco już wyblakłym serduszkiem Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy. Na półce szklane ozdoby. Mieszkała w ładnym, wyremontowanym mieszkaniu w bloku, jakich na Targówku wiele. Wychowywała ją babcia.

– Robiła, co mogła, ale sytuacja ją przerosła – mówią o starszej pani kuratorzy z Sądu Rejonowego dla Pragi-Północ. – Ona naprawdę ją kocha. Może była nadopiekuńcza – zastanawiają się.

Na wylotówce do Zegrza

Kłopoty zaczęły się, kiedy dziewczyna skończyła szkołę podstawową. Po przejściu do gimnazjum trafiła do klasy tzw. wybrańców. – Ale tylko ze względu na słabe oceny – podkreśla babcia. – W tej klasie uczyły się zarówno te dzieci, które miały jedynie problemy w nauce, jak i te mające na koncie zatargi z prawem za kradzieże czy narkotyki. W szkole poznała Żanetę – to przez nią się wszystko zaczęło, ona wprowadziła ją w „świat”. A Justynka jest naiwna, nie potrafiła odróżnić dobra od zła.

Pierwszą klasę jakoś skończyła. W drugiej jednak pojawiły się już problemy: uciekanie ze szkoły, słabe stopnie, złe zachowanie. – Zaczęła nosić tak krótkie spódnice, że jej prawie majtki było widać. Buty na obcasie, w których nawet nie potrafiła chodzić. Wstydziłam się z nią pokazać na ulicy i w końcu część tych ubrań pocięłam. Nożyczkami. Zabroniłam jej się tak ubierać – wspomina babcia.

Potem okazało się, że po tym zdarzeniu bardziej wyzywające ciuchy Justyna trzymała u Żanety, której rodzice są „zawodowymi“ bezrobotnymi. Żyją z zasiłków.

– Ci ludzie nie dbają o dom, a od państwa oczekują wiele – opowiada kurator.

Ich córka nie chciała się uczyć. Twierdziła, że bez nauki też można mieć pieniądze. To się Justynie podobało. Żaneta, mając 14 lat, stała już przy drodze wylotowej na Zegrze. To właśnie ona poznała Justynę z Bułgarami ze stadionu, którzy obozują przy ul. Szwedzkiej na terenie dawnej jednostki wojskowej. Kiedy dziewczyny uciekały z domu, mogły tam nocować.

W drugiej klasie Justyna nie zdała, babcia przeniosła ją do młodzieżowego ośrodka socjoterapii. W placówce skończyła kolejny rok nauki i wydaje się, że wszystko wróciło do normy. Rozluźniły się więzy z Żanetą. Po wakacjach miała wrócić do trzeciej klasy. 29 sierpnia 2009 roku znika.

– Pamiętam ten dzień jak dziś. Wyszła do osiedlowego sklepiku. Chciała kupić gumy do żucia. Rozmawiała tam jeszcze z jakimiś kolegami, i tyle ją widziałam. A następnego dnia mieliśmy pojechać do Tesco po zeszyty i ołówki na nowy rok szkolny – opowiada babcia. Wieczorem, gdy weszła do pokoju wnuczki, zauważyła brak ubrań. Zniknęła także torba podróżna i kosmetyki. Babcia natychmiast udała się na policję i zgłosiła zaginięcie. O sprawie poinformowała ITAKĘ, fundację, która zajmuje się szukaniem osób zaginionych. Kolejne dwa miesiące były traumatyczne.

– Nie odróżniałam przez ten czas jawy od snu. Tego, co przeżywałam, po prostu nie da się opisać. Ja codziennie umierałam – opowiada. Sama jeździła po okolicznych drogach, by sprawdzić, czy nie znajdzie tam Justyny. Miała problemy ze spaniem.

Bo Bułgar był przystojny

Co się działo z dziewczyną po zniknięciu? Najpierw przebywała dwa tygodnie w Polsce. Prawdopodobnie pracowała jako prostytutka dojeżdżająca do klienta. Później wyjechała do Niemiec. Posiadała sfałszowany paszport (wcześniej skradziony przypadkowej 21-latce, zdjęcie Justyny wklejono). Bilet na autobus za granicę został kupiony w popularnym biurze podróży przy ul. Marszałkowskiej.

– Ja to sama wyśledziłam. Czasem kupowałam informacje od jej koleżanek. W Niemczech pracowała w nocnych klubach, co tydzień w innym. Woził ją taksówkarz, który jednocześnie jej pilnował. Były tam również inne dziewczyny, m.in. 14-letnia Rosjanka – opowiada z przejęciem babcia. Pod koniec października Justyna zostaje zatrzymana za Odrą. – Policja niemiecka zachowała się wzorcowo – opowiada funkcjonariuszka z Komendy Głównej Policji, która zajmowała się sprawą. – Problem polegał na tym, że oni nie mieli podstaw, by ją dłużej trzymać – wyjaśnia.

– Jakby ją puścili, to by znów zniknęła – uzupełnia Joanna Garnier z fundacji La Strada, która pomaga ofiarom handlu ludźmi. – Z kolei powrót autobusem wiąże się z ryzykiem, że gangsterzy by ją na pierwszym przystanku znów „otoczyli opieką”. Trzeba ją było odesłać samolotem. Musieliśmy na gwałt kupić bilet, pomagał nam też polski konsul, który negocjował z policjantami, by Justyny nie puścili zbyt wcześnie. To było naprawdę kilkanaście trudnych godzin na telefonach.

Po powrocie dziewczyna trafiła do ośrodka dla trudnej młodzieży. Dziś ma 16 lat.

Tuż przed Bożym Narodzeniem na Dworcu Zachodnim zostaje zatrzymana Żaneta. Miała przy sobie fałszywy paszport. Razem z nią aresztowany został jej chłopak, dwudziestokilkuletni Bułgar. Jechali do Niemiec. Jak później zeznała, była także w domu publicznym we Włoszech.

Dziewczyna jednak nie chce współpracować z policją. Na większość pytań odpowiada, że „nie pije, nie narkotyzuje się, a pieniądze z prostytucji wydaje na własne potrzeby”. Chce chronić chłopaka.

– One zostały zwerbowane tzw. metodą na lover boya – opowiada Garnier. – Mężczyzna najpierw taką dziewczynę w sobie rozkochuje, trochę kupuje, a potem namawia, by się dla niego prostytuowała. Czasem jeszcze sprzedaje jakąś bajeczkę, że go ściga mafia, że musi oddać pieniądze i ona może mu pomóc.

W Holandii, gdzie problem werbowania nieletnich do prostytucji jest coraz poważniejszy, wydaje się nawet specjalne komiksy ostrzegające przed takimi sytuacjami. Co ciekawe, o ile kiedyś dotyczyło to głównie cudzoziemek, o tyle teraz ofiarami takiego werbowania padają także Holenderki.

W Polsce po filmie „Galerianki“, opowiadającym o młodych dziewczynach, które w centrach handlowych proponują seks np. za ubrania, o temacie zrobiło się głośno. Z tym, że dziewczyny z Targówka to nie były „galerianki” – to były normalne prostytutki, które pracowały w domach publicznych i przy drogach. Miały jednak po kilkanaście lat.

Jak twierdzi przewodniczący stowarzyszenia na rzecz zapobiegania prostytucji nieletnich doktor socjologii Jacek Kurzępa, nikt dokładnie nie zna skali tego procederu. – Robiliśmy wyrywkowe badania w Katowicach i Wrocławiu, ale to wciąż mało – wyjaśnia.

Problem nas nie dotyczy

Poza Justyną i Żanetą w feralnej szkole prostytuowały się jeszcze co najmniej trzy nastolatki. Jedna pracowała w agencji towarzyskiej w Ząbkach. Gdy matka chciała ją stamtąd zabrać, to uciekła.

Co łączyło dziewczyny? Wychowywały się w rodzinach bez męskich wzorców osobowych. Ojciec albo pił, albo go nie było.

– To, że coś takiego dzieje się w Warszawie, dziwi nawet nas – przyznają pracownice La Strady.

– U nas nie ma tego problemu – stanowczo stwierdza dyrektorka gimnazjum i odkłada słuchawkę. Kolejny telefon to kolejne trzaśnięcie słuchawką. Kurator nr 1: – Szkoła nie chce współpracować. Po co ma sobie psuć rankingi? Gdy jedna z matek zwróciła się z pytaniem, co robić, pedagog radziła jej pójść na policję.

Babcia Justyny: – Pedagog doskonale wiedziała, co się dzieje. Ale po co reagować, jak można po prostu odwrócić głowę i wszystko zamieść pod dywan? Poczekać, aż dziewczyny skończą trzecią klasę i znikną ze szkolnego korytarza? Musiałam walczyć, by pedagog raczyła mnie informować, kiedy wnuczki nie ma w szkole.

La Strada: – Kiedyś zwróciły się do nas uczennice z jednego ze stołecznych gimnazjów – chciały zajęć profilaktycznych na temat prostytucji wśród nieletnich. Dyrektor szkoły inicjatywę zablokowała. Najpierw wymagała od nas zgody kuratorium (tam nikt o takich zgodach nie słyszał), potem się obraziła.

Kurator nr 2: – W listopadzie zeszłego roku Urząd Dzielnicy Targówek robił konferencję na temat przemocy w szkołach. Jak zaczęliśmy mówić o prostytucji wśród nieletnich, pedagodzy z tej szkoły wyszli.

Babcia Justyny: – Tej trudnej młodzieży nie ma kto podać ręki. Uczniowie wiedzą, że zostali zesłani do swego rodzaju getta. Szkoła udaje, że nie ma narkotyków, nie ma prostytucji. Umywa ręce i nawet nie poradzi, co z tym można robić. Szkoła powinna była powiedzieć, jak tym dzieciom można pomóc, że trzeba pójść tu, tu i tu.

Jacek Kurzępa: – Szkoły są zaskoczone, bo to nowe zjawisko. Ale takie zachowania da się wyłowić. Ktoś musiał popełnić błąd.

La Strada: – Dlaczego dziewczyny to robią? Bo chcą być dorosłe. A prostytucja daje pieniądze, pozycję, kontakty z dorosłymi – to jest społeczny awans. Pan przypominający z wyglądu nauczyciela geografii, który jej nigdy dobrej oceny nie wystawił, teraz jest gotów dać jej od ręki 300 zł – byle by było bez gumy. I błaga ją o to na kolanach. Bo wiadomo, w burdelach małolata jest gwiazdą.

Epilog nr 1

Justyna i Żaneta są teraz w ośrodkach dla trudnej młodzieży. Postępowanie prokuratorskie w tej sprawie jest w toku. O ich dalszych losach zadecyduje sąd dla nieletnich. Pozostałe nastolatki chodzą normalnie do szkoły.

– Spóźniłam się o rok – podsumowuje babcia Justyny. – Gdybym wcześniej wiedziała, że są takie możliwości, instytucje, które pomagają, może do tego wszystkiego by nie doszło. Ratunek: wczesna diagnoza. Na pewno warto o tym mówić. Może to uchroni kolejne dziewczyny.

Epilog nr 2

Irena Dawid-Olczyk z La Strady: – Znam dziewczynę, która się dla swojego chłopaka prostytuowała w Niemczech. Opowiedziała nam pewną sytuację. To była środa, a wiadomo, że wtedy w domach publicznych w Niemczech są niskie obroty, bo w telewizji są pokazywane mecze piłkarskie. Przyszedł jakiś strasznie brudny, obdarty klient – dziewczyna nie chciała z nim iść. Jej „narzeczony“ wziął ją wtedy na bok i powiedział, że jest tu po to, by zarabiać pieniądze.

Jak nam to opowiadała, to zaczęła gwałtownie płakać. Dla niej mniejszym problemem było to, że się prostytuuje, niż to, że ta miłość nie istnieje.

Ile nastolatków „dorabia” w stolicy?

Bardzo trudno oszacować skalę prostytucji wśród nieletnich. Ani sądy rodzinne, ani policja nie prowadzą tego typu statystyk. W polskim prawie prostytucja jako taka nie podlega karze. Jednak art. 203 kodeksu karnego mówi, że „Kto, przemocą, groźbą bezprawną, podstępem lub wykorzystując stosunek zależności lub krytyczne położenie, doprowadza inną osobę do uprawiania prostytucji, podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10.” Mimo to w Warszawie są miejsca, w których niepełnoletnie prostytutki można spotkać codziennie.

Imiona bohaterek zostały zmienione

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane