Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zwykły szary dom z filmową duszą

Jolanta Gajda-Zadworna 10-06-2011, ostatnia aktualizacja 12-06-2011 17:56

– Puławska 61? To gdzieś na Mokotowie? – zastanawia się Piotrek. – Fajna knajpa tam jest – stwierdza Magda. – A mnie się kojarzy z Koziołkiem Matołkiem – zaskakuje pani Zosia. Tymczasem mocna filmowa grupa przekonuje: – To adres wciąż ważny dla polskiego kina.

Budynek przy Puławskiej 61 jest siedzibą pięciu studiów filmowych oraz Filmoteki Narodowej
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Budynek przy Puławskiej 61 jest siedzibą pięciu studiów filmowych oraz Filmoteki Narodowej
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
Filmy, które  powstały dzięki studiom z Puławskiej  to m.in. „Kanał”, „Pręgi” i „Róża”
źródło: Materiały Promocyjne
Filmy, które powstały dzięki studiom z Puławskiej to m.in. „Kanał”, „Pręgi” i „Róża”

Zwyczajny budynek, jakich wiele przy Puławskiej. Przechodnie nie przyglądają się wiszącym przy wejściu tabliczkom. Większość nie wie, że tworzyła się tu i wciąż tworzy filmowa historia.

Diament i gra vabank

Na początku mieściły się pod tym adresem trzy zespoły filmowe. W Kadrze – najstarszym, działającym od 1955 roku, kierowanym najpierw przez Jerzego Kawalerowicza – powstały m.in. „Popiół i diament" oraz „Kanał" Wajdy. Munk nakręcił tu „Człowieka na torze" i „Eroikę". A szef zespołu zrealizował czący etap studia wyznaczył debiut Juliusza Machulskiego – „Vabank". A ostatnie lata przyniosły odrodzenie dzięki nowemu szefowi Jerzemu Kapuścińskiemu i m.in. okrzykniętemu w 2009 roku wydarzeniem gdyńskiego festiwalu „Rewersowi" Borysa Lankosza czy pokazywanej właśnie w Gdyni „Sali samobójców" Jana Komasy.

Jacek Bromski, szef Stowarzyszenia Filmowców Polskich, nie ma wątpliwości: – Pierwsze i najważniejsze skojarzenie z adresem Puławska 61? Zespoły Filmowe, historia Polskiej Szkoły, sztandarowe dziś tytuły. To miejsce zrośnięte z polską kinematografią od wielu lat.

Legendę Puławskiej 61 budował też rozwiązany z powodów politycznych w początkach lat 80., a prowadzony wtedy przez Andrzeja Wajdę Zespół X. W nim powstały m.in. „Wesele", „Ziemia obiecana", „Człowiek z marmuru", ale też „Wodzirej", „Aktorzy prowincjonalni", „Bez znieczulenia" czy „Matka królów".

Trzecim zespołem był Tor prowadzony najpierw przez Stanisława Różewicza, który otoczył opieką artystyczną m.in. Krzysztofa Zanussiego („Iluminacja", „Barwy ochronne"). Powstały tu także: „Rejs" Piwowskiego, „Zaklęte rewiry" Majewskiego, „Aria dla atlety" Bajona czy „Ucieczka z kina Wolność" Marczewskiego. Od „Przypadku" zaczął współpracę z zespołem Krzysztof Kieślowski ".

Szefujący od lat 80. Torowi Zanussi do sukcesów studia dopisał w ostatnich latach m.in. nagrodzone Złotymi Lwami „Pręgi", debiut Magdaleny Piekorz, a także „Boisko bezdomnych" Kasi Adamik. W tym roku, jako koproducent – ze studiami Perspektywa i Oko oraz Wytwórnią Filmów Dokumentalnych i Fabularnych – pokazał w Gdyni jeden z najbardziej oczekiwanych filmów festiwalu – „Różę" Wojciecha Smarzowskiego.

Tu jest wolność

Przez długi czas siedzibę przy Puławskiej 61 miało Stowarzyszenie Filmowców Polskich a wśród bardzo poważnych instytucji, takich jak np. Filmoteka Narodowa, znaleźć też można było miejsce bliskie dzieciom. W Studiu Miniatur Filmowych powstawały też doceniane prace dorosłych artystów, jednak wdzięczność najmłodszych widzów tutejsi rysownicy zaskarbili sobie m.in. animowaną serią o Koziołku Matołku

SMF całkiem niedawno wyprowadziło się do Wilanowa. W szarym budynku na Mokotowie pozostało pięć państwowych studiów. Poza Kadrem i Torem także Oko, Perspektywa i Zebra.

W minionej dekadzie powstało w nich prawie 40 fabuł. Z najnowszych, będące jeszcze przed premierą, „W ciemności" Agnieszki Holland i pokazywane od niedawna w kinach „Uwikłanie" Jacka Bromskiego.

Z Zebry wyszły wcześniej takie tytuły, jak „Vinci" czy „Kołysanka" Machulskiego, ale też „Mój Nikifor" i „Plac Zbawiciela" Krzysztofa Krauzego.

Z kolei Perspektywa może się pochwalić „Komornikiem" Feliksa Falka czy „Mniejszym złem" Janusza Morgensterna. Jest też koproducentem „Róży" Smarzowskiego.

Oko ma w swoim dorobku m.in. „Wrony" Doroty Kędzierzawskiej i koprodukcję nagrodzonych dwa lata temu w Gdyni „Galerianek" Katarzyny Rosłaniec.

– To najlepsze i najbardziej aktywne studia. Są gwarantem jakości. Łatwiej zrobić tu film temu, komu nie chodzi tylko o „szybką kasę", i takie zresztą są ambicje prowadzących. Chodzi o to, by powstawały obrazy istotne i w zalewie tandety studia ciągle są miejscem, gdzie to możliwe – wystawia laurkę Agnieszka Holland.

Popiera ją Jerzy Stuhr, wspominając współpracę w latach 90.: – Zebra była moim prawdziwym mecenasem sztuki. Juliusz Machulski rozumiał moje scenariusze i bronił ich u decydentów.

– Cztery z ośmiu moich filmów powstały przy Puławskiej 61 – mówi Marek Koterski. – „Porno", „Nic śmiesznego" i „Dzień Świra" w Zebrze oraz „Baby są jakieś inne" (jeszcze przed premierą – przyp. red.) w Kadrze. Z tym miejscem kojarzą mi się prestiż i profesjonalizm. Nigdy nie poczułem tu zagrożenia, że możemy nie dokończyć raz skierowanego do produkcji filmu i – co chyba dla mnie najważniejsze – mam tu poczucie pełnej wolności twórczej. Powinniśmy zadbać o kontynuację tradycji. Nie można wciąż zaczynać wszystkiego od początku.

Będzie nowy plan?

Dość dramatyczny apel reżysera „Dnia Świra" nie jest bezpodstawny. Państwowe studia filmowe muszą się dziś konfrontować z komercyjnym rynkiem filmowym. Pojawiają się głosy, że bywają nierentowne i że o wiele bardziej skuteczni są prywatni producenci. Dyskusja na ten temat, ale też rzetelne szacowanie zysków i kosztów, trwają od kilku lat. Uczestniczy w nich Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

„Studia z Puławskiej 61 są nie tylko spadkobiercami artystycznej spuścizny Zespołów Filmowych, dbającymi o jej zachowanie i propagowanie, ale przede wszystkim aktywnymi producentami filmowymi. Będąc świadomymi kustoszami swojego dziedzictwa, aktywnie uczestniczą w budowaniu współczesnego kina w Polsce" – taką m.in. deklarację złożą dziś na 36. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni przedstawiciele warszawskich studiów, rozpoczynając debatę nad statusem tych instytucji i ich rolą w przyszłości.

Jednym z podnoszonych tematów będzie finansowanie.

– Studia nie dostają żadnych dotacji od państwa, a pozyskanie środków na produkcje filmów odbywa się na tych samych zasadach, jakie obowiązują prywatnych producentów. Połowę swoich przychodów z eksploatacji filmów wyprodukowanych przed 1989 rokiem oddają na rzecz Państwowego Instytutu Sztuki Filmowej, pozostała część jest wykorzystywana do finansowania nowych produkcji – podkreśla rzecznik SF Puławska 61 Maria Pułaska.

Zrzeszone we wspólnej sprawie instytucje przypominają, że zajmując się bieżącą produkcją, nie zapominają o cennych filmowych zasobach.

Trzy lata temu Kadr rozpoczął zaplanowany na wiele lat program rekonstrukcji cyfrowej oraz digitalizacji swoich dawnych filmów. Podobne działania prowadzą inni. W ciągu trzech lat zapowiadają przywrócenie do świetności 90 tytułów. To wielki narodowy majątek. Kto i jak ma nim dysponować?

Rozważana jest komercjalizacja, sprywatyzowanie lub przekształcenie w instytucje kultury. Przy podobnych pomysłach trzeba uważać, by nie stracić tego, co już udało się wypracować.

Adres, jakich mało

Wróćmy jednak do niepozornego budynku..

– Puławska 61? Dla mnie to Regeneracja. I coś tam jeszcze jest na górze – rzuca, uśmiechając się zaczepnie szef Warszawskiego Festiwalu Filmowego Stefan Laudyn.

– Chodziliśmy tam na filmy, których nikt inny nie oglądał. W salce na piątym piętrze co poniedziałek pokazywano filmowcom produkcje niewchodzące na ekrany. Urzędował tu też szef kinematografii. I my – wspomina Andrzej Wajda. – Nie wiem, co tam się dzieje teraz.

– Dla nas to wciąż ważne miejsce, choć rzadko tam bywamy – mówią Roman Gutek i Krzysztof Gierat, kierujący Krakowskim Festiwalem Filmowym. – Poznaliśmy się tam w 1981 roku, tuż przed stanem wojennym. Zespoły filmowe nas nie interesowały. Bardziej Filmoteka Narodowa, która też tam ma siedzibę. Teraz, jeśli nadal dzieją się tam rzeczy ważne, to np. za sprawą Jurka Kapuścińskiego. Dzięki ludziom takim, jak on to dobry filmowy adres.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane