Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Romantyzm, heroizm, poświęcenie

Piotr Sokołowski 10-08-2014, ostatnia aktualizacja 10-08-2014 09:06

Uszanujmy wybór powstańców warszawskich. Nie plujmy na nich, nie róbmy z nich bandy opętanych samobójców, przez którą cierpieli cywile, bo wiele im zawdzięczamy – pisze publicysta.

Ja też uważam, że śmierć 200 tys. warszawskich cywilów była wielką tragedią, ale nie sądzę, że aby jej uniknąć, wystarczyło nie walczyć i liczyć na dobroć Stalina i Hitlera – pisze autor. Na zdjęciu stolica po powstaniu
źródło: PAP/CAF
Ja też uważam, że śmierć 200 tys. warszawskich cywilów była wielką tragedią, ale nie sądzę, że aby jej uniknąć, wystarczyło nie walczyć i liczyć na dobroć Stalina i Hitlera – pisze autor. Na zdjęciu stolica po powstaniu
źródło: materiały prasowe

Pierwszą moją reakcją po przeczytaniu wielu artykułów na temat Powstania Warszawskiego w lewicowej czy liberalnej prasie było: „Przecież to nie AK zaczęła wojnę". A tak jest to zbyt często przedstawiane. Zbyt często wyrywa się to wydarzenie z kontekstu, sprowadzając do prostego stwierdzenia: „Dowództwo AK wysłało młodzież na pewną śmierć".

Wartości ważne dla lewicy

Pamiętajmy, że wojna zaczęła się w roku 1939, a nie 1 sierpnia 1944, bo takie wrażenie może odnieść nieobeznany z historią czytelnik. Pamiętajmy też, że Polacy i tak w stanie wojny by byli, niezależnie od tego, co by postanowiło dowództwo AK. Niemcy dążyli do całkowitej zagłady polskich elit i do uczynienia niewolników z reszty Polaków, także postulowana przez niektórych taktyka nieprzeciwstawiania się silniejszemu tylko ułatwiłaby realizację tych z pewnością niekorzystnych dla nas planów. Poza tym trudno sobie wyobrazić, co by się stało z Warszawą, gdyby na jej terenie starły się wojska ZSRR z armią niemiecką.

Tymczasem niektórzy komentatorzy zachowują się tak, jakby istniał wtedy wybór między pokojem a wojną, spokojnym życiem a śmiercią. Nasi przodkowie uznali, że to życie wolą zaryzykować, niż godzić się na powolną eksterminację Polaków. Pamiętajmy, że do Armii Krajowej nikogo na siłę nie werbowano, uszanujmy ich wybór i nie plujmy na nich, robiąc z powstańców bandę opętanych samobójców, przez którą cierpieli cywile – bo moim zdaniem wiele im zawdzięczamy. Razi mnie nie tyle zastanawianie się nad zasadnością Powstania Warszawskiego, ile kompletny brak zrozumienia ówczesnej sytuacji i ówczesnych ludzi – a to już niedopuszczalne.

Romantyzm, heroizm, poświęcenie się w imię większej od siebie sprawy. To wartości, które redaktorka „Charakterów" uznała za jedną z dróg do szczęścia, i – jak się wydaje – o wiele lepiej rozumieją to artyści tacy jak Dawid Podsiadło czy zespół Lao Che niż większość publicystów. Wartości te ważne były dla ruchów lewicowych, gdy je powoływano, jednak najwyraźniej dzisiaj sytuacja wygląda zgoła inaczej. Dominuje przywiązanie do biologicznego, bezideowego przetrwania za wszelką cenę, a więc cecha, która wcześniej charakteryzowała raczej znienawidzone przez lewicę drobnomieszczaństwo. Natomiast polityk działający honorowo i moralnie zbyt często obecnie jest krytykowany tylko dlatego, że przez niego może podrożeć gaz.

Tradycja PPS i Che Guevary

Oczywiście należy pamiętać, że podejście heroiczne, idealistyczne i marzycielskie w różnych czasach może się różnie objawiać. Dlatego argumenty, że „Solidarność" była bardziej mądrym i przewidującym ruchem od Powstania Warszawskiego, bo odżegnywała się do walki zbrojnej, są całkowicie nietrafione. Gdyby akowcy żyli w późnym PRL, też by się odżegnywali od walki zbrojnej. Jednak pod niemiecką okupacją, pod lufami karabinów nazistów, którzy strzelali do Polaków jak do kaczek, chyba trudno sobie wyobrazić organizowanie strajków i demonstracje czy działanie pokojowego ruchu społecznego.

Gdyby AK chciała zorganizować demonstrację, prawdopodobnie nie zginęłoby kilka, kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt osób, jak to bywało w najgorszym wypadku za czasów PRL, ale na manifestację spadłoby kilka bomb, które zrównałyby z ziemią całą ulicę.

Nowa lewica powołuje się na realizm, ale to z ust przedstawicielki tej formacji usłyszałem, aby w Syrii nie wspierać działań żołnierzy opozycji, lecz organizacje krzewiące kulturę. Abstrahując już od tego, czy popieramy syryjską opozycję, wiedząc, że jej część ma jawne powiązania z Al-Kaidą, to podobny pomysł rozwiązywania tego typu konfliktów realizmem raczej nie pachnie.

Tzw. realiści często mają rację, jednak to nie oni zmieniają świat na lepsze. Robią to niepoprawni marzyciele, którzy być może często się mylą, ale to tylko dzięki nim żyjemy w demokratycznym świecie

Ja też uważam, że śmierć 200 tys. warszawskich cywilów była wielką tragedią, ale nie sądzę, że aby jej uniknąć, wystarczyło nie walczyć i liczyć na dobroć Stalina i Hitlera. Jeszcze raz powtórzę: to nie powstańcy wywołali wojnę, a więc pisząc o okropieństwach wojny, nie obarczajmy ich winą.

Pamiętajmy też, aby winą za śmierć tysięcy warszawiaków nie obciążać ich dowódców (bo to nie oni ich zabijali i mordowali), lecz sprawców, czyli Niemców i biernie przyglądających się Rosjan. Jeżeli ktoś dziś mówi, że gdyby nie powstanie, to 200 tysięcy zabitych wtedy Polaków przeżyłoby wojnę, to można mu tylko pogratulować (nie)znajomości planów Hitlera oraz zdolności jasnowidzenia.

Zgadzam się, że tzw. realiści często mają rację, jednak to nie oni zmieniają świat na lepsze. Robią to niepoprawni marzyciele, którzy być może często się mylą, ale to tylko dzięki nim latamy samolotami czy żyjemy w demokratycznym świecie.

Powstanie Warszawskie dużo bardziej wpisuje się w ideały lewicy niż prawicy – i miało to odbicie w ówczesnej i późniejszej publicystyce. To redaktor socjalistycznego „Robotnika" pisał, że jeden z jego towarzyszy rażony niemiecką kulą spełnia obowiązek żołnierza i polskiego socjalisty. To on z dumą oznajmia, że do pierwszych stać w powstaniu doszło już  o godz. 15.00 na skutek tego, że Niemcy poznali miejsce zbiórki jednego z oddziałów – a pierwsze strzały i pierwsza krew zostały oddane przez PPS. Nie kto inny jak Che Guevara jest autorem znanej z napisów na murach sentencji, że „lepiej umrzeć, stojąc, niż żyć, leżąc".

Przeciwne powstaniu były natomiast skrajnie prawicowe oddziały NSZ, których członkowie do dzisiaj mówią, że uczestniczyli w nim jedynie z posłuszeństwa, bo walka zbrojna rzekomo nie miała szans. Choć można zadać pytanie, czemu te same oddziały walczyły potem w lesie przeciw ZSRR, skoro wcześniej wykazywały się takim realizmem.

Robić swoje

Jak powiedział Albert Einstein, „najmądrzejszy nawet człowiek jest jak dziecko w bibliotece składającej się z tysięcy książek, a każda jest napisana w innym języku". Nasze rozumy nie ogarniają świata, dlatego kierowanie się tylko – jak to mówią – „racjonalnymi przesłankami" jest głęboko nieracjonalne. Czyste logiczne myślenie bez brania pod uwagę ludzkich uczuć jest bardzo dużym błędem, ponieważ ludzie nie zachowują się racjonalnie i logicznie, ale bardzo często kierują się właśnie emocjami.

Nigdy się nie dowiemy, co by było, gdyby powstanie nie wybuchło. Pamietajmy też, że na wojnie efekt piarowy bywa ważniejszy od rzeczywistych porażek czy zwycięstw. W końcu wojny nie toczą się do zabicia ostatniego żołnierza, lecz do momentu, gdy jedna ze stron strona uzna, że więcej zyska na poddaniu się niż na walce. I nie musi to być zgodne z obiektywnymi warunkami, lecz wynika z subiektywnej oceny polityków i dowódców.

Nie dajmy zawłaszczyć prawicy, szczególnie tej skrajnej, idealizmu i marzycielstwa, szczególnie że dziś nie oznaczają one skrajnego poświęcenia ani walki zbrojnej, lecz po prostu pewną życiową postawę, opartą na przeświadczeniu, że świat jest miejscem nieprzewidywalnym i przez to pięknym. Dlatego trzeba robić swoje i wierzyć, że ma to sens.

Autor jest socjologiem i publicystą pisma „Liberté!"

rp.pl

Najczęściej czytane