Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Krach u zarania bankowości

Rafał Jabłoński 13-04-2012, ostatnia aktualizacja 13-04-2012 22:22

Nowoczesna, stołeczna bankowość ukształtowała się m.in. dzięki krachowi, jaki w lutym 1793 roku dotknął wielu instytucji bankowych zlokalizowanych w Warszawie. Jego powodem były łajdactwa jednego, a rozrzutność drugiego króla, wojna 1792 roku oraz tzw. bańka spekulacyjna

Ulica Miodowa w 1777 r. Na obrazie Canaletta widać po lewej pałac Teppera (drugi budynek)
źródło: Muzeum Narodowe w Warszawie
Ulica Miodowa w 1777 r. Na obrazie Canaletta widać po lewej pałac Teppera (drugi budynek)
Wielki przegrany Piotr  Fergusson Tepper. Nie poradził sobie z długami
źródło: __Archiwum__
Wielki przegrany Piotr Fergusson Tepper. Nie poradził sobie z długami
Bank Polski w grafice Maurycego Scholtza z 1840 roku. Wzdłuż budynku biegła ul. Rymarska.
źródło: fotopolska
Bank Polski w grafice Maurycego Scholtza z 1840 roku. Wzdłuż budynku biegła ul. Rymarska.

Finansowy system Rzeczypospolitej zaczął być rujnowany w połowie XVIII wieku przez pruskiego władcę, który zdobył na terenie Saksonii tłoki służące do bicia polskich monet. Zaczął je fałszować. Niektórzy szacują, że zrujnował skarb naszego państwa na niewiarygodnie wysoką wówczas sumę – 600 mln złotych.

Dokładając do tego: wielkie długi polskiego władcy wynoszące mniej więcej sześciokrotność rocznego budżetu królewskiego, koszty wojny z Rosją oraz szaleństwo pożyczkowe (weszły do Polski łatwo dostępne kapitały holenderskie) – domy bankowe, zwane przez niektórych kantorami, przestały być wypłacalne.

Ciemne chmury

Początkiem krachu była plajta domu bankowego Piotra Fergussona Teppera, jaka zaczęła się z dniem 25 lutego 1793 roku. Jeszcze dwa lata wcześniej jego prywatny majątek szacowano na ponad 60 mln złotych (roczne dochody skarbu królewskiego wynosiły w tym czasie 7 mln złotych polskich). Tepper obracał wielkimi pieniędzmi i pośredniczył w zaciąganiu długów przez Stanisława Augusta Poniatowskiego, który był mu winien 11 mln. Ponadto udzielał pożyczek skarbowi Rzeczypospolitej (nie należy go mylić z królewską kasą).

Dziś po Piotrze Tepperze pozostał tylko pałac Pod Czterema Wiatrami przy ulicy Długiej.  Przebudował ten stuletni obiekt, korzystając z mistrzostwa Szymona Bogumiła Zuga. Nie cieszył się zbyt długo, na początku XIX wieku bowiem poszedł on pod młotek. Do wybuchu I wojny światowej mieścił się tam słynny Hotel Drezdeński. Z kolei po pałacu przy Miodowej nic nie zostało, gdyż dziś jest tam zachodni wlot do tunelu trasy W-Z.

Tepper pociągnął za sobą kolejnego, wielkiego bankiera – Karola Schultza. Po tym pozostała z kolei ulica Karolkowa, przebiegająca między jego posiadłościami. A budował Schultz wiele obiektów dochodowych – przeważnie domów czynszowych, stajni i różnych fabryczek. Zamierzał wystawić nawet na Tłumackiem (jak pisały ówczesne gazety) pałac, ale uniemożliwiło to bankructwo.

Runęły jeszcze majątki czterech innych bankierów, a setki osób publicznych odczuły skutki zapaści. W końcu powołano komisję likwidacyjną, mającą zająć się spłatą zadłużeń i regulacją królewskich długów. Ślady tej działalności odnaleźć można w ogłoszeniach gazetowych, jakie ukazywały się przez wiele następnych lat. Na przykład w roku 1796 na łamach „Korrespondenta Warszawskiego y Zagranicznego" wzywano wierzycieli Karola Schultza, by przybyli na zebranie w sprawie masy upadłościowej – „z rana na Sessyę Administracyi tamże odbywać się nie zawodnie maiącą".

W listopadzie 1795 roku abdykował w Grodnie Stanisław August Poniatowski, a w styczniu 1797 zawarta została „konwencya trzech dworów", czyli państw rozbiorowych, mająca na celu podział spłaty przez nie długów byłego polskiego króla, czyli 40 mln złotych.

Wexlowanie

Cofnijmy się o trzy dekady. Próba reformy monetarnej podjęta przez Stanisława Augusta w 1765 roku nic nie pomogła, bo złe pieniądze wciąż wpływały do Polski. Trzeba mu jednak oddać w tej kwestii sprawiedliwość, bo próbował przeciwdziałać pruskiemu łajdactwu.

Po zakończeniu wojen napoleońskich na polskim rynku znajdowało się mnóstwo najrozmaitszych monet, w tym produkcji Fryderyka II, psujące wszystko. Prawie nie zawierały srebra, a było, że na zewnątrz bielono je nawet cynkiem. W tym bałaganie korzystały kantory wymiany, zbijające krocie na różnicach kursów. Doszło do tego, że ludzie nie chcieli brać niektórych pieniędzy.

Zabawnym, a zarazem tragicznym przykładem takiego stanu rzeczy jest ogłoszenie Magistratu Policyi miasta Warszawy, jakie ukazało się w 1807 roku – „... zaleca się publiczności, aby wszelką monetę zdawkową do tego czasu kursuiącą, jak to: srebrniki: Dytki (5-groszówki – przyp. red.) i Półsrebrniki brać nie wzbraniała się; sprzeciwiaiący ninieyszemu urządzeniu, podpadnie karze 5 talarów, z których połowa do kassy ubogich, a druga połowa denuncyantowi przypadnie...".

Nie na wiele to się zdało, rok później bowiem „wexlarze", jak ich zwano, nadal sami ustanawiali relacje między „złotem, grubą i zdawkową monetą" i to „było coraz większym dla Publiczności, ciężarem". Sięgnięto więc do ostatecznego rozwiązania i „Minister Policyi zalecił ustanowić (...) Liczbę Wexlarzy do pięciu uprzywilejowanych po jednym kantorze mających". Ponieważ spodziewano się powstania czarnego rynku walut, poczyniono zastrzeżenie – „wexluiący w Sklepie bez konsensu, prócz zamknięcia Sklepu opłatą pieniężną ukaranym zostanie".

Uspokojenie

Sytuacja na rynku finansów uspokojona została dopiero z rokiem 1828, kiedy to powołano do życia Bank Polski. 6 maja otworzył on siedzibę w specjalnie wybudowanym gmachu u zbiegu Elektoralnej i Senatorskiej (istnieje do dziś), a mały, trójkątny placyk, jaki znajdował się przed nim, z czasem nazwano Bankowym.

O potrzebie założenia narodowego banku debatowano już w drugiej połowie wieku XVIII. Z przyczyn oczywistych powinien był on powstać w Warszawie, a zajmować się nie tylko wspieraniem krajowej działalności gospodarczej, ale także przejąć rolę pośrednika w pożyczaniu pieniędzy państwu – z Polski lub z zagranicy, co czynili do tej pory bankierzy. Ci, jak wiadomo, zbankrutowali w 1793 roku.

Bank funkcjonował doskonale, a pracowało w nim oraz mieszczącej się w tym samym budynku Komisji Rządowej Przychodów i Skarbu wiele osób, znanych później z zupełnie innej działalności (np. Juliusz Słowacki był tam aplikantem).

Powstanie listopadowe spowodowało kolejne zamieszanie na finansowych rynkach. W jednym z numerów „Kuriera Litewskiego", jaki ukazał się po upadku powstania, natrafiłem na niezwykle ciekawą informację: „W Krakowie znaleziono znakomity kapitał do czterech i pół miliona złotych wynoszący, należący do Banku Polskiego i innych publicznych zakładów Królestwa Polskiego. Kapitał ten pochwycony przez buntowników w Warszawie ( ...) będzie powrócony tym zakładom".

Bank Polski zlikwidowany został (przejęty przez bank rosyjski) z rokiem 1886. Ale to już inna historia.

I na koniec jeszcze ciekawostka o rynku finansowym, podana przez „Kurier Warszawski" w 1851 roku: „W tych dniach widzieliśmy w Warszawie pierwsze dolary wybite w roku 1849 ze złota Kalifornijskiego. Dolar jest monetą Stanów Zjednoczonych Ameryki północnej, wielkości naszych pięcio-groszówek, ale nieco grubszy". W tym mieście był bardzo ważnym pieniądzem przez następne sto lat.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane