Oskarżeni za Technoport
Dwaj prezesi miejskiej spółki staną przed sądem za półtora miliona złotych nieuzasadnionych wydatków
Chodzi o spółkę Technoport, powołaną jeszcze w 2005 r.
za rządów Lecha Kaczyńskiego w stołecznym ratuszu do stworzenia Warszawskiego Parku Technologicznego na Siekierkach.
Według wizji Lecha Kaczyńskiego i ówczesnego ministra nauki Michała Kleibera miała to być wizytówka stolicy: inkubatory techniki, laboratoria, instytuty naukowo-badawcze.
By to powstało, miasto musiało inwestować ok. 300 mln zł w podziemną infrastrukturę (a to podmokłe tereny). Technoport nie otrzymał jednak unijnej dotacji (180 mln zł) – inwestycja znalazła się tylko na liście rezerwowej.
Ratusz uznał więc, że spółkę trzeba zlikwidować. Park nigdy nie powstał. Zamiast tego kolejne zarządy przejadły 11 mln zł.
Lekka ręka do podpisywania umów
Najgorszy dla spółki okazał się rok 2008. Rada Nadzorcza (w której skład wchodziły zgodnie z zamysłem ratusza trzy osoby z tytułami doktora) powołała prezesa ze swojego grona. Został nim Wiesław B., były działacz ZChN, potem PO, były szef Platformy Obywatelskiej w Żurominie.
Członkiem zarządu w Technoporcie był też Paweł Ś. – kojarzony z SLD.
I lekką ręką zaczął wydawać pieniądze firmy na ekspertyzy prawne. Spółka zaczęła zamawiać analizy i opinie, za które zapłaciła ponad półtora miliona złotych.
Jak wykryli miejscy urzędnicy, którzy zarządzili w 2009 roku kontrolę w Technoporcie, wartość zamówionych przez ówczesne kierownictwo spółki dokumentów była niewspółmierna do ceny.
– Technoport płacił za nie nawet 18-krotnie więcej, niż wynoszą ceny rynkowe – ustalili wówczas kontrolerzy.
Opisywaliśmy to m.in. w tekście „Ekspertyzy za miliony".
Ratusz skontrolował 14 takich opinii – za 1,5 mln zł (brutto). Wszystkie w kancelarii Mamiński i Wspólnicy.
Prawnicy wyliczali, że za te wszystkie opinie Technoport powinien, po cenach rynkowych, zapłacić ok. 70 tys. zł netto. Niektóre liczyły po cztery strony (za 150 tys. zł).
Czasami wypłata na konto kancelarii szła, zanim opinia była gotowa. Innym razem dokument wpływał do spółki, zanim zarząd podjął decyzję o jego zamówieniu.
Umowy z prawnikami nie miały terminu wykonania opinii czy konsekwencji jej nieprzyjęcia.
W protokole z kontroli pisano wówczas: „Opinie zawierały często wiedzę podstawową, wręcz podręcznikową, a w niektórych przypadkach treści ze strony internetowej spółki. Opisywały też kwestie, które do spółki Technoport w ogóle nie miały zastosowania".
Prezes zamówił nawet projekt regulaminu komisji przetargowej (za 190 tys. zł), choć wcześniej zatrudnił specjalistę ds. zamówień publicznych.
Dodatkowo spółka miała stałe umowy na obsługę prawną z kancelarią Mamiński i Wspólnicy (25 tys. zł miesięcznie) oraz z kancelarią Jacka Godlewskiego (4 tys. zł miesięcznie).
Nie mieli sobie nic do zarzucenia
– Cechą profesjonalnej kadry zarządzającej jest korzystanie ze specjalistycznych opinii prawnych – wyjaśniał nam wówczas prezes B.
Nie miał sobie nic do zarzucenia. A w tym czasie Technoport wykazywał co miesiąc ok. 400 tys. zł strat.
– W ten sposób zarząd spółki wbił sobie sam gwóźdź do trumny – komentował na łamach naszej gazety wyniki kontroli odpowiedzialny za miejskie spółki wiceprezydent stolicy Jarosław Kochaniak. – Prezes najwyraźniej dokształcał się za pieniądze spółki. Takich działań nie możemy tolerować. Stąd zawiadomienie do prokuratury. Trafiło ono do śledczych jeszcze trzy lata temu.
W śledztwie oprócz prokuratury brała udział także Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego. Badały, czy spółka była zarządzana z naruszeniem zasad gospodarności.
Prokuratura potwierdza zarzuty
I po latach zarzuty urzędników się potwierdziły.
Dwóm prezesom firmy, Wiesławowi B. oraz Pawłowi Ś., postawione zostały zarzuty niedopełnienia obowiązków na wysokich stanowiskach.
Prezesi Technoportu bezzasadnie wydali pieniądze spółki na dziewięć umów. Dariusz Ślepokura prokurator
– Działając wspólnie i w porozumieniu zawarli oni między lipcem a wrześniem 2008 roku niekorzystne dla spółki Technoport umowy z kancelarią adwokacką Mamiński i Wspólnicy – mówi nam Dariusz Ślepokura, rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej.
Chodzi o dziewięć umów z tą kancelarią adwokacką na łączną kwotę ponad 1,541 mln zł.
Jak ustaliła prokuratura, działania prezesów Technoportu doprowadziły do „narażenia ich firmy na straty znacznej wielkości", a konkretnie w wysokości 1,5 mln zł.
– W tych umowach prezesi nie zabezpieczyli interesu swojej firmy poprzez wskazanie w nich terminu wykonania, warunków odbioru opinii czy warunków odstąpienia od umów. Tym samym bezzasadnie wydatkowali środki spółki na wskazane umowy – tłumaczy prokurator Ślepokura.
Obaj podejrzani prezesi w czasie śledztwa nie przyznali się do winy. Odmówili nawet śledczym składania jakichkolwiek wyjaśnień. Prokuratura Okręgowa skończyła już swoje śledztwo i skierowała do sądu akty oskarżenia przeciwko tym, byłym już, prezesom spółki.
– Na razie termin rozpoczęcia tego procesu nie został wyznaczony – mówi nam Maciej Gieros z referatu prasowego sądu okręgowego.
Co na to teraz władze Warszawy?
Dalekie są od triumfu. Wiceprezydent Jarosław Kochaniak nie chce jeszcze komentować całej sprawy, choć, jak zapewnia, pamięta ją doskonale.
– My zrobiliśmy wszystko, co do nas wówczas należało. Teraz czekamy cierpliwie na decyzję sądu – stwierdza krótko.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.