Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Referendum w Warszawie coraz bliżej

Janina Blikowska 22-07-2013, ostatnia aktualizacja 22-07-2013 20:06

Aż 232 tys. warszawiaków podpisało się pod wnioskiem 
o odwołanie prezydent stolicy.

Hanna Gronkiewicz-Waltz nie boi się referendum
autor: Jerzy Dudek
źródło: Fotorzepa
Hanna Gronkiewicz-Waltz nie boi się referendum

Machina referendalna w stolicy nabiera tempa. U komisarza wyborczego jest już wniosek w sprawie odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz wraz z podpisami. Teraz zostaną one sprawdzone i jeśli 134 tys. osób z list ma prawa wyborcze w stolicy, to referendum będzie musiało się odbyć.

Listy pod lupą

W samo południe pod stołeczny ratusz, gdzie ma siedzibę komisarz wyborczy, podjechał w poniedziałek stary jelcz, tzw. ogórek, oklejony plakatami Warszawskiej Wspólnoty Samorządowej, która stoi za pomysłem odwołania Hanny Gronkiewicz-Waltz. W środku był m.in. Piotr Guział, lider Wspólnoty. W jelczu było 
21 kartonów z podpisami warszawiaków pod wnioskiem o referendum.

– 180 tys. zebraliśmy sami. Ponad 49 tys. dostaliśmy od PiS, a resztę od pomagających nam partii, stowarzyszeń i fundacji – wylicza Piotr Guział.

Kartony trafiły do biur komisarza wyborczego. Teraz ma on 30 dni na zweryfikowanie wniosku oraz załączników – tak oficjalnie nazywa się listy z podpisami. – Komisarz z 
40 pomocnikami powinien je sprawdzić w ciągu dwóch tygodni – uważa Piotr Guział.
Anna Lubaczewska, dyrektor warszawskiej delegatury Krajowego Biura Wyborczego, mówi, że w takim terminie raczej to się nie uda. – Potrzebujemy więcej czasu, będzie to ok. 30 dni, o których mowa w przepisach – tłumaczy.

Dyr. Lubaczewska dodaje, że jeśli pozytywnie zostanie zweryfikowanych 134 tys. podpisów, wtedy zostanie wydane postanowienie o przyjęciu wniosku. Jej zdaniem samo referendum mogłoby się odbyć na początku października.

Kontakty z przygodami

Głos w sprawie referendum zabrała sama prezydent. W oświadczeniu do mediów Hanna Gronkiewicz-Waltz przypomniała, że w podobnej akcji w sprawie prywatyzacji SPEC zebrano 145 tys. podpisów, z czego aż jedna trzecia była nieważna. – Referendum nie jest więc jeszcze przesądzone, ale każdy krytyczny głos traktuję poważnie – zapewnia prezydent Warszawy.

Przyznała, że w ostatnim czasie sposób komunikacji z warszawiakami pozostawiał wiele do życzenia. – Ale wyciągnęliśmy wnioski i efekty widać – zapewnia. I wylicza swoje sukcesy: wprowadzenie bez perturbacji systemu pomostowego na odbiór śmieci, rozpoczęcie prac nad kartą warszawiaka, która da zniżki płacącym podatki w stolicy, czy uruchomienie „trochę z przygodami” tunelu Wisłostrady. Prezydent chwali się też pozyskaniem środków na odszkodowania za nieruchomości przejęte dekretem Bieruta czy wprowadzeniem budżetu obywatelskiego w dzielnicach. – Zmieniamy Warszawę w szybszym tempie niż dotychczas i to już się nie zmieni niezależnie od tego, czy do referendum dojdzie – uważa prezydent.

Wykorzystali prezesa?

Z obroną prezydent ruszyli warszawscy posłowie PO. Ich zdaniem referendum to akcja polityczna współorganizowana przez PiS. – PKW powinna sprawdzić, czy nie doszło do złamania prawa. Organizatorzy referendum przecież przyznali, że mieli wsparcie od różnych firm, a PiS w tym zbieraniu aktywnie uczestniczył, brendując kartki, korzystając ze stolików i parasoli z logo partii czy też angażując ciało statutowe, jakim jest prezes – tłumaczy Andrzej Halicki.

Ta argumentacja śmieszy PiS. – Tonący brzytwy się chwyta. W sytuacji, w jakiej znalazła się prezydent stolicy, teraz ta partia wszędzie szuka kontrargumentów dla inicjatywy referendum – uważa Jarosław Krajewski, stołeczny radny PiS.

Dodaje, że jego partia przy zbiórce podpisów opierała się na grupie obywateli, którzy wystąpili z wnioskiem o referendum. – Podobnie postąpiły partie i stowarzyszenia, które dołączyły do tej inicjatywy – tłumaczy Krajewski. Przypomina, że każdemu przysługuje prawo do zbierania podpisów pod wnioskiem o odwołanie prezydenta.

rp.pl

Najczęściej czytane