Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Intymny wymiar powstania

Jacek Cieślak 09-08-2017, ostatnia aktualizacja 09-08-2017 20:34

„Jestem przestrzeń" Moniki Borzym z udziałem Johna Scofielda przypomina poezję Anny Świrszczyńskiej.

Monika Borzym Jestem przestrzeń  Muzeum Powstania Warszawskiego/Agora, 2017
źródło: materiały prasowe
Monika Borzym Jestem przestrzeń Muzeum Powstania Warszawskiego/Agora, 2017
Monika Borzym subtelnie interpretuje Świrszczyńską
autor: Maksym Rudnik
źródło: materiały prasowe
Monika Borzym subtelnie interpretuje Świrszczyńską

„Jestem przestrzeń" z wierszami urodzonej w 1909 roku Anny Świrszczyńskiej to wydawnictwo niezwykłe, tak jak sama poetka. Wciąż zbyt mało znana, być może dlatego, że w jej wierszach będących echem Powstania Warszawskiego nie ma patosu, zgiełku wielkiej bitwy, są za to echa najbardziej bolesnych rozstań, które wymusiła wojna.

O miejsce należne Świrszczyńskiej w panteonie polskiej poezji upominał się Czesław Miłosz w eseju „Jakiegoż to gościa mieliśmy". Napisał: „rzecz polega na tym, że jej dzieło poetyckie ofiarowuje się jako spełniony los, ale spełniony nie poprzez artyzm, z życiorysem gdzieś w tle, ale jako jedność wierszy i osoby, gwałtownej, namiętnej, dumnej, pokornej, grzesznej, współczującej, miłującej, szalonej".

Jak przypomina Jan Ołdakowski, dyrektor Muzeum Powstania Warszawskiego, wydawca albumu, sama Świrszczyńska mówiła: „wojna zrobiła ze mnie innego człowieka". Zmagając się z traumą, poszukiwała języka, którym w indywidualny sposób można wyrazić doświadczenie 63 dni zrywu warszawiaków. Dopiero w 1974 roku, dziesięć lat przed śmiercią, wydała tom zatytułowany „Budowałam barykadę".

Świrszczyńska, która była w powstaniu sanitariuszką, mocno zaznaczyła swój kobiecy, wręcz chciałoby się powiedzieć, feministyczny punkt widzenia, w wierszu „Odwaga": „Nikomu/ nie oddam celu swego życia/ swego prawa do nieustającego rośnięcia/ aż po ostatni oddech".

Ten fragment jest bardzo ważny dla wybitnej polskiej reżyserki Agnieszki Glińskiej, która w roli kierownika literackiego płyty dokonała wyboru wierszy, jakie zaśpiewała w niezwykle wyciszony, stonowany sposób Monika Borzym do muzyki Mariusza Obijalskiego, aranżera i producenta albumu.

Już delikatnie interpretowana „Przestrzeń", w której wokalistce towarzyszy partia fortepianu i kwartetu skrzypcowego, jawi się jako manifest wolności, której nie może ograniczyć żadna idea i żaden człowiek. Jednak w „Muszę to zrobić" objawia się niczym niewytłumaczalny, bo tragiczny wybór: „Muszę cię odtrącić, mój miły/ choć jestem ci potrzebna,/ i odejść tam, gdzie nie jestem potrzebna nikomu/ Muszę strzelić ci w serce,/ choć mnie błagasz o litość,/ i sobie strzelić w serce/ choć tak się boję". Najmocniejszy jest finał, w którym wyraża się arcypolski los: „Nikt z ludzi/ tego ode mnie nie żąda/ A jednak muszę to zrobić".

Gościnny udział w nagraniu płyty wziął Wojciech Waglewski, lider Voo Voo, który dialoguje z Moniką Borzym w „Bardzo smutnej rozmowie nocą" – pożegnalnej rozmowie kochanków. Jako zapis powstańczych reminiscencji można potraktować „Wszystkie chwyty dozwolone" z wersem: „Chwytam się wszystkiego/ żeby się nie zapaść / w przepaść". W tej kompozycji motyw kwartetu smyczkowego przypomina przebój „Burn The Witch" Radiohead.

Zaletą albumu jest to, że dotykając powstańczego losu, ma jednocześnie uniwersalny walor egzystencjalny, co pokazuje m.in. pełne dystansu do ludzkiego życia „Pękam ze śmiechu", w którym słyszymy gitarową solówkę słynnego Johna Scofielda. To najlepszy utwór na płycie również dzięki partii fortepianu.

Warto jeszcze zapamiętać przejmującą, ale pełną godności piosenkę „Czternastoletnia sanitariuszka myśli zasypiając" – o marzeniu, by jedna ofiara mogła uratować cały świat, a także „Ogniotrwały uśmiech" z partią trąbki Sebastiana Studnitzky'ego. To pieśń o kąpieli z ognia, która wzmacnia i pozwala trwać w samotności, z niewypowiedzianym bólem. Teraz ten ból dzięki Muzeum Powstania Warszawskiego, Agnieszce Glińskiej i Monice Borzym został przypomniany i dobitnie wypowiedziany. ©℗

masz pytanie, wyślij e-mail do autora: j.cieslak@rp.pl

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane