Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nowe życie góralki

.Jacek Marczyński 29-08-2018, ostatnia aktualizacja 29-08-2018 09:54

„Chopin i jego Europa" dzięki artystom zagranicznym zaskakuje w tym roku urokiem utworów polskich zaliczanych dotąd do drugiej ligi muzycznej.

≥ Hiszpanka Tina Gorina i pochodzący z Brazylii Matheus Pompeu podbili polską publiczność w wykonanej po włosku „Halce”. Wraz z włoskim dyrygentem Fiabio Biondim okryli inny rodzaj ekspresji, ale dla tradycjonalistów mazur zachował polski charakter
autor: Darek Golik
źródło: NIFC
≥ Hiszpanka Tina Gorina i pochodzący z Brazylii Matheus Pompeu podbili polską publiczność w wykonanej po włosku „Halce”. Wraz z włoskim dyrygentem Fiabio Biondim okryli inny rodzaj ekspresji, ale dla tradycjonalistów mazur zachował polski charakter

Już dawno temu uznaliśmy, że Polska szczyci się jednym geniuszem muzycznym, którym jest Fryderyk Chopin. Wszyscy inni nasi twórcy byli plasowani w jego cieniu. W ostatnim ćwierćwieczu udało nam się, co prawda, wprowadzić do muzycznego świata Karola Szymanowskiego. Witold Lutosławski i Krzysztof Penderecki wylansowali się sami, generalnie nie zmieniło to jednak naszych sądów.

Żmudnego procesu zmiany tego punktu widzenia podjął się festiwal „Chopin i jego Europa", który od 14 lat stara się udowodnić, że w gronie ważnych postaci europejskiej muzyki miejsce należy się nie tylko Chopinowi. Co roku wydobywano z zapomnienia rozmaite utwory, co wydawało się zajęciem żmudnym i trudnym. A jednak przyniosło efekty. Tegoroczna edycja stała się zaś eksplozją muzyki polskiej i to głównie za sprawą artystów zagranicznych.

1.

„Halka" po włosku to największe wydarzenie festiwalu. Eksploatowana nieustannie przez polskie teatry opera Stanisława Moniuszki została zaprezentowana z włoskim tekstem przez Włocha Fabia Biondiego i jego zespół Europa Galante oraz z Hiszpanką Tiną Goriną jako polską góralką i Brazylijczykiem Matheusem Pompeu w roli Jontka.

Uwolniona od sztampy narodowego folkloru, zagrana na historycznych instrumentach „Halka" zyskała nowy wdzięk. Zachwycała muzyczną energią, precyzją brzmienia, fantastyczną ekspresją obojga głównych solistów, przy których reszta starannie dobranej polskiej obsady (z wyjątkiem Chóru Opery i Filharmonii Podlaskiej) nie była w stanie wykrzesać podobnego entuzjazmu. Ta wersja „Halki" zostanie wydana na płytach, są szanse na kolejne wykonania, może więc wreszcie opera Moniuszki zdobędzie należne jej miejsce w muzyce europejskiej.

2.

Ignacy Jan Paderewski doczekał się całościowej prezentacji swojej twórczości. I nie był to tylko okolicznościowy hołd dla artysty i polityki, który przyczynił się do odzyskania przez Polskę niepodległości w 1918 roku. Był uwielbianym przez świat pianistą, ale też naprawdę dobrym kompozytorem, w co nie bardzo chcieliśmy wierzyć. Wystarczy jednak posłuchać choćby jego Koncertu fortepianowego w interpretacji Dang Thai Sona, by docenić Paderewskiego. Staranne wyważenie proporcji między wirtuozerią pianisty a jego dialogiem z orkiestrą plus świetna instrumentacja całości świadczą o talencie kompozytorskim. Nagranie tego utworu przez wietnamsko-kanadyjskiego pianistę już zdobyło nagrody w Europie, w czwartek koncert wykona Amerykanin Garrick Ohlsson z brytyjską Royal Philharmonic Orchestra.

Z kolei „Fantazję polską" Paderewskiego zwykliśmy doceniać głównie jako utwór inspirowany rodzimym folklorem. Gdy jednak na festiwalu zagrał ją Dmitrij Shishskin wraz z Rosyjską Orkiestrą Narodową okazało się, że tę wirtuozowską kompozycję cechuje elegancja, romantyczna ulotność i wdzięk. W kategorii odkryć można też umieścić Sonatę na skrzypce i fortepian w interpretacji Aleny Baevej i Vadyma Kholodenki, a przede wszystkim cykl 12 pieśni Paderewskiego do francuskich tekstów Catulle Mendésa. Zaśpiewane przez Christiana Prégardiena stały się liryką wokalną rangi europejskiej.

3.

Mieczysław Karłowicz to kompozytor, którym zafascynowany jest wybitny artysta rosyjski Michaił Pletnev. Ma komplet partytur jego utworów orkiestrowych, nagrał je ze swoją Rosyjską Orkiestrą Narodową, teraz przygotował specjalny program dla polskiej publiczności.

Efekt był wszakże zaskakujący. Ulotna smyczkowa Serenada Karłowicza została przytłoczona symfonicznym rozmachem, w Koncercie skrzypcowym nie czuło się w pełni porozumienia z solistką Anną Marią Staśkiewicz. Warto więc poczekać na finał festiwalu, gdy z utworami Karłowicza przyjedzie z Londynu Royal Philharmonic Orchestra prowadzona przez Grzegorza Nowaka. Koncert skrzypcowy zagra z nimi w środę Alena Baeva.

4.

Mazurek Dąbrowskiego znalazł się w programie głównie z powodów rocznicowych, co przyniosło jednak ciekawe efekty. Melodia, która stała się polskim hymnem, inspirowała różnych kompozytorów, także tych najważniejszych jak Franz Liszt. Jedną część swego nieukończonego oratorium o świętym Stanisławie oparł on na dwóch tematach: Mazurka Dąbrowskiego i pieśni kościelnej „Boże, coś Polskę", co przypomniała Sinfonia Varsovia z Jackiem Kaspszykiem. Z kolei niemiecki pianista Tobias Koch wydobył opracowanie Mazurka Dąbrowskiego dokonane przez samego Chopina.

Najciekawszy był jednak zagrany przez polskich muzyków Kwintet smyczkowy Ignacego Feliksa Dobrzyńskiego, którego jedna część oparta jest na melodii „Jeszcze Polska nie zginęła". Utwór powstał po upadku powstania listopadowego, ma więc dla nas wymowę patriotyczną, co nie umniejsza wartości muzycznych. Festiwal konsekwentnie promuje XIX-wiecznych twórców polskich, dzięki czemu na przykład po kilku latach starań kwintet Juliusza Zarębskiego grywają różni sławni artyści. W tym roku zdecydował się na to Garrick Ohlsson z Apollon Musagéte Quartett.

5.

Mieczysław Weinberg jest artystą o powikłanym życiorysie. Urodził się w żydowskiej rodzinie, spędził 20 lat w Warszawie, resztę życia w Związku Radzieckim, ale z Polską do końca czuł silną więź. 20 lat po śmierci Weinberga jego muzyka zdobywa coraz większe uznanie w świecie, do czego i my się przyczyniamy. A festiwalowe wykonanie jego Sonaty nr 6 przez znakomity duet – Yuliannę Avdeevą i Gidona Kremera, należy zaliczyć do wydarzeń, które na długo zostają w pamięci.

W tej samej kategorii trzeba też umieścić kwartety Andrzeja Panufnika zagrane przez Apollon Musagéte Quartett, a także „Podróż zimową" Franza Schuberta. Można oczywiście zapytać, co łączy ten cykl niemieckich pieśni z muzyką polską, ale w tym przypadku chodzi o coś innego. Tomasz Konieczny wykonał je na festiwalu (i nagrał na płycie) z polskimi tekstami Stanisława Barańczaka. Zarówno bardzo współczesna w swym obrazowaniu polska poezja, jak i interpretacja wokalna zerwały z tradycyjnym kanonem romantycznym, co dało niezwykle interesujące rezultaty. ©℗

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane