Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pałac Saski do odbudowy

Paweł Łepkowski 18-11-2018, ostatnia aktualizacja 18-11-2018 00:00

W 1858 r. pewien anonimowy poeta warszawski napisał krótki wierszyk opublikowany w tomiku pt. „Szkice i obrazki":

źródło: kiralyszag.hu

„Saski Ogród pokrywa nocy pomrok szary,

Na ławkach zasiadają rozmarzone pary,

Rozpoczyna się pora miłosna i słodka,

którą kończy zawistna strażników grzechotka".

Wierszyk do dziś nie stracił nic na aktualności. My, absolwenci Uniwersytetu Warszawskiego, doskonale rozumiemy, co miał jego autor na myśli. Wielu obecnych studentów i licealistów zapewne też. Niewiele się zmieniło w parku założonym przez króla Augusta II Mocnego. Co prawda, strażnicy nie chodzą już z grzechotkami, a co najwyżej z latarkami ledowymi, ale kiedy słońce zachodzi, w zakamarkach Ogrodu Saskiego, na ławeczkach w bocznych alejkach, można dostrzec cienie namiętnie przytulających się do siebie postaci. Pokolenie naszych dziadków wzdychało do przedwojennej Warszawy, w której Pałac Saski zdawał się wyznaczać sam środek ich stolicy. My, pokolenie warszawiaków urodzonych w latach 60. i 70., przyzwyczailiśmy się do przestrzeni tego placu.

Pałac Saski był bez wątpienia jedną z najbardziej charakterystycznych i rozpoznawalnych budowli przedwojennej Warszawy. Jednak w mojej ocenie jego klasycystyczna fasada, która powstała w wyniku przebudowy w latach 1839–1842, nie zachwycała urodą. Szkoda, że do naszych czasów nie zachował się oryginalny kompleks pałacowy powstały z przerobionej rezydencji podskarbiego wielkiego koronnego Jana Andrzeja Morsztyna, który swoją warszawską siedzibę zbudował w miejscu rozebranych naziemnych fortyfikacji Wału Zygmuntowskiego.

W 1713 r. siedzibę Morsztyna kupił król August II Mocny szukający miejsca na nową rezydencję królewską, która miała być warszawskim Wersalem Wettynów. Budowę kontynuował jego syn, król August III. W wyniku przeróbki powstał jeden z najbardziej charakterystycznych układów urbanistycznych XVIII-wiecznej Warszawy, wybudowany w duchu baroku drezdeńskiego. Każdy liczący się dostojnik państwowy chciał mieć swoją rezydencję jak najbliżej Pałacu Saskiego. Trudno się zatem dziwić, że niedługo po zakończeniu budowy siedziby królewskiej w jej sąsiedztwie jako pierwszy wyrósł wyśmienity pałac pierwszego ministra saskiego gabinetu, faworyta Augusta II, hrabiego Heinricha von Brühla. Choć w owym czasie Ogród Saski należał do najpiękniejszych parków stolicy, nie był on otwarty dla odwiedzających.

Za panowania Stanisława Augusta Poniatowskiego Pałac Saski pozostał własnością rodziny Wettynów i w efekcie był całkowicie zaniedbany. Nowa władza bardziej interesowała się pałacem Brühla, który odkupiono od następców ministra i przekazano na rezydencję ambasadora Rosji.

Ponurym zrządzeniem losu zarówno warszawska rezydencja dynastii saskiej, jak i sąsiadujący z nią pałac niemieckiego hrabiego zostały zniszczone przez Niemców po powstaniu warszawskim w 1944 r. Ocalał jedynie fragment kolumnady nad Grobem Nieznanego Żołnierza. Jest on najważniejszym symbolem męczeństwa i zmartwychwstania polskiej stolicy. Obawiam się, że przez zapowiedzianą odbudowę pałacu, który żadnym symbolem narodowym nie był, możemy naruszyć ważny przekaz tego miejsca.

Jest wiele obiektów przedwojennych w stolicy, które po wojnie nie zostały odbudowane lub popadły w całkowitą ruinę. Przy ulicy Zbyszka Cybulskiego 3 stoi mały pałac o równie starej historii jak Pałac Saski. Mimo że 12 września 1977 r. wpisano go do rejestru zabytków, został sprzedany prywatnemu właścicielowi, przez co nikt nie może go zwiedzać. A przecież Łaźnia – jak go nazywno – była własnością króla Stanisława Augusta Poniatowskiego. Później była to rezydencja letnia Wielkiego Księcia Konstantego i carskiej rodziny. Dlaczego dzisiaj warszawiacy nie mogą go odwiedzać? Czy nie dotyczy to większej liczby zabytków, które w różnych okolicznościach trafiły w prywatne ręce?

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane