Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Śmierć oczami dziecka

Barbara Hollender 27-03-2019, ostatnia aktualizacja 27-03-2019 11:56

„Mała zagłada" to łącząca dokument z animacją opowieść o wojennym koszmarze i jego dziedzictwie.

„Mała zagłada” w reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz to historia opowiadana przez dziecko.
źródło: materiały prasowe
„Mała zagłada” w reżyserii Natalii Korynckiej-Gruz to historia opowiadana przez dziecko.

„Dziecko żyje na małej planecie. Ma siostrę, brata, mamę, tatę, psa Miśka na podwórku i trzy małe koty. Ma słońce i księżyc. Ma drzewo, szmacianą lalkę, nowy zeszyt. Kiedy więc dziecku zabijają na jego oczach rodziców, to jakby świat zabijali razem ze słońcem, księżycem, zeszytem, lalką" – mówi na początku „Małej zagłady" narratorka filmu.

1 czerwca 1943 r., na Zamojszczyźnie, na skraju zwierzynieckich lasów, Niemcy spacyfikowali wieś Sochy. Palili domy i stodoły, zabijali ludzi. Z 88 chałup ocalały trzy. Według historyka Czesława Madajczyka zginęło wówczas 106 mężczyzn, 54 kobiety i 24 dzieci. Inne źródła podają nawet ok. 200 ofiar. Z domu numer 57, który należał do rodziny Ferenców, ocalało troje dzieci: dziewięcioletnia Tereska, jej mała siostra Kropka i brat Jaś.

Świadkowie pacyfikacji

Po latach córka Teresy – Anna Janko wróciła do tamtych wydarzeń. Napisała książkę „Mała zagłada". Dla swojej matki, która na zawsze zachowała gdzieś głęboko w sobie strach i czasem – jak pisze Janko – „kładła się na tapczanie i płakała nie wiadomo dlaczego". Dla siebie. Dla swojej córki. Dla wszystkich, żeby nie zapomnieli.

– Kiedy zdecydowałam się tę książkę napisać, siedziałam nad dokumentami, ale również jeździłam do naocznych świadków pacyfikacji Soch. Tych niegdysiejszych dzieci, które razem z moją mamą przeżyły ów dzień. Weszłam do ich świata. Poznałam ludzi starych, dojrzałych. Ale przecież odtwarzając przeszłość, tworzyliśmy naszą teraźniejszość – mówiła autorka książki podczas niedawnego spotkania w Filmotece Narodowej – Instytucie Audiowizualnym. I dodawała:

– Przeszłość nie jest statyczna, zmienia się w zależności od tego, jacy jesteśmy teraz. Konstruuje nasze dziś i nasze jutro. Dlatego musimy ją nieustannie drążyć.

Podobne przeświadczenie ma reżyserka Natalia Koryncka-Gruz:

– Nie można żyć w pełni świadomie, jeśli nie znamy historii. Jeśli nie rozumiemy, co kieruje naszym postępowaniem. Wiele naszych zachowań i odczuć, także to, czego się boimy, przed czym uciekamy, ma korzenie w przeszłości. Tak jak pewne cechy przenoszą się w genach, tak również dziedziczymy po poprzednich generacjach pamięć, także o wydarzeniach traumatycznych.

Trauma – uświadomiona lub nie – jest doświadczeniem wielu rodzin w Polsce i na całym świecie. – Teraźniejszość ma bowiem korzenie w historii i ta historia wpływa na nas – dodaje reżyserka. – Tymczasem młode pokolenie niewiele wie o przeszłości, żyje w teraźniejszości. Ludźmi, którzy nie rozumieją mechanizmów historii, łatwo manipulować.

„Mała zagłada" śmiało łączy dokument z animacją. Dokument to współczesna opowieść Anny Janko, jej rozmowy z córką, podróż do Soch, spotkania z ludźmi, którzy pacyfikację przeżyli. To również relacja matki pisarki. Animacja pomaga odtworzyć przeszłość.

– Fabularna inscenizacja zmusza do wejścia w dosłowny świat – mówi reżyserka. – Animacja pozwala odtworzyć historię, zostawiając jakieś pole niedopowiedziane. Daje szansę wyobraźni. A w „Małej zagładzie" za pomocą rysunku opowiada swój świat dziecko.

Ta zwyczajna, rysowana prostą, dziecięcą kreską rzeczywistość, w której nagle pojawiają się gwałt i śmierć, robi ogromne wrażenie.

Sieroca choroba

Jednak „Mała zagłada" nie jest tylko świadectwem historii. To opowieść o życiu po tragedii i o tym, jak trauma przechodzi na następne pokolenia.

W filmie jest scena, w której Tereska, jako dziewięciolatka, z młodszym rodzeństwem ucieka z płonącej wsi. Widziała, jak zginął jej ojciec, jak umierała matka. Biegnie i w głowie ma tylko jedną myśl: „Jesteśmy sierotami". Anna Janko, która urodziła się 12 lat po wojnie, mówi o tym, że w dzieciństwie kołysała się jak w chorobie sierocej. Bo traumę się dziedziczy: w jej domu w powietrzu widział strach.

– Ludzie, którzy przeżyli głód, w szufladzie biurka trzymali nierzadko suchary – mówi Anna Janko. – W moim pokoleniu pamięć o wojnie też była bardzo żywa. Matka opowiadała mi o głodzie, o żebraniu, o chodzeniu po wsi z koszykiem. Jak grymasiłam przy obiedzie, słyszałam: „Jedz. Bo w czasie wojny...".

Pisarka przyznaje też, że dopiero praca nad książką pozwoliła jej naprawdę poznać swoją rodzinę. – Przede wszystkim matkę, którą wydarzenia z dzieciństwa zmieniły na zawsze, co objawiało się w wielu codziennych zachowaniach – opowiada. – Zagłębiając się w przeszłość, zrozumiałam ją i wiele mogłam jej wybaczyć. Obie wyzwoliłyśmy się z jakiegoś ciężaru.

Kolejne pokolenie

Do udziału w filmie Natalia Koryncka-Gruz zaprosiła córkę Anny Janko. Zuzanna, zainteresowana swoim dziedzictwem, odbyła razem z matką podróż w przeszłość. Pojechała z nią do Soch, przeglądała zachowane materiały i zdjęcia, rozmawiała z tymi, którzy przed laty przeżyli pacyfikację wsi. A dla reżyserki ważne było i to, żeby na tamte wydarzenia spojrzeć oczami oczami trzydziestolatków.

A wreszcie to, co może najistotniejsze, „Mała zagłada" nie jest tylko penetrowaniem przeszłości. Nie bez powodu autorka wmontowuje w nią obrazy współczesnych wojen. XX w. niczego ludzi nie nauczył. Wciąż w wielu rejonach świata dzieci, zamykając oczy, mają pod powiekami śmierć, rozpacz, tragedie. Cierpienie.

– Mechanizmy historii się powtarzają – mówi reżyserka. – Zrobiłam „Małą zagładę" również po to, żebyśmy się przyjrzeli współczesności.

Ta opowieść o zagładzie, śmierci i tragedii jest uniwersalna. Ktoś w filmie mówi: „Wojna nie umiera nigdy, tylko zmienia mundur". „Mała zagłada" Natalii Korynckiej-Gruz to wielkie pytanie o mechanizmy rodzenia się zła. I krzyk przeciwko mowie nienawiści, przeciwko przemocy w każdej postaci, przeciwko zadawaniu cierpienia i nieszanowaniu życia.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane