Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Melancholijny tytan pracy

Agnieszka Niemojewska 09-09-2019, ostatnia aktualizacja 09-09-2019 12:12

Przez ponad 60 lat występował w teatrze, kabaretach i filmach.

Wiesław Michnikowski, Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski w „Kaloryfeerii”. TVP, Kabaret Starszych Panów, styczeń 1965 r.
źródło: EAST NEWS
Wiesław Michnikowski, Jeremi Przybora i Jerzy Wasowski w „Kaloryfeerii”. TVP, Kabaret Starszych Panów, styczeń 1965 r.

Bardzo młodzi widzowie mogą nie kojarzyć Wiesława Michnikowskiego z twarzy, ale na pewno znają jego głos, użyczył go bowiem m.in. Papie Smerfowi w niezwykle popularnej kreskówce „Smerfy", profesorowi Flitwickowi w „Harrym Potterze i kamieniu filozoficznym" czy pani (!) Hogenson w „Iniemamocnych", a znacznie wcześniej – zwłaszcza w latach 70. – wielu postaciom z polskich filmów animowanych (np. „Proszę słonia", „Wielka przygoda Bolka i Lolka", cykl o „Leokadii..."). Z kolei po wielu jego wybitnych rolach teatralnych dziś pozostały jedynie recenzje ze spektakli, nieliczne fotosy i wspomnienia tych, którzy podziwiali Michnikowskiego na żywo.

W zasobach YouTube'a znajdziemy kilka piosenek i kabaretowych skeczy. Ale za to jakich! Kolejne pokolenia zachwycają się niepowtarzalną interpretacją „Jeżeli kochać", „Addio pomidory!" czy „Wesołe jest życie staruszka" i zaśmiewają się do łez, oglądając skecze „Sęk" czy „Ucz się, Jasiu". Potrafił wzruszać i rozśmieszać – na deskach teatrów, w kabaretach, przed kamerą. Edward Dziewoński, założyciel i szef Kabaretu Dudek, tak opisał Michnikowskiego: „Wiesiek jest aktorem wybitnym i bardzo wszechstronnym w każdej roli, a na estradzie jest bezdyskusyjną czołówką. To jest facet, który wszystko umie, bo ma w sobie syntezę prawdy. Bez względu na to, czy jest to Szekspir, czy Dudek, ta prawda z niego emanuje. Poza tym to wspaniały kolega, a do tego autentyczny przedwojenny warszawski inteligent" (Jan Bończa-Szabłowski, „Skromność prymusa", w: „Gwiazdy w zbliżeniu", Warszawa 1995).

Choć Wiesław Michnikowski od dziecka przejawiał wyjątkowe poczucie humoru, to nic nie wskazywało, że w przyszłości zostanie wybitnym aktorem. Matka chciała, by kształcił się na księdza, on zaś ukończył technikum samochodowe – w czasie niemieckiej okupacji.

Chłopiec 
z ulicy Pańskiej

Była sobota, 3 czerwca 1922 r. W mieszkaniu nr 37 przy ul. Pańskiej 100 w Warszawie Franciszce i Mieczysławowi Michnikowskim urodził się syn, któremu nadali imiona Wiesław Antoni. Był ich trzecim, tzw. późnym dzieckiem: miał o 16 lat starszą siostrę Irenę i brata Feliksa, rocznik 1910. Rodzina ze strony matki od pokoleń związana była z Warszawą, a ród Michnikowskich wywodził się z Poznańskiego, ale już dziadek Wiesia Józef Michnikowski był dyrektorem warszawskiego Hotelu Saskiego.

W zacnej rodzinie pojawił się śliczny chłopiec (polecam wywiad rzekę z Wiesławem Michnikowskim przeprowadzony przez jednego z jego dorosłych synów, Marcina Michnikowskiego, zatytułowany „Tani drań", gdzie odnajdziemy m.in. zdjęcia kilkuletniego Wiesia). Był rozpieszczany, zwłaszcza przez starszą siostrę: „chodziła ze mną na spacery. Ze swojej pierwszej pensji kupiła mi w prezencie rower" („Tani drań", Prószyński i S-ka 2014). Od siostry także – gdy miał zaledwie dziesięć lat – dostał pierwszy aparat fotograficzny, Kodak BB. Do dziś zachowały się robione przez Wiesia zdjęcia z okazji rodzinnych uroczystości, świąt czy imienin rodziców. Zarówno on, jak i jego rodzeństwo otrzymali staranne wychowanie. Rodzice mieli w zwyczaju każdego wieczoru czytać na głos książki, głównie najwybitniejszych polskich autorów: Prusa, Sienkiewicza, Mickiewicza i wielu innych.

Jako dziecko Michnikowski uczęszczał najpierw do szkoły pani Eugenii Wiewiórskiej przy ul. Żelaznej, potem zaś do I Gimnazjum Miejskiego im. gen. Józefa Sowińskiego przy ul. Młynarskiej. To właśnie polonistka tegoż gimnazjum Ludwika Kolczyńska dostrzegła talent Michnikowskiego i angażowała go do szkolnych przedstawień i okolicznościowych apeli (notabene jeszcze jako 100-latka przychodziła na jego występy!). Pani Kolczyńska kilka razy w roku całą klasę zabierała do teatru, a na lekcjach omawiała obejrzane spektakle – to ona nauczyła Michnikowskiego rozumieć i podziwiać teatr.

Przed wojną pasjami chadzał do kina. Jak opowiadał, „oglądałem wszystkie szlagiery i znałem je prawie na pamięć, ale najbardziej lubiłem komedie – Chaplina oraz Flipa i Flapa..." (cyt. jak wyżej). W przyszłości jego samego porównywano do najlepszych hollywoodzkich komików, zwłaszcza do Stana Laurela, w Polsce znanego jako Flip z hollywoodzkiego duetu Flip i Flap.

Okupacja oczami młodego mechanika

Dla Michnikowskiego młodzieńcza beztroska skończyła się wraz z wybuchem II wojny światowej. Miał 17 lat, gdy na Warszawę spadły pierwsze niemieckie bomby. Po kapitulacji miasta zaczęły się poważne problemy z zaopatrzeniem, ale też zamknięto licea i gimnazja, pozostawiając jedynie niektóre szkoły zawodowe. W jednej z nich – Państwowej Szkole Technicznej na ul. Hożej – Michnikowski kontynuował edukację (po jej ukończeniu uzyskał dyplom technika budowy samochodów). Zrobił także prawo jazdy – jesienią 1943 r.

Aby uniknąć wywózki na roboty, Michnikowski musiał podjąć jakąś pracę. Przez Arbeitsamt został skierowany do warsztatów Elektrycznej Kolejki Dojazdowej w Grodzisku Mazowieckim. Praca tam była ciężka, a sam dojazd trwał 1,5 godziny. Michnikowski dość szybko przeniósł się więc do warsztatu samochodowego przy ul. Srebrnej, gdzie teoretycznie naprawiano pojazdy dla Niemców, częściej jednak potajemnie je psuto – taki mały sabotaż, z powodu którego przyszły aktor parę razy otarł się o śmierć.

A jak wyglądała wówczas codzienność w stolicy? „Mimo wszystko staraliśmy się żyć normalnie. W Warszawie okupacyjnej krążył nawet taki żart, że idealiści uczą się polskiego, pesymiści niemieckiego, a realiści – rosyjskiego. Warszawiacy nie tracili poczucia humoru..." („Tani drań", op. cit.). Ani hartu ducha – zarówno w czasie powstania warszawskiego, jak i po kapitulacji, gdy Niemcy kazali tym, którzy przeżyli 63 dni walk, opuścić miasto.

Michnikowski wraz z innymi trafił do obozu przejściowego w Pruszkowie, skąd udało mu się przedostać do mieszkającej w Komorowie siostry. Pracował w tamtejszym szpitalu polowym: „To były straszne czasy. A potem przyszli Rosjanie. I znowu wyrzucono nas z domu. Gdy mogliśmy w końcu wrócić, wszystko było rozszabrowane" (cyt. jak wyżej). Nim skończyła się wojna, Michnikowski wyjechał do Lublina, gdzie chciał rozpocząć studia na politechnice.

Aktorskie szlify w Lublinie

Ale zamiast na politechnikę trafił do Domu Żołnierza, gdzie zaczął występować na scenie (został wcielony do wojska: „byłem szeregowcem, który występował na wojskowej estradzie"; op. cit.). Tam dostrzegł go przedwojenny aktor i reżyser Karol Borowski. Dzięki niemu trafił do Studia Dramatycznego w Lublinie, a po ukończeniu tamtejszej szkoły w Związku Artystów Scen Polskich zdał eksternistyczne egzaminy końcowe. Został aktorem. Jego profesjonalny debiut odbył się 28 lutego 1946 r. w lubelskim Teatrze Miejskim. Zagrał Marcelego Vaucroix w komedii „Powrót z wojny". Potem były kolejne ciekawe role, m.in. Fortunia w „Świeczniku", Adolfa w „Domu otwartym" czy Nicka w „Marii Stuart". Recenzenci zachwycali się młodym aktorem: „Michnikowski, którego widzimy w każdej niemal sztuce, w każdej z nich jest inny i w każdej pierwszorzędny" („Gazeta Lubelska", 17 lutego 1947 r.). Ponadto, jak sam podkreślał: „U progu swej kariery miałem szczęście zetknąć się z wielkimi przedwojennymi aktorami: Aleksandrem Żabczyńskim, Antonim Fertnerem, Tolą Mankiewiczówną i wieloma innymi".

Na jeden sezon wrócił do Warszawy, do Teatru Klasycznego, ale nie zagrzał tu miejsca. W latach 1948–1951 z powodzeniem występował na deskach lubelskiego Teatru im. Juliusza Osterwy. Kiedy jednak w połowie 1951 r. pojawiła się propozycja pracy w stolicy, nie odmówił. Przez kolejnych pięć lat grał w Teatrze Młodej Warszawy, głównie role komediowe – nad czym ubolewał, bo de facto został zaszufladkowany.

Inna sprawa, że ciągnęło go w stronę żartu i ironii: w Teatrze Satyryków współtworzył – m.in. wraz z Januszem Minkiewiczem, Hanką Bielicką i Zygmuntem Chmielewskim – satyryczną trupę Kleks. Skecze, piosenki i monologi miały przyciągnąć młodzież. Potem występował w kabarecie Iluzjon (w kawiarni Nowy Świat). To był także czas rozpoczęcia wieloletniej współpracy z radiem – Michnikowski uczestniczył głównie w słuchowiskach dla dzieci: „grałem a to słonia, a to mydło, które się pieni ze złości" (cyt. jak wyżej). Naprawdę to lubił i dobrze wspominał.

Wagabunda i Kabaret Starszych Panów

W Iluzjonie dostrzegł go Karol Szpalski, który wraz z Lidią Wysocką współtworzył kabaret literacki Wagabunda. Zaprosił do współpracy Michnikowskiego, a do zespołu dołączyli także m.in. Janusz Osęka i Maria Koterbska. Swój pierwszy program przygotowywali w Zakopanem, a w maju 1956 r. ruszyli do... Czechosłowacji: premiera „Przyjemnego z pożytecznym" odbyła się w Pradze, potem z powodzeniem program grano także w Bratysławie. Gdy zespół wrócił do Polski, rozpoczął tournée z tym samym programem, ale pod zmienionym tytułem: „Kult śmiesznostki". Na występy Wagabundy brakowało biletów, zdarzało się więc, że trzeba było organizować dodatkowe spektakle. A potem to już była światowa kariera bardzo zżytego ze sobą zespołu: „To były wielkie przyjaźnie, które przetrwały lata. Ile myśmy świata zwiedzili z tymi programami – od Czechosłowacji, poprzez Stany Zjednoczone, Kanadę, Izrael. W owych czasach takie wyjazdy to był ewenement, byliśmy pierwszym powojennym zespołem, który tak często wyjeżdżał na Zachód poza tak zwaną żelazną kurtynę" – w rozmowie z synem w „Tanim draniu" Michnikowski ze szczegółami opowiadał o tych niezwykłych podróżach, o rejsie „Batorym" do Ameryki („choroba morska scementowała moją przyjaźń z Dziewońskim"), o spotkaniach z Janem Kiepurą, Jadwigą Smosarską oraz innymi Polonusami.

Jak to możliwe, że w czasach komuny Wagabunda mógł występować za żelazną kurtyną? Po pierwsze był to już czas tzw. odwilży, a po drugie – zarabiał tak potrzebne państwu dewizy. W jednej z relacji zamieszczonych w „Życiu Warszawy" można było przeczytać: „Zespół prócz honorariów zarobił na czysto około 1 tys. dolarów, które oczywiście wpłacone zostaną na rzecz państwa". Ponadto bywało, że przed atakami cenzury bronił ich sam premier Józef Cyrankiewicz, który lubił środowisko artystyczne (w tym czasie jego żoną była Nina Andrycz). Kabaret Wagabunda przetrwał ponad dekadę; łącznie na spektakle sprzedano około 2 milionów biletów – to był fenomen na miarę tamtych czasów.

Przełomowy dla Michnikowskiego okazał się rok 1958. Otrzymał etat w Teatrze Współczesnym prowadzonym wówczas przez Erwina Axera (z jednosezonową przerwą na scenie tej występował regularnie aż do 1992 r., do czego jeszcze powrócę), ale także nawiązał współpracę z Kabaretem Starszych Panów. Kabaret założyli Jerzy Wasowski i Jeremi Przybora, a telewizyjny debiut odbył się 16 października 1958 r. o godz. 20.30. Niestety, pierwsze odcinki Kabaretu Starszych Panów nie zachowały się, ponieważ program nadawany był na żywo, bez archiwizacji. Co ciekawe, piosenki nagrywano wcześniej, odtwarzano je, a aktorzy starali się poruszać ustami równocześnie z tekstem utrwalonym na taśmie. Od VI wieczoru („Smuteczek", premiera 29 października 1960 r.) programy były archiwizowane, dzięki czemu po latach mogły się ukazać na DVD. Kabaret Starszych Panów działał blisko osiem lat, przygotował kilkanaście programów, a piosenki napisane przez duet Wasowski & Przybora weszły do kanonu utworów literacko-kabaretowych.

Michnikowski był jednym z filarów kabaretu. Sam najbardziej lubił piosenkę „Inwokacja", choć do dziś najbardziej znane pozostają „Jeżeli kochać" (z genialną frazą Jeremiego Przybory: „I wespół w zespół, wespół w zespół, by żądz moc móc zmóc"), „Wesołe jest życie staruszka" (tym utworem debiutował Michnikowski w drugim programie KSP, a miał wówczas 37 lat!), „Addio pomidory!" czy wykonywane w duecie z Mieczysławem Czechowiczem „Tanie dranie". Zdaniem Michnikowskiego „najważniejszą zaletą Kabaretu Starszych Panów były teksty pełne nie tylko poezji, ale też ciepłej satyry. Tam nawet »Odrażający drab« był postacią sympatyczną, wręcz śmieszną" (op. cit.).

„Sęk" w Dudku

W pierwszej połowie lat 60. Michnikowski znalazł jeszcze czas na Kabaret Dudek (kierowany przez Edwarda Dziewońskiego), który swą siedzibę miał w kawiarni Nowy Świat. Do zespołu dołączyli Wiesław Gołas, Jan Kobuszewski i Irena Kwiatkowska. W ciągu blisko dziesięciu lat działalności kabaretu odbyło się około tysiąca przedstawień, na które złożyło się blisko 200 skeczy, monologów i piosenek kilkudziesięciu kompozytorów i autorów (a także gościnnych występów kilkudziesięciu znanych i podziwianych aktorek i aktorów). Premierowy program odbył się 13 stycznia 1965 r.: „Rodzaj humoru proponowany przez nas spodobał się nie tylko recenzentom. Publiczność dosłownie waliła drzwiami i oknami. Wszystkie miejsca zostały zarezerwowane kilka miesięcy naprzód" (op. cit.). I trudno się dziwić – piosenki i skecze prezentowane w kawiarni Nowy Świat tworzą dziś historię polskiego kabaretu.

Pisząc o występach Michnikowskiego w Dudku, nie sposób pominąć sztandarowego skeczu wykonywanego w duecie z Edwardem Dziewońskim. „Sęk", ten legendarny i przezabawny szmonces, wyszedł spod ręki Konrada Toma około roku 1926 (co znamienne, pierwotnie Tom wykonywał go z Ludwikiem Lawińskim w Teatrzyku Perskie Oko, którego siedziba mieściła się przy Nowym Świecie – duch miejsca nie zginął!). Nie sposób oddać komizmu tekstu ani tym bardziej genialnej interpretacji duetu Michnikowski & Dziewoński. W każdym razie ich ośmiominutowy dialog przez telefon, rozgrywający się w środku nocy, nadal bawi do łez (do obejrzenia na YouTubie). Fragmenty tekstów, którymi przerzucają się Kuba Goldberg i Beniek Rappaport, weszły do mowy potocznej, np. „Jest interes do zrobienia!" – „Interes? Ile można stracić?", „mam mieć" czy „staropolszczyznę się mnie zachciało". Jak podkreślał Michnikowski, „staraliśmy się tak grać, żeby nikt nie odniósł wrażenia, że przedrzeźniamy czy robimy sobie pewne złośliwości z Żydów". A Dziewoński dodawał, że „taki skecz zdarza się raz na sto lat" – na pewno dzięki niemu zostaną zapamiętani.

Na deskach Współczesnego

W tym warszawskim teatrze Michnikowski grał przez ponad trzy dekady. Pierwszy poważny sukces przyszedł wraz z premierą w 1961 r. „Historii fryzjera Vasco", gdzie wystąpił w tytułowej roli. W recenzji zamieszczonej w „Ekranie" (14 maja 1961 r.) możemy przeczytać: „Vasco jest śmieszny, gdy trzeba, smutny, gdy wymaga tego chwila, groteskowy, gdy jest to nakazem sytuacji. I dzięki niemu udziela nam się nastrój tej sztuki trudnej, a zarazem tak wspaniale poetyckiej, szalonej i tragicznej. (...) Michnikowski jest niewątpliwie obdarzony ogromnym talentem komediowym".

Wykreował wiele świetnych postaci w kilkudziesięciu sztukach, ale zwłaszcza jego role w adaptacjach Mrożka spotykały się z uznaniem krytyków teatralnych i publiczności. Na przykład za występ w „Krawcu" otrzymał nagrodę na Festiwalu Sztuk Współczesnych we Wrocławiu (1979). O tej roli możemy przeczytać m.in.: „finezyjny w przekazie dialogu, mimice, geście – Michnikowski zbudował osobowość niepospolitego formatu. Prowadził perwersyjną grę z otoczeniem, czując się jedynym kreatorem sytuacji, który pedantycznie dbając o pozory, w istocie traktuje kolejnych władców jak manekiny, a pod maską galanterii ukrywa despotyzm i okrucieństwo" („Teatr", 15 kwietnia 1979 r.).

Z kolei w „Emigrantach" Mrożka wyreżyserowanych przez Jerzego Kreczmara (premiera: 17 grudnia 1975 r.) stworzył niezrównany duet z Mieczysławem Czechowiczem, zbudowany między nimi na zasadzie kontrastu. Inteligenta „AA", chudego i cherlawego Michnikowskiego, zderzono z Czechowiczem, gastarbeiterem „XX", potężnie zbudowanym, wręcz niedźwiedziowatym. Sam Erwin Axer przyznał („Dialog" 10/2000), że „Michnikowski urodził się dla Mrożka. Oczywiście, grywał Pinterów i Ionesców, Fredrę i Bałuckiego, grywa w filmie i telewizji, w skeczu, jest piosenkarzem więcej niż znakomitym".

Przed kamerą

A propos filmu i telewizji: epizody grywał od 1956 r., ale filmowcy nie potrafili w pełni wykorzystać talentu Michnikowskiego. Janusz R. Kowalczyk w tekście poświęconym aktorowi (na stronie Culture.pl) napisał: „W bogatej filmografii aktora prawie nie ma ról głównych, choć nie brak fenomenalnych drugoplanowych, jak na przykład wyrazista postać Ambasadora w »Upale« Kazimierza Kutza, nawiązującym do fenomenu popularności Kabaretu Starszych Panów. Większość to jednak epizody, choć znaczące i zapadające w pamięć". Jak choćby w „Gangsterach i filantropach" (1962), gdzie wykorzystał swoje umiejętności motoryzacyjne: „Jeździłem odkrytą skodą felicią, kompletnie ignorując przepisy. Miałem wyprzedzać, wymijać, jak tylko chcę. Dla innych użytkowników dróg poustawiali znaki ograniczenia szybkości do 30 kilometrów na godzinę. Marszałkowska, MDM, godzina szczytu: tramwaje, trolejbusy, które jeszcze wtedy jeździły Piękną. Co ja się wtedy nasłuchałem wiązanek od przechodniów: »Idiota nie kierowca!... O, kapelusz założył!... Jak jeździsz, baranie!«. I tak przez kilkanaście dubli. Jeden z ustawionych na trasie milicjantów powiedział mi później, że gdybym spowodował wypadek, odpowiedzialność spadłaby na mnie. Nie pomogłoby mi żadne filmowe ubezpieczenie" (cyt. jak wyżej).

Do historii kina przeszedł jednak rolą powierzoną mu przez Juliusza Machulskiego. Znowu była to tylko postać drugoplanowa, ale za to jaka! W „Seksmisji" (premiera: 1984 r.) zagrał Jej Ekscelencję, mężczyznę podającego się za kobietę dowodzącą żeńską populacją „państwa bez mężczyzn". Co ciekawe, Erwin Axer dwukrotnie proponował mu role kobiece, Michnikowski jednak odmawiał, dlatego postanowił, że występ w „Seksmisji" zadedykuje swojemu ówczesnemu dyrektorowi teatralnemu, o czym nawet uprzedził go przed premierą filmu. W 2008 r. „Seksmisja" została wybrana przez czytelników magazynu „Film" na polską komedię stulecia – do czego na pewno przyczyniła się także wybitna kreacja aktorska Wiesława Michnikowskiego.

Aktor znajdował jeszcze czas na występy w tak lubianych przez widzów spektaklach Teatru Telewizji. Zagrał w kilkudziesięciu, ale do dziś zdarzają się powtórki, np. genialnej adaptacji „Ożenku" Gogola z gwiazdorską obsadą, gdzie Michnikowski jako Iwan Kuźmicz Podkolesin partnerował Annie Seniuk, Irenie Kwiatkowskiej, Janowi Kobuszewskiemu i Wojciechowi Pokorze (premiera w TV: 27 grudnia 1976 r.).

Zawód aktora uprawiał do 2008 r., wtedy też otrzymał Złoty Medal Zasłużony Kulturze Gloria Artis. Czytelników, których ciekawi życie osobiste aktora, odsyłam do książki „Tani drań". Wiesław Michnikowski zmarł 29 września 2017 r. – spoczął na Cmentarzu Powązkowskim w Warszawie. Zbliża się druga rocznica śmierci tego wybitnego aktora – może telewizja z tej okazji pokaże jego najlepsze role?

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane