Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szpitalne dostawki to nie rozwiązanie

Ewa Zwierzchowska 02-02-2009, ostatnia aktualizacja 02-02-2009 22:45

Jak rozwiązać problem przepełnionych oddziałów internistycznych? – zastanawiali się na komisji zdrowia dyrektorzy szpitali, radni i urzędnicy.

– Należy zwiększyć liczbę łóżek – o takie rozwiązania zaapelował Marek Balicki, dyrektor Szpitala Wolskiego. Zgodzili się z nim szefowie innych miejskich klinik.

Spotkanie zdominowała dyskusja radnych i dyrektorów na temat dramatycznego braku miejsc na oddziałach internistycznych w stołecznych szpitalach. O problemie napisaliśmy 23 stycznia. Ujawniliśmy, że choć w wielu szpitalach były wolne miejsca na internie, chorzy nie byli przyjmowani. Natomiast w innych lecznicach pacjenci leżeli na dostawkach i materacach. Tak było m.in. na Banacha, gdzie brakowało wolnych miejsc, ale klinika nie przerwała przyjęć. Dyrekcja poprosiła więc resort zdrowia o interwencję.

Po naszym tekście Ministerstwo Zdrowia zarządziło kontrolę na 31 oddziałach internistycznych.

– Także szpital na Banacha sprowokował nasłanie kontroli na szpitale miejskie. A to na tych placówkach spoczywa największy ciężar pracy w okresie wzmożonego okresu zachorowań na infekcje – komentowali dyrektorzy. – Nie chodzi o to, aby upychać pacjentów jak ulęgałki. Trzeba zapewnić im bezpieczeństwo – mówili.

Szefowie klinik podkreślali, że ustawianie kolejnych dostawek i kontrole NFZ nie uzdrowią sytuacji.

– Jeśli jednak mamy do wyboru: ratować życie albo odesłać pacjenta, wybieramy to pierwsze – mówili dyrektorzy. – Ryzykujemy własne głowy. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby na chorego leżącego na materacu w korytarzu spadła np. ciężka butla z tlenem – komentowali.

W ubiegły piątek minister zdrowia Ewa Kopacz zarządziła, by szpitale dwa razy dziennie – o godz. 9.30 i 16.30 – przesyłały informacje do Biura Polityki Zdrowotnej na temat dostępności łóżek.

– Placówki wysyłają raporty dla świętego spokoju. Nic z tego nie wynika – mówił dr Paweł Siennicki, lekarz miasta.

Powód? – Szpitale, które nie należą do miasta, nie zawsze pamiętają o tym obowiązku. Trzeba się do nich dobijać, dzwonić. Z naszymi nie ma problemu – dodaje.

W kuluarach głośno było o rezygnacji z funkcji Marcina Zakrzewskiego, p.o. zastępcę szefa stołecznego Biura Polityki Zdrowotnej i od ubiegłego piątku – koordynatora ds. informacji o dostępności wolnych łóżek w szpitalach. W marcu przejdzie do jednego z miejskich zakładów opieki zdrowotnej.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane