Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Lecz się na ostrym dyżurze

Michał Cessanis, Ewa Zwierzchowska 22-06-2009, ostatnia aktualizacja 23-06-2009 22:11

Zamiast do przychodni warszawiacy coraz częściej zgłaszają się na ostre dyżury do szpitali. To najszybszy sposób na wizytę u specjalisty.

Klinika okulistyczna przy ul. Sierakowskiego. W niedzielę  po południu do okulisty czekało około 40 pacjentów.
źródło: Zdjęcie nadesłane przez Czytelnika
Klinika okulistyczna przy ul. Sierakowskiego. W niedzielę po południu do okulisty czekało około 40 pacjentów.

Niedziela po południu, ostry dyżur w uniwersyteckiej klinice okulistycznej przy Sierakowskiego. Kilkadziesiąt osób kłębi się w kolejce do lekarza. – Czekam już cztery godziny, ale się nie poddam – mówi jedna z pacjentek.

– A co pani dolega? – pytamy. – Nic nagłego, od tygodnia boli mnie prawe oko, ale gdy chciałam umówić się do lekarza w przychodni, usłyszałam, że przyjmie mnie za dwa miesiące. Dlatego przyszłam na ostry dyżur. Niedzielę mam wolną, wiadomo, że tutaj lekarz mnie przyjmie, więc czekam.

Do rozmowy włącza się inny pacjent. – Ja tak załatwiłem sobie wizytę u ortopedy – opowiada pan Roman, 52-letni budowlaniec. – Dwa tygodnie temu spadła mi na rękę drewniana belka, chciałem się umówić do lekarza, ale nie było terminu. Na dyżurze na Lindleya postałem w kolejce i dostałem się do specjalisty. Teraz przebada mnie okulista. Trzeba sobie jakoś radzić – dodaje.

Pacjent kombinuje,bo nie ma wyjścia

W stolicy do ortopedy czeka się ponad 50 dni. Rekord pobiła poradnia ortopedyczna w Konstancinie – wizyta możliwa jest dopiero za 390 dni. Na wizytę u okulisty w publicznej przychodni trzeba poczekać nawet trzy miesiące. Lepiej jest w prywatnych lecznicach – „tylko“ kilka dni.Szefowie warszawskich szpitali szacują, że nawet 80 proc. pacjentów zgłaszających się na ostre dyżury nie wymaga pilnej interwencji lekarskiej. – Ale wcale nie dziwię się ludziom, że wykorzystują dyżury do tego, by zbadał ich lekarz. Gdyby mieli normalny dostęp do specjalistów, takich przypadków by nie było. A tak muszą kombinować – przyznaje w rozmowie z „ŻW“ dyrektor jednej ze stołecznych przychodni.

W Szpitalu Czerniakowskim przy ul. Stępińskiej tylko 30 proc. pacjentów zgłaszających się na dyżur okulistyczny to nagłe przypadki.– Pozostali zamiast pójść do poradni, do której przecież nie potrzeba skierowania, zgłaszają się do nas. Tylko w ten sposób mogą przyspieszyć termin wizyty i mają zapewnione badania, nie możemy im tego odmówić – podkreśla Beata Mastalerz, rzeczniczka lecznicy. W ciągu jednego dyżuru przez izbę przyjęć przewija się nawet 100 pacjentów.

NFZ: miesiąc czekaniato nie tak długo

Andrzej Włodarczyk, szef Okręgowej Izby lekarskiej w Warszawie, o sytuacji na ostrych dyżurach mówi wprost: winny jest system. – Nocna pomoc lekarska istnieje tylko w teorii. Kiedy pacjent dzwoni do lekarza rodzinnego, ten radzi mu, by zgłosił się na ostry dyżur, i mówił, że ból złapał go nagle, bo wtedy dostanie się do specjalisty. Przychodnie przerzucają koszty leczenia na szpitale. Do tego Narodowy Fundusz Zdrowia wciąż obcina pieniądze, więc specjalistów więcej nie będzie – dodaje Włodarczyk.

Co na to NFZ? – System zdrowia przewiduje okres oczekiwania na wizytę i pacjent musi zdawać sobie z tego sprawę – uważa Barbara Misińska, dyrektor mazowieckiego NFZ.

Czy pani czekałaby miesiąc do okulisty? – pytamy. – Oczywiście, swoje trzeba odczekać. Specjalistów jest tylu, na ilu mamy pieniądze. A miesiąc to nie tak długo – odpowiada.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane