Nielegalne naświetlanie
Firma handlująca leczniczymi lampami oferuje w swoich reklamach darmowe zabiegi w Szpitalu Bielańskim. – To nieetyczne. Rozwiązujemy z nimi umowę – mówią w lecznicy.
Szpital Bielański, darmowe zabiegi – wykrzykuje kobieta stojąca przy stacji metra Marymont, rozdając głównie starszym przechodniom żółte ulotki.
– Co to jest, każdy zabieg darmowy? – pytają zdziwieni seniorzy.Z treści ulotki, na której jest logo firmy Medicolux, wynika, że jest to zaproszenie na bezpłatny zabieg leczniczy specjalnym światłami i konsultację ze specjalistą w tej dziedzinie.
Jak się dowiadujemy z ulotki, terapię stosuje się przy leczeniu bólu i różnego rodzaju ran. Takie naświetlania mają też poprawić nastrój i wygląd skóry.
Dodatkowo każdy zaproszony otrzyma upominek, a jeden z gości dostanie „tajemniczy“ prezent o wartości 460 zł.
Co na to Szpital Bielański?
– Mamy umowę z firmą Medicolux na prowadzenie wykładów na temat leczenia światłem, ale nie ma mowy o wykonywaniu takich zabiegów podczas tych spotkań – mówi zaskoczony Krzysztof Jarząbek, kierownik działu organizacji i nadzoru w lecznicy.
Okazuje się, że firma rozprowadzająca lampy i zachęcająca do ich kupna użyczyła szpitalowi takie urządzenie o wartości ok. 3 tys. zł, z którego na co dzień korzystają pacjenci placówki. W zamian mogła prowadzić w sali szpitala prelekcje na temat leczenia światłem.
– Ale nie może być tak, że firma reklamuje swoje produkty, wykorzystując przy tym wizerunek szpitala. W trybie natychmiastowym zerwiemy z nimi umowę – dodaje Jarząbek. Przedstawicielka firmy Medicolux w powoływaniu się na szpital nie widzi niczego złego.
– Przecież pomagamy ludziom – podkreśla konsultant medyczny Grażyna Kwiatkowska, prowadząca spotkania. I wyjaśnia, że jeden taki zabieg może natychmiast złagodzić ból nawet na kilka tygodni.
– W przychodni na taki zabieg ludzie muszą długo czekać, o ile w ogóle dysponuje ona takimi nowoczesnymi urządzeniami. A z naszych zabiegów jednego dnia może skorzystać 10, 20, a nawet 30 osób – mówi Kwiatkowska.Sprawa ze Szpitala Bielańskiego nie dziwi stowarzyszeń pomagających pacjentom. – Od akwizycji nie uciekniemy – przyznaje Adam Sandauer, przewodniczący stowarzyszenia Primum Non Nocere. I dodaje, sprzedawcy są wszędzie: pukają do domu, zaczepiają na ulicy, docierają nawet do szpitali. Dyrektorzy nie mają możliwości, aby kontrolować każdą wchodzącą osobę – mówi.
– Jednak podszywanie się pod szpital, instytucję zaufania publicznego pod pretekstem sprzedaży jakichś urządzeń, jest po prostu nieetyczne – komentuje Sandauer. I podkreśla również, że szpital to nie bazar, w którym można handlować czymkolwiek. – Za chwilę pojawią się automaty do gry albo pub – komentuje Sandauer.
Jednak wiele lecznic nie ma takiego problemu z firmami medycznymi.– U nas funkcjonuje np. sklepik ze sprzętem ortopedycznym, ale mamy na to zgodę Rady Warszawy – tłumaczy Paweł Obermeyer, dyrektor Szpitala Praskiego.
– Wiem, że niektóre placówki organizują różne kiermasze czy wyprzedaże, ale mi się to nie podoba. Nie chcę, aby szpital stał się bazarem – zaznacza.
– Nie stosujemy akwizycji – zapewnia Jan Czeczot ze szpitala im. prof. Orłowskiego przy ul. Czerniakowskiej. – Nie wynajmujemy sal innym podmiotom, wykorzystujemy je na własne potrzeby – odbywają się w nich szkolenia dla lekarzy i pielęgniarek – mówi.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.