Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Profesor z rekordami Guinnessa

Andrzej Stankiewicz 16-12-2014, ostatnia aktualizacja 16-12-2014 11:07

Po publikacji „Rzeczpospolitej” legendarny laryngolog prof. Henryk Skarżyński donosi na resort zdrowia do ABW.

Lekarze w Kajetanach pokazali najnowszą metodę leczenia stanów zapalnych zatok
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
Lekarze w Kajetanach pokazali najnowszą metodę leczenia stanów zapalnych zatok

Profesor Henryk Skarżyński jest szefem publicznego Instytutu Fizjologii i Patologii Słuchu oraz guru dla tysięcy pacjentów, którym przywrócił słuch. Jednak w efekcie kontroli resortu zdrowia, obejmującej lata 2012–2014, może mieć kłopoty. Nepotyzm, niejasny obrót materiałami leczniczymi oraz wystawne imprezy na koszt podatników – takie są zarzuty kontrolerów, które ujawniliśmy w niedzielę w internetowym serwisie „Rzeczpospolitej".

W poniedziałek instytut złożył doniesienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do ABW – chodzi o wyciek materiałów kontrolnych z Ministerstwa Zdrowia. Instytut „oświadczył stanowczo", że ministerstwo nie postawiło mu żadnych zarzutów oraz że „rutynowa kontrola nie została formalnie zakończona".

„IFiPS działa zgodnie z literą prawa w każdym zakresie swojej działalności – zarówno w zakresie procedur i świadczeń medycznych, jak i przy realizacji postępowań przetargowych. Jako placówka medyczna reprezentujemy najwyższy poziom referencyjny, działając w sposób jawny, uczciwy i transparentny" – napisano w oświadczeniu.

Minister chciałby odwołać profesora, ale ponoć murem stoi za nim premier Ewa Kopacz

Ślimak w księdze, ale implant bez numerów

Jakie zastrzeżenia mają ministerialni kontrolerzy? Choćby słabość do organizowania wystawnych imprez za publiczne pieniądze.

Najefektowniejsze przyjęcie instytut zorganizował w lipcu 2012 r. z okazji 20. rocznicy wszczepienia przez profesora pierwszego implantu ślimakowego. Impreza kosztowała niemal pół miliona. Zaproszono nawet przedstawicieli Księgi rekordów Guinnessa. Czemu? Bo organizatorzy postanowili pobić rekord – zgromadzić w jednym miejscu największą w świecie liczbę pacjentów ze wszczepionymi implantami słuchowymi. Wśród 3,5 tys. gości pacjenci stanowili 557 osób – i tyle zapisano w rekordzie.

„Instytut pokrył koszty przyjazdu oficjalnej Komisji Rekordów Księgi Guinnessa oraz praw do posługiwania się tą informacją podczas kongresów i konferencji naukowych na całym świecie" – napisano w piśmie do „Rzeczpospolitej".

Tak naprawdę, o czym instytut milczy, pobito wówczas dwa rekordy. Jak sprawdziliśmy w Księdze Guinnessa, trafił tam także sam profesor Skarżyński. Wśród wszystkich Ziemian to właśnie on ma najwięcej przedmiotów związanych ze ślimakami – 1377. Figurki, obrazy, szklanki, książki, dywany, meble, biżuterię i inne bibeloty liczono przez trzy godziny. Ile zainkasowała za to firma prowadząca księgę światowych rekordów? Instytut nie podał nam tej informacji.

Zastrzeżenia do zbytku to nie wszystko. Według naszych informacji kontrolerzy resortu zdrowia uważają, że instytut prowadzi nieprzejrzysty obrót materiałami medycznymi. Jak wynika z kontroli, w 2013 r. w instytucie wszczepiono – i rozliczono z NFZ – więcej implantów jednego typu, niż oficjalnie było na stanie.

Kontrolerzy zwracają uwagę, że placówka nie prowadzi rejestru wszczepianych pacjentom urządzeń z wykorzystaniem ich numerów seryjnych. To oznacza, że w razie wadliwej serii urządzeń trudno byłoby ustalić, komu zostały one wszczepione.

Instytut tak się tłumaczy w piśmie przesłanym do naszej redakcji: „Dokumentacja medyczna nie musi zawierać́ numerów seryjnych implantów słuchu – nie ma bowiem takich wymagań wynikających z przepisów prawa".

Konfliktu brak, podpis złożony omyłkowo

Jednak najpoważniejsze zarzuty dotyczą przetargów. Okazało się, że spółki związane z synem profesora, Piotrem, regularnie dostają kontrakty w instytucie.

W marcu minionego roku rozstrzygnięte zostało postępowanie na dostarczenie aparatów słuchowych. Dwie firmy dostały zamówienia we wszystkich pakietach przetargu. Pierwsza to Centrum Słuchu i Mowy (CSiM) kierowane przez Piotra Skarżyńskiego. Druga to GNP Magnusson.

Ona też jest związana z synem profesora. GNP założyli w lutym 2012 r. bratanek żony profesora Łukasz Bruski (9,5 proc.) i firma Medincus (90,5 proc.). Tę ostatnią spółkę stworzyli Burski (25 proc.) oraz Piotr Skarżyński (75 proc.). Odeszli z Medincusa dopiero pod koniec 2013 r. – już po wygraniu przetargu w instytucie prof. Skarżyńskiego. Tyle że miejsce w zarządzie i gronie wspólników zajęły ich żony. Z kolei członkiem zarządu GNP jest szwagier Piotra Skarżyńskiego.

Gdy pytamy instytut o to, czy firma GNP związana jest z rodziną profesora, dostajemy odpowiedź: „Instytut nie posiada takiej wiedzy, nie było potrzeby, by o taką wiedzę z Krajowego Rejestru Sądowego wnioskować".

W swym stanowisku przesłanym do redakcji „Rzeczpospolitej" prof. Skarżyński zapewnia, że nigdy nie kierował komisjami przetargowymi, gdy wygrywała firma CSiM. Tyle że jako szef instytutu składał deklarację dotyczącą konfliktu interesów (druk ZP-1).

W przetargach wygrywanych przez CSiM oraz GNP profesor podpisał druk ZP-1, według którego nie jest „w stosunku pokrewieństwa lub powinowactwa" ani z wykonawcą, ani z członkami władz firm starających się o zamówienie. Zadeklarował także: „Nie pozostaję z żadnym wykonawcą w takim stosunku prawnym lub faktycznym, że może to budzić́ uzasadnione wątpliwości co do mojej bezstronności".

Co na to instytut? „Rzeczywiście zdarzyło się, że prof. H. Skarżyński złożył druk ZP-1, podpisując go omyłkowo w niewłaściwym miejscu".

To nie wszystko. W komisji przetargowej zasiadała lekarka, która jednocześnie pracowała w CSiM. Instytut przyznaje, że doktor „złożyła wyjaśnienie do Zespołu Kontrolnego Ministerstwa Zdrowia, iż nie posiadała wiedzy na temat ewentualnego konfliktu interesów".

W efekcie tych pomyłek i niewiedzy instytut Skarżyńskiego podpisał z CSiM umowę ramową – a więc określającą maksymalną wielkość zamówienia – o wartości 12,6 mln zł, GNP dostało zaś podobną umowę na 10,6 mln zł.

To niejedyne kontrakty, do których zastrzeżenia ma resort zdrowia. Rok temu firma kierowana przez Skarżyńskiego juniora dostała wart niemal 600 tys. zł kontrakt na wykonanie badań dotyczących „opracowania nowych technologii urządzeń wszczepialnych". Za przygotowanie specyfikacji zamówienia odpowiadał technik, który pracuje jednocześnie i w instytucie prof. Skarżyńskiego, i w firmie jego syna.

Wojna z ministrem, premier za profesorem

Według kontroli ministerstwa ów technik zaangażowany jest także w kolejne postępowanie, w wyniku którego w styczniu tego roku firma CSiM otrzymała kontrakt na badania „w zakresie propozycji nowych algorytmów dla potrzeb rehabilitacji schorzeń narządu słuchu". Wartość – niemal 720 tys. zł.

W obu tych postępowaniach Skarżyński też miał złożyć podpis o braku konfliktu interesów.

Z pisma instytutu: „Wartość́ zrealizowanych od 2008 r. 
16 umów pomiędzy Instytutem a Centrum Słuchu i Mowy wynosi 13,6 mln zł. Należy zaznaczyć, że znaczna część́ z tych umów określała maksymalną wartość zamówienia. Faktyczny poziom realizacji wielu umów nie był zrealizowany w całości. W przypadku największej umowy dotyczącej aparatów słuchowych (o wartości umowy ramowej ponad 12 mln zł) był zrealizowany w 2013 roku na poziomie 10,12 proc.".

Kontrolerzy ustalili, że na aparaty dostarczane przez CSiM oraz GNP instytut nakłada mniejsze marże niż na produkty kupowane od ich konkurencji.

Zanosi się na ostre polityczne starcie o profesora. Według naszych informacji minister Bartosz Arłukowicz chciałby pozbawić Skarżyńskiego stanowiska konsultanta krajowego w dziedzinie otorynolaryngologii. Tyle że profesor ma świetne kontakty z premier Ewą Kopacz, która jako minister zdrowia powołała go na konsultanta. Współpracownicy profesora przekonują, że pani premier stoi za nim murem.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane