Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Byli daleko, wrócili do żywych

Joanna Ćwiek, Janina Blikowska 05-04-2015, ostatnia aktualizacja 06-04-2015 08:35

Dla Filipa Wielkanoc to pierwsze święta 
w nowym życiu, jakie spędzi w domu. Był najdłużej leczonym pacjentem Kliniki Budzik.

Filip już w domu z siostrą. Jak wspomina jego ojciec, uśmiech był pierwszym znakiem, że chłopiec wyjdzie ze śpiączki
źródło: materiały prasowe
Filip już w domu z siostrą. Jak wspomina jego ojciec, uśmiech był pierwszym znakiem, że chłopiec wyjdzie ze śpiączki

janina blikowska
joanna ćwiek

Czas dla Filipa Mejera zatrzymał się w sierpniu ubiegłego roku.

– Wysłaliśmy syna rowerem do miasta. Już tego dnia do domu nie wrócił, bo prawdopodobnie zderzył się z ciężarówką. Nie wiemy tego na pewno, bo śledztwo wciąż trwa – mówi pan Zbigniew, ojciec chłopca.

Filip po wypadku trafił do szpitala w Pile w stanie krytycznym. Lekarze uratowali mu życie, ale nie bardzo wiedzieli, co z nim dalej zrobić. Nieprzytomny leżał miesiąc na chirurgii.

Dziś odzyskał już świadomość. Co prawda nie mówi, ale jest z nim kontakt. Odpowiada gestami na pytania, rusza głową, kończynami. Wszyscy walczą o to, by stanął na nogi.

Ola Magrian jest typową 14-latką. Interesuje się sportem, chętnie chodzi na zakupy i lubi ładnie wyglądać. Lekko się maluje.

– Na pierwszy rzut oka nawet nie widać, co przeszła. Jedynym śladem jest powolna mowa – mówi jej mama Dorota. Rzeczywiście, Ola mówi bardzo powoli. Na pytanie, jak się czuje, odpowiada: – Dobrze. Jak koleżanki przyjęły ją w szkole? – Fajnie.

A kim chce być w przyszłości? – Lekarzem.

Do nagłego zakrętu w jej życiu doszło 16 czerwca 2014 r. w Żukowie na Pomorzu. Dziewczynka wracała ze szkoły. Gdy przechodziła przez pasy, uderzył w nią samochód. – Zanim weszła na jezdnię, obejrzała się w obie strony, jeden kierowca się zatrzymał, a jadący z drugiej strony w nią uderzył – opowiada mama.

Na ratunek jej córce pośpieszyła kobieta, która przejeżdżała akurat obok miejsca wypadku. Jest ratownikiem medycznym. Potem wszystko działo się błyskawicznie. Olę przetransportowano śmigłowcem do Szpitala im. Kopernika w Gdańsku. Tam lekarze stwierdzili liczne obrażenia, w tym krwiak śródczaszkowy, liczne złamania, odmę płuc. – Dawali córce 20 proc. szans – wspomina pani Dorota.

Tu nikt się nie poddaje

Ani Filip, ani Ola nie dostaliby szansy na normalne życie, gdyby nie trafili do warszawskiej Kliniki Budzik, którą wybudowała fundacja Akogo? aktorki Ewy Błaszczyk. Ola spędziła w niej blisko cztery miesiące. Filip był najdłużej leczonym pacjentem – wrócił do świata po 15 miesiącach.

– Nie nastąpiło to jednego dnia, jak pokazują w amerykańskich filmach, że pstryk i człowiek wstaje, ale to była ciężka codzienna praca. Najpierw córka wykonywała pojedyncze polecenia, jak „zamknij oczy", później zaczęła machać ręką i robić pa, pa – wspomina mama Oli.

Długo trwało, zanim dziewczynka zaczęła mówić. – Dzięki pracy tych wszystkich osiągnęliśmy to, co dziś mamy. Ola wróciła do szkoły – mówi pani Dorota.

Dla rodziców Filipa przełomem był uśmiech. – Cały czas miał na twarzy jeden grymas. Aż pewnego dnia zauważyłem, że wygląda inaczej. Zawołałem córkę, żeby jej to pokazać. I wtedy on się do nas uśmiechnął – opowiada pan Zbigniew.

Wybudzenie ze śpiączki to cud? – Nie. O cudzie mówią media, ale to jest realizacja programu medycznego, dobra opieka nad dziećmi: lekarska, pielęgniarska, psychologiczna, rehabilitacyjna, neurologiczna i innych specjalistów. To praca od podstaw, duży wysiłek całego zespołu – mówi Andrzej Lach, dyrektor kliniki. I choć zaznacza, że nie każdego udaje się wybudzić, to jednak dzięki rehabilitacji udaje się poprawić stan ok. 90 proc. pacjentów.

Od początku działania kliniki w lipcu 2013 r. do życia wróciło 17 pacjentów. W tej chwili w Budziku jest dziesięcioro dzieci i wolne miejsca. – Czekamy na zgłoszenia kolejnych pacjentów. Pobyt u nas dla dzieci i ich rodziców jest bezpłatny – mówi Andrzej Lach.

Co takiego robią w Budziku, że się udaje pokonać stan, który jest jedną z największych zagadek medycyny i w który co roku popada 100–150 osób w Polsce? – Przede wszystkim tu nikt się nie poddaje. Dzieci są rehabilitowane praktycznie cały dzień. Chodzi o to, by tak je stymulować różnego rodzaju bodźcami, by nie zapadły się w siebie jeszcze głębiej – mówi Zbigniew Mejer. I opowiada, że jego syn był nie tylko pionizowany i ćwiczony, ale także przychodzili do niego nauczyciele na lekcje, stymulowano chodzenie, poddawano hydromasażom.

Oprócz rehabilitantów w proces wybudzania dziecka włączają się także bliscy. – Dla dzieci w takim stanie, w jakim była nasza córka, ważne jest dostarczanie znanych im bodźców zewnętrznych, jak zapach czy głos – opowiada mama Oli. Dodaje, że córce leżącej w Budziku czytała ulubione książki, puszczała muzykę i filmy, przynosiła ulubione balsamy i zapachy, by mogła je poczuć.

Wyjątkowe chwile

– Nigdy nie zastanawiałem się nad tym, dlaczego to wszystko przydarzyło się właśnie Filipowi. Po prostu się cieszyłem, że żyje – mówi Zbigniew Mejer. Wspomina, że jego syn nie był łatwym dzieckiem, miał ADHD. Czasami trzeba było prowadzić go silną ręką, trzymać w garści. – Stałem nad nim i się zastanawiałem, czy on czuł, jak bardzo go kocham. I byłem wdzięczny losowi za to, że dał mi szansę, bym mu jeszcze to pokazał – opowiada.

Powrót do świata osób w stanie śpiączki to przełom nie tylko w życiu chorego, ale także całej rodziny. Nikt nie jest już taki sam jak przed wypadkiem. Sprawy, które kiedyś wydawały się ważne, okazują się błahe. A najważniejsze jest to, że po prostu wciąż są wszyscy razem.

Ola wybudziła się we wrześniu, w październiku wróciła do domu, w listopadzie poszła do szkoły. Rodzina bardzo przeżyła święta Bożego Narodzenia. – Cieszyliśmy się, że możemy być wszyscy razem, wspólnie z naszymi rodzicami. To były zupełnie wyjątkowe chwile. Na pewno tak będzie i teraz na Wielkanoc – mówi pani Dorota.

Wyjątkowe dni będą także w rodzinie Filipa, bo dla nastolatka będą to pierwsze święta w domu po wypadku.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane