Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Prokuratura ślepa na handel roszczeniami

Grazyna Zawadka, Izabela Kacprzak 18-10-2016, ostatnia aktualizacja 18-10-2016 10:38

Umowy poprawione korektorem i prawo do cennej kamienicy za 50 zł – skandaliczne kulisy umorzeń.

autor: Krzysztof Skłodowski
źródło: Fotorzepa

„Rzeczpospolita" dotarła do szczegółów audytu spraw dotyczących reprywatyzacji, jaki na zlecenie ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry przeprowadził specjalny zespół śledczych z Prokuratury Regionalnej w Warszawie. Pokazuje on zdumiewającą bezczynność prokuratorów, nawet w sprawach, gdzie podejrzenia popełnienia przestępstwa były ewidentne.

Postępowania dotyczyły oszustw, zaniedbań i nadużyć urzędniczych w sprawach gruntów i kamienic wartych miliony złotych. Niemal we wszystkich decyzje wydawał ówczesny wicedyrektor stołecznego Biura Gospodarki Nieruchomościami (BGN) Jakub Rudnicki.

Ale mimo mocnych dowodów warszawskie prokuratury – głównie rejonowe, czyli najniższego szczebla – nie podejmowały śledztw lub od razu je umarzały.

Przykłady kilku spraw z audytu pokazują, jak rozprawiano się doniesieniami lokatorów i prawowitych właścicieli nieruchomości.

Jedna z głośnych spraw dotyczyła budynku przy ul. Hożej 25. Kamienica w centrum stolicy trafiła do Marka M. – zwanego kolekcjonerem kamienic, bo hurtem skupował roszczenia (to on przejął dom, w którym mieszkała zamordowana Jolanta Brzeska). Prawa do tej nieruchomości Marek M. kupił od 85-letniej kobiety. W akcie notarialnym znalazła się też informacja o nabyciu przez niego sąsiedniej nieruchomości (Hoża 25A) za... 50 zł.

Prokuratura nie wszczęła śledztwa o oszustwo i sprzedaż majątku za bezcen, chociaż wpłynęło takie zawiadomienie. Nie przesłuchała 85-latki, nie sprawdziła też, czy dyrektor Rudnicki naruszył prawo, oddając nieruchomość M. Umorzono też m.in. sprawę kamienicy przy Odolańskiej 15. Wszystko wskazuje na to, że w ogóle nie powinna trafić w prywatne ręce, bo najprawdopodobniej nie spłacono zaciągniętego za nią kilkadziesiąt lat temu kredytu. Mimo to wicedyrektor Rudnicki podpisał decyzję o zwrocie.

Starająca się o nieruchomość kobieta pokazała pisma bankowe z 1950 r. mające dowodzić, że kredyt spłacono. Tyle że były na nich przeróbki dokonane korektorem. Nie wzbudziło to podejrzeń śledczych i nie zlecili biegłemu badań dokumentów. Z audytu wynika, że pisma przejrzał tylko policjant. Sprawę umorzono z braku dowodów przestępstwa. Kobiety, która posłużyła się wątpliwymi pismami (oddano jej nieruchomość), nawet nie przesłuchano. Dlaczego? Bo policja po krótkim wywiadzie nie ustaliła jej miejsca pobytu – podaje audyt i wskazuje, że należało zbadać sprawę kluczową: czy nieruchomość została wyłudzona.

Warszawska prokuratura rejonowa nie zrobiła też nic, by wyjaśnić sprzedaż budynku przy ul. Marszałkowskiej 43.

Pierwszą próbę przejęcia kamienicy udaremnili lokatorzy, którzy zdemaskowali dwie Francuzki powołujące się na nieżyjącą byłą właścicielkę, którą miały poznać we Francji.

W grudniu 2010 r. lokatorzy dowiedzieli się, że muszą opuścić mieszkania, bo kamienica ma nowego właściciela – brata Jakuba Rudnickiego. To on podpisał decyzję o zwrocie.

Śledczy nie zbadali dokumentów dotyczących kamienicy, nie przesłuchali świadków, odmówili śledztwa. „Decyzja została podjęta przedwcześnie, a prokurator nie wykazał inicjatywy dowodowej" – stwierdza audyt.

Zbagatelizowano także doniesienie dotyczące słynnej kamienicy przy ul. Kazimierzowskiej 34 (to również badali śledczy, choć poza audytem).

O zwrot nieruchomości starała się spadkobierczyni dawnej właścicielki. W 2010 r. samorządowe kolegium odwoławcze unieważniło decyzję komunistycznych władz o odmowie zwrotu. Warszawskie BGN powinno na nowo rozpatrzyć sprawę i ocenić, czy zwrócić nieruchomość. Kamienica trafiła... do rodziców Jakuba Rudnickiego, którzy odkupili do niej prawa. Po odejściu z pracy w ratuszu przejął ją sam Rudnicki i natychmiast o 100 proc. podniósł lokatorom czynsz.

20 lutego 2015 r. wpłynęło doniesienie do Prokuratury Rejonowej Warszawa-Śródmieście. Co robią śledczy? Po sześciu dniach odmawiają wszczęcia postępowania, nawet nie przesłuchując osoby zawiadamiającej.

Teraz zamiatane pod dywan sprawy będą zbadane od nowa. Prokuratury ocenią nie tylko decyzje stołecznego BGN, ale i te wydawane przez część sądów. Kłopoty mogą mieć prokuratorzy, którzy pobieżnie badali sprawy lub przymykali oko na podejrzane zwroty. Postępowanie dyscyplinarne na pewno czeka jednego ze śledczych.

Mapa dzikiej prywatyzacji w stolicy – co kilka dni temu potwierdził minister Ziobro – obejmuje adresy działek lub kamienic przy 56 ulicach.

Jakub Rudnicki, który zdecydował o wielu kontrowersyjnych zwrotach, jest nieuchwytny. Odszedł z ratusza pod koniec 2012 r. W 2013 r. założył jednoosobową działalność prawniczą w Warszawie – dziś nie ma po niej śladu, została wyrejestrowana.

Rzeczpospolita

Najczęściej czytane