Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

PiS wypełnia testament Leppera

Eliza Olczyk 14-08-2017, ostatnia aktualizacja 14-08-2017 00:03

Dzisiaj widać, że przez lata najpierw współpracy z Unią, a później członkostwa byliśmy wyciskani przez Wspólnotę jak cytryna - mówi Renata beger, była posłanka samoobrony.

Kwiecień 2004 r. Renata Beger przed ołtarzem Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze. W tle klęczy Andrzej Lepper.
autor: Łukasz Trzciński
źródło: Rzeczpospolita
Kwiecień 2004 r. Renata Beger przed ołtarzem Matki Boskiej Częstochowskiej na Jasnej Górze. W tle klęczy Andrzej Lepper.

Plus Minus: Pamięta pani taką wypowiedź: Biada temu pięknemu i historycznemu miastu Kraków. Biada krakowskiej inteligencji, jeśli w Sejmie musi ją reprezentować poseł Jan Maria Rokita?

Oczywiście, że pamiętam. Dostałam za to nagrodę srebrnych ust od radiowej Trójki.

Co takiego zrobił Jan Rokita, że tak pani o nim powiedziała?

Powiedział, że w ciągu pierwszego roku posłowania dorobiłam się miliona złotych. Niby inteligetny człowiek, a takie bzdury opowiadał. Gdybym go podała do sądu, na pewno bym wygrała.

Nie dorobiła się pani tego miliona??

Jakim cudem? Myśmy z mężem przez lata dzierżawili ziemię od Agencji Własności Rolnej Skarbu Państwa, a w 2000 roku wygraliśmy przetarg na jej kupno. Tyle że akt notarialny agencja przygotowała przez półtora roku. Gdy już formalnie zostaliśmy właścicielami ziemi, wpisałam ten zakup do oświadczenia majątkowego, a pan Rokita wywiódł z tego, że ja się w ciągu roku tak wzbogaciłam. Później gdy mnie widział, to przede mną umykał.

Jak to się stało, że pani, właścicielka, masarni postanowiła zająć się polityką i związała się pani z Samoobroną Andrzeja Leppera?

Właśnie dlatego, że prowadziliśmy z mężem masarnię. Przyjeżdżali do nas rolnicy i opowiadali o niskich cenach skupu, odroczonych płatnościach czy nawet zwykłych oszustwach pośredników. Jeden z rolników powiedział: Pani jest młoda, energiczna, zna pani nasze problemy powinna się pani zaangażować w działalność polityczną. Pomyślałam – czemu nie. A że już wcześniej usłyszałam o Andrzeju Lepperze, pojechałam do Warszawy, żeby się z nim spotkać. Rozmawiałam z nim dość długo i po wyjściu z jego gabinetu poprosiłam o deklarację członkowską. Wówczas wstąpiłam do związku zawodowego Samoobrona. Ale po pół roku wstąpiłam też do partii.

Dlaczego?

To był 1992 rok. Rolnikom działo się coraz gorzej. Uznałam że trzeba się zaangażować w politykę, bo sam związek niewiele może. Poza tym Andrzej Lepper ujął mnie swoją szczerością, ogromnym przekonaniem do swoich racji, troską o rolników. Tylko że prowadziłam biznes, opiekowałam się dziećmi i nie bardzo miałam na to wszystko czas.

Dopiero gdy dzieci dorosły, mogłam się bardziej zaangażować. To był 1998 rok. Mój ojciec tuż przed śmiercią powiedział mi: Pamiętaj, żebyś Andrzejowi Lepperowi pomagała.

Uczestniczyła pani w akcjach Samoobrony? Wychłostanie urzędnika, który zarządzał zajętym za długi gospodarstwem, wywiezienie wójta na taczkach, wysypywanie importowanego zboża, blokady na drogach, marsz gwiaździsty na Warszawę.

– Brałam udział w wielu akcjach, np. w marszu gwiaździstym. Do dzisiaj mam odciski na stopach po tamtych protestach, bo jednak przeszliśmy kawał drogi (śmiech). Pamiętam, jak blokowaliśmy drogi. Był luty, strasznie zimno, a my zablokowaliśmy drogę na dwa tygodnie. Całą dobę tam staliśmy. Do dzisiaj rolnicy wspominają nasze akcje. Chcieliśmy zasygnalizować ówczesnym władzom, że źle się dzieje w rolnictwie, że część ludzi nie jest zadowolona z przemian. Sama niejednokrotnie występowałam w telewizji i mówiłam o zagrożeniach i o Unii Europejskiej.

Samoobrona był przeciwna wejściu Polski do Unii?

Nie. Uważaliśmy, że trzeba wejść do Unii na godnych warunkach. To było nasze sztandarowe hasło. I mieliśmy rację. Bo dzisiaj widać, że przez lata najpierw współpracy z Unią, a później członkostwa byliśmy wyciskani przez Wspólnotę jak cytryna. Bardzo mało mieliśmy polityków, którzy umieli walczyć w europarlamencie o równe traktowanie Polski. To wszystko było winą PSL i SLD, które negocjowały warunki przystąpienia do Unii, a później Platformy Obywatelskiej, która nie broniła naszych interesów. Na taśmach z restauracji Sowa & Przyjaciele, które zostały ujawnione przez media, najlepiej słychać, jaki panowie z PO mieli stosunek do Polski. Sami przyznawali, że państwo polskie istnieje tylko teoretycznie, bo praktycznie już go nie ma, a przecież wtedy rządzili.

Nie można podejrzewać mnie i PiS o wzajemną sympatię, ale widzę, że ta partia realizuje dzisiaj to, o co my walczyliśmy. Że jest spadkobiercą i wykonawcą testamentu Andrzeja Leppera. Jeżeli tak dalej będą robili, jeżeli będą się starali, żeby ta najuboższa część społeczeństwa miała lepiej, to i mój głos zdobędą.

Nie uważa pani, że życie na wsiach znacznie się poprawiło po wejściu Polski do UE? Rolnicy dostali dopłaty bezpośrednie, sporo pieniędzy z funduszy spójności popłynęło do obszarów wiejskich.

Wszyscy mówią o tych dopłatach, ale one są jedną ręką dawane, a drugą zabierane. To prawda, że rolnicy pokupowali za te pieniądze nowe maszyny, ale kto je produkuje i kto bierze pieniądze? Zagraniczni producenci. A jak bardzo zdrożały środki produkcji, nawozy, to tylko rolnik wie. W bankach widać, jak bardzo rolnicy są zadłużeni i jak ciężko pracują, żeby wszystko spłacić.

W 2001 roku, gdy Samoobrona weszła do parlamentu, po korytarzach sejmowych chodziliście zawsze w grupie, wszyscy w biało czerwonych krawatach. Podobno wymyślił to Piotr Tymochowicz, żeby czuć było waszą siłę.

Bzdura. Biało-czerwone krawaty wymyślił Andrzej Lepper, bo był wielkim patriotą. Piotr Tymochowicz zorganizował dla nas kilka szkoleń. Mnie chciał szkolić indywidualnie. Usłyszał kiedyś moje wystąpienie i stwierdził, że jestem diamentem, który on chciałby oszlifować. Nie zgodziłam się, bo zawsze kierowałam się swoimi uczuciami i swoim sumieniem. Gdyby on chciał mnie wyszkolić, to raczej by ze mnie małpę zrobił.

Dlaczego? Przecież Andrzeja Leppera też szkolił.

Andrzej Lepper miał talent od Boga do polityki. To, co robił czy mówił, nie było wyłącznie zasługą Tymochowicza. Miał w sobie to coś, co sprawiało, że ludzie go słuchali i gotowi byli za nim pójść.

Trudno, żeby go nie słuchali, gdy zarzucał politykom korupcję i krzyczał, że w Sejmie Wersalu już nie będzie.

Bardzo dobrze powiedział. Andrzej zawsze mówił, że będziemy demaskować tych, którzy źle się zachowywali. Jeżeli ktoś pełni urząd – posłowie, elita – to powinien dawać dobry przykład, szczególnie młodzieży, a oni jak się zachowywali? Co wyprawiali w Sejmie? Jak traktowali ludzi z obsługi? Do nas ci ludzie przychodzili i wiele rzeczy opowiadali, bo wiedzieli, że my szanujemy każdego człowieka. Najpiękniejszą elitę mieliśmy przez osiem lat rządów PO. Na taśmach słychać, jakim językiem się posługiwali, jakie to było chamstwo, jak sprzedawali Polskę.

Samoobrona też najpiękniejszego przykładu młodzieży nie dawała. Pamięta pani, jak okupowaliście mównicę w sali plenarnej?

Okupowaliśmy mównicę, ale nie fotel marszałka Sejmu.

Nawiązuje pani do zimowych protestów opozycji w obecnym Sejmie?

Oczywiście. To było poniżej krytyki. My okupowaliśmy mównicę, bo chcieliśmy mówić o tym, co nas boli. A wtedy zaczęto zmieniać regulamin Sejmu, żeby nasze wystąpienia coraz bardziej ograniczać. Andrzej nawet stracił funkcję wicemarszałka Sejmu z tego powodu. A co teraz zrobiła tzw. opozycja? Pomysł na okupację mównicy wzięli od nas, ale te ich śpiewy, wystąpienia, oni całkowicie zwariowali na swoim punkcie. Nie mają argumentów, nie wypowiadają się merytorycznie, tylko odstawiają szopki. My zawsze byliśmy merytoryczni.

Andrzej Lepper stracił funkcję marszałka, bo oskarżył polityków partii rządzącej o branie łapówek, co zostało uznane za znieważenie urzędników. To był powód jego odwołania.

Bronił kraju przed rozkradaniem. Myśmy zawsze bronili kraju i ludzi.

I żeby swoje argumenty wykrzyczeć, przynosiliście własny mikrofon na salę plenarną?

Trzeba być przygotowanym na różne okoliczności. Przynosiliśmy swój mikrofon, żeby marszałek nie mógł nam odebrać głosu. Sejm jest po to, żeby się spierać na argumenty, a nie na idiotyzmy. Ale nigdy nie znieważyliśmy marszałka. To nas obrażano, wyzywano od najgorszych, my nie obrażaliśmy nikogo. Protestowaliśmy tylko przeciwko wyprzedaży naszego majątku za judaszowskie srebrniki, za takie ceny, że to jest śmiechu warte. Najpierw wkładano w jakieś przedsiębiorstwo państwowe pieniądze, żeby coś wyremontować, unowocześnić, a potem za grosze sprzedawano. Co mieliśmy robić? Zamknąć oczy i pozwolić, żeby Polska została zwinięta jak ten asfalt, co to go w kawale burmistrz Wąchocka zwijał na noc? Chyba lepiej bronić swojego, żeby nasze wnuki i prawnuki nie były wyrobnikami za granicą. Przecież mamy własną ziemię i własny kraj.

Pani w tamtej kadencji zasiadała w komisji śledczej badającej aferę Rywina. Szybko pani z niej zrezygnowała.

Nie zrezygnowałam, tylko mnie wyrzucono. Ośmieliłam się złożyć wniosek o przesłuchanie ówczesnego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego i Adama Michnika, redaktora naczelnego „Gazety Wyborczej". Komisja zresztą poparła moje wnioski. Ale postanowiono trzymać mnie na pasku i oskarżono o fałszowanie podpisów na listach poparcia do Sejmu.

Została pani uznana przez sąd za winną fałszowania list i dostała pani wyrok więzienia w zawieszeniu.

Grafolog orzekł, że żaden podpis nie został sfałszowany moją ręką. Gdy w sądzie przedstawiłam nagranie rozmowy z człowiekiem, który doskonale wiedział, kto fałszował podpisy, to sąd nie wziął tego pod uwagę. A świadek się wystraszył i wycofał ze wszystkiego. Twierdzę, że stało się to z powodu mojej działalności w komisji badającej aferę Rywina. Było z góry przykazane – skazać Renatę Beger, żeby się wyciszyła. Mało tego, później skazali mnie za to, czego ordynacja wyborcza w ogóle nie zakazuje.

Chodzi pani o płacenie za podpisy na listach?

Nie płaciłam za podpisy, tylko osobie, która zbierała podpisy pieniądze dałam za paliwo. Ordynacja wyborcza tego nie zakazuje. Osoba, która mnie oskarżała, najpierw powiedziała przed sądem, że dostała 5 tys. zł. od Renaty Beger, a potem, że od „Gazety Wyborczej". Sędzia na to nie zareagował. Nikt na to nie zareagował. Mogłabym książkę napisać na temat wymiaru sprawiedliwości. Dobrze robi PiS, że chce zmieniać sądy, żeby więcej takie sprawy się nie zdarzały.

W 2005 roku Samoobrona weszła do Sejmu i do koalicji z PiS, która skończyła się dla was fatalnie. Dlaczego?

Ta koalicja od początku była niefortunna. Nie byłam przy rozmowach pomiędzy Jarosławem Kaczyńskim i Andrzejem Lepperem, ale wiem, że pomiędzy nimi dochodziło do niesnasek. Brak było wzajemnego zaufania. Prędzej czy później musiało się to rozsypać. Miałam poczucie, że w grę wchodziły różnice programowe, ale też osobiste ambicje, bo skoro całej trójce liderów z Romanem Giertychem włącznie zależało na Polsce, to dlaczego nie mogli dojść do porozumienia? A Andrzej mówił, że nie idzie się dogadać i że chyba nic z tego wszystkiego nie będzie. Dobrze chociaż, że z tego, co głosił Andrzej Lepper, sporo zostało w głowach Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi. Cieszę się, że PiS kontynuuje to, co Andrzej zaczął.

Tak pani sądzi? A co z podejrzeniami o łapówkarstwo, czyli ze słynną aferą gruntową?

Ja w tę aferę wierzę tak samo, jak w seksaferę, czyli w ogóle nie wierzę. Jeżeli chodzi o seksaferę, to przez ponad 20 lat obserwowałam Andrzeja Leppera, widziałam jak się zachowuje i nigdy nie obserwowałam u niego takich skłonności, o które oskarżyła go Aneta Krawczyk. Nie nagabywał posłanek ani pracownic biura, za to niezwykle dbał o rodzinę. Aneta Krawczyk była tak samo wiarygodna, jak osoba, która oskarżyła mnie o kupowanie podpisów. Nie wierzę też w samobójstwo Leppera. Andrzej został zamordowany.

Z jakiego powodu?

Myślę, że posiadał jakieś dokumenty na ważnych ludzi i dlatego musiał zginąć. Pamięta pani, jak był wyśmiewany za to, że powiedział o talibach lądujących w Klewkach? A potem się okazało, że na Mazurach było tajne więzienie CIA, gdzie przywożono talibów. No i kto miał rację? Andrzej wiele rzeczy wiedział. A z tą aferą gruntową to nie wykluczam, że ktoś mógł celowo powoływać się na znajomość z nim, żeby uwikłać go w jakąś historię korupcyjną. Wszystko po to, żeby wykluczyć nas z parlamentu. I to się udało.

Jarosław Kaczyński i jego ludzie byli przekonani o winie Leppera. Zbigniew Ziobro na konferencji prasowej pokazywał dyktafon i mówił, że to jest gwóźdź do politycznej trumny Leppera.

Pamiętam to doskonale. Pomyślałam sobie wówczas, że Zbigniew Ziobro jest zbyt młody i zbyt porywczy jak na ministra sprawiedliwości. Teraz jest bardziej stonowany. Ale jego słowa były w pewnym sensie prorocze, bo Andrzej Lepper spoczął w trumnie. Niestety, nie politycznej, tylko prawdziwej.

Pod koniec tamtej kadencji zasłynęła pani z tego, że nagrała Wojciecha Mojzesowicza i Adama Lipińskiego z PiS, gdy namawiali panią do zmiany politycznych barw. Dlaczego pani to zrobiła?

Dla mnie Wojtek Mojzesowicz wówczas był zdrajcą, który porzucił Samoobronę, żeby związać się z PiS. Na dodatek przyszedł nakłaniać mnie, żebym ja też zdradziła. Gdyby PiS nie posłużyło się Mojzesowiczem, albo gdyby ktoś z Prawa i Sprawiedliwości powiedział, że chce ze mną rozmawiać Jarosław Kaczyński, to poszłabym na takie spotkanie i niczego nie nagrała. Ale na takie coś nie mogłam się zgodzić. Nie cierpię ludzi, którzy zdradzają, a zmiana klubu parlamentarnego według mnie jest zdradą. I to nie tylko ugrupowania, ale i wyborców Samoobrony.

Przecież wtedy wasz klub sypał się wówczas w oczach. Nie tylko jeden Mojzesowicz odszedł.

Bo dla niektórych liczyło się tylko koryto. Ja uważam, że do końca kadencji trzeba trwać w tej partii, z której zdobyło się mandat.

To Ryszarda Czarneckiego, który też was porzucił na rzecz PiS, również pani nie lubi?

Wszystkich szanuję. Tylko niektórzy zasłużyli sobie na to, żeby w pewnym momencie powiedzieć im kilka dobitnych słów. Czarnecki, gdy odszedł z Samoobrony w czasie kadencji, też stał się zdrajcą.

A co zrobił pani Adam Lipiński, że go pani podpuszczała kolejnymi żądaniami, a potem to wszystko ujrzało światło dzienne?

Nie podpuszczałam go. Dochodziły do mnie informacje, że PiS zrobi wszystko, żebym odeszła z klubu. Chciałam się upewnić, czy to były pogłoski, czy tak faktycznie jest, a Lipiński na każde moje pytanie potakiwał. Przecież ja go nie zmuszałam. A poza tym nie chodzi się po pokojach poselskich na takie rozmowy.

A gdzie się prowadzi takie rozmowy?

W gabinetach, a nie w hotelu.

Nigdy pani nie pomyślała, że gdyby wtedy zgodziła się na propozycję PiS, to może Sejm by trwał, PiS nadał by rządziło, a i Samoobrona by tak całkiem nie przegrała?

Patrzyłam na to zupełnie inaczej. Widziałam, że panowie nie mogą się dogadać, a Andrzej Lepper przestaje być ministrem i wicepremierem. Tego było mi ogromnie żal. Andrzej Lepper był świetnym ministrem rolnictwa. Gdy pojechał do Brukseli rozmawiać o karach dla rolników za nadprodukcję mleka, to świadkowie tych rozmów mówili, że takiego ministra rolnictwa jeszcze nie było. Że wreszcie przyjechał ktoś kompetentny z Polski. Jeżeli ludzie postronni podchodzili, by mi pogratulować, że Andrzej Lepper jest moim przewodniczącym, to był to miód na moje serce.

Jednak Samoobrona przegrała następne wybory z kretesem i znikła ze sceny politycznej.

Ale ja mam czyste sumienie. Nie zdradziłam wyborców, jeszcze przez rok po przegranych wyborach trwałam przy Andrzeju Lepperze.

A dlaczego go pani ostatecznie porzuciła?

Dlatego, że za moimi plecami zorganizowano spotkanie działaczy wielkopolskiej Samoobrony z Andrzejem Lepperem. A ja byłam przewodniczącą tego regionu, tymczasem o spotkaniu dowiedziałam się od dziennikarzy i natychmiast za ich pośrednictwem zrezygnowałam z członkostwa w Samoobronie.

Nie rozmawiała pani z Andrzejem Lepperem, dlaczego doszło do takiej sytuacji?

Nie, bo się wściekłam. U mnie jest krótko – albo jestem wierna, albo się zabieram. Takie spotkanie nie miało prawa odbyć się pod moją nieobecność i bez mojej wiedzy. Po czymś takim nie mamy już do siebie zaufania.

Co pani wspomina z czasów, gdy była pani w Sejmie?

Różne były sytuacje. Kiedyś zorientowałam się, że jestem śledzona. Chyba przez służby. Później gazety pisały, że każdy z nas z Samoobrony miał swojego anioła stróża. Jeżeli to prawda, to mój anioł stróż niewiele miał do roboty. Pamiętam też, jak któregoś dnia, akurat miałam imieniny, dostałam ogromny kosz bordowych róż. Nie wiem od kogo, bo na bileciku był tylko napisane „wszystkiego najlepszego, wielbiciel".

Tajemniczy wielbiciel.

Do dzisiaj pozostał tajemniczy, bo nigdy nie odkryłam, od kogo były te róże.

Wierzy pani w to, że wszyscy byliście śledzeni?

Czemu nie? Stanowiliśmy zagrożenie, bo odważnie mówiliśmy o różnych przekrętach z przeszłości, które miały na sumieniu różne formacje. Elity polityczne od lat taplają się we własnym sosie, udają że się szachują, a tak naprawdę się wspierają. A my byliśmy kimś nowym, chcieliśmy to wszystko ujawnić i dlatego szukano na nas haków. Cieszę się, że chociaż PiS nas posłuchało. Program 500+ bardzo pomógł ludziom, dzieciom. Rodziny stały się spokojniejsze. Obniżyli wiek emerytalny, co też jest bardzo dobre. To przecież nie do pomyślenia, żeby pielęgniarka pracowała do 67. roku życia i opiekowała się np. obłożnie chorymi ludźmi. Atak na PiS pokazuje, że idą w dobrym kierunku. Starają się odbudować naszą gospodarkę i na razie im to wychodzi. Ale przeciwników mają mnóstwo, wśród elit brukselskich i naszych, choć słowo elity wzięłabym w cudzysłów.

Chciałaby pani wrócić do polityki? Znów być inspiracją dla twórców? Przecież pani weszła do popkultury. Śpiewano o pani piosenki, była pani w show Szymona Majewskiego.

Bo jestem szczera i prawdziwa. Ale do polityki nie chcę wracać, choć nigdy nie mówi się nigdy. W polityce czas bardzo szybko biegnie. Gdybym nie mieszkała poza Sejmem, to nawet nie wiedziałabym, kiedy jest wiosna, a kiedy zima.

Czy utrzymuje pani kontakty z kolegami z Samoobrony?

Co jakiś czas się spotykamy. Ostatnio było kilka osób: Krzysztof Filipek, Andrzej Grzesik, Bolesław Borysiuk, Danusia Hojarska, Gienia Wiśniowska, Zbyszek Witaszek. Zawsze na początku uczcimy Andrzeja minutą ciszy. Ja przynajmniej raz w roku, najczęściej 5 sierpnia, w rocznicę jego śmierci, jestem na jego grobie i stawiam kwiaty. Przecież dzięki niemu się poznaliśmy i dzięki niemu byliśmy w Sejmie. 

— rozmawiała Eliza Olczyk, dziennikarka tygodnika „Wprost"

Plus Minus

Najczęściej czytane