Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Rajcy szukają dla siebie miejsc na listach

Robert Biskupski 02-08-2018, ostatnia aktualizacja 02-08-2018 00:00

Warszawscy radni zmieniają przed wyborami barwy polityczne. Z powodu zamieszania z listami wyborczymi coraz częściej dochodzi do roszad.

źródło: Shutterstock

Radny warszawskiej dzielnicy Włochy Krzysztof Czuma, syn byłego ministra sprawiedliwości, postanowił przed wyborami odejść z Platformy Obywatelskiej. Jak tłumaczy, nie podobają mu się kwestie związane z reprywatyzacją, za którą winą obciąża działaczy PO. Radny Czuma zaapelował do mieszkańców Warszawy o poparcie kandydatury Patryka Jakiego na prezydenta Warszawy.

Na podobny krok zdecydowała się kilka tygodni temu jego klubowa koleżanka, radna miasta Jolanta Kasztelan. Na wspólnej konferencji z Patrykiem Jakim ogłosiła, że kandydat PO na prezydenta Warszawy Rafał Trzaskowski nie chce doprowadzić do rozliczenia ratusza za aferę reprywatyzacyjną.

Z kolei legitymacją SLD rzuciła wiceprzewodnicząca Rady Dzielnicy Praga-Południe Katarzyna Olszewska. Jak tłumaczy „Rz", głównym powodem takiej decyzji było małe zainteresowanie władz partii sprawami Warszawy i samorządu, a także sposób komunikacji zewnętrznej. – Nic się nie działo w sprawie budowy list wyborczych, a dotychczasowy kandydat partii na prezydenta Warszawy znany był głównie z przekleństw w internecie. Obecny nie ma jeszcze wizji miasta, za to jego działalność ogranicza się do krytykowania byłego przewodniczącego SLD Leszka Millera. Zamiast programu dla Warszawy, są personalia. Z kolei burmistrz warszawskiej dzielnicy Włochy Michał Wąsowicz, który od lat rządził dzielnicą z ramienia PiS, na skutek wewnętrznych zagrywek stracił poparcie własnej partii. Działacze PiS domagali się jego odwołania. W sukurs burmistrzowi przyszła prezydent Hanna Gronkiewicz-Waltz i PO, dzięki którym Wąsowicz utrzymał się na stanowisku.

Jak wynika z informacji, do których dotarła „Rz", takich przypadków przed wyborami będzie więcej. Głównym powodem jest zamieszanie wokół układania list wyborczych – w niemal każdej partii trwa obecnie „walka buldogów pod dywanem".

– W jednej z dzielnic lokalny poseł PO na miejsce wieloletnich radnych chce wstawić swoich asystentów, w innej z kolei miejsca na liście nie starczyło dla wieloletniego radnego i bliskiego współpracownika Hanny Gronkiewicz-Waltz – mówi nasz informator.

Powodem paniki jest też fakt, że miejscami na listach PO musi podzielić się obecnie z Nowoczesną, a to zmniejsza szanse wyborcze poszczególnych kandydatów. Problemem są zwłaszcza pierwsze i drugie miejsca na listach, które w niektórych okręgach muszą oddać prominentni działacze tej partii.

Z kolei w PiS toczy się walka między frakcjami. Części działaczy nie podoba się kandydat na prezydenta, który nie jest związany z partią, lecz z ministrem sprawiedliwości. Niektórzy radni ostentacyjnie nie wspierają Patryka Jakiego, co nie podoba się ich przełożonym. – Usłyszałem, że powinienem chodzić na spotkania, żeby nie mieć problemu przy układaniu list – tłumaczy jeden z dzielnicowych radnych. – Ale była to tylko koleżeńska sugestia, nic oficjalnego – zastrzega. O miejsca na listach kłócą się również warszawskie ruchy miejskie. Sondaże nie dają im dużego poparcia wśród warszawiaków, więc szansę na zdobycie mandatu mają tylko nieliczni. Tymczasem koalicje, które tworzą, składają się z kilku bądź kilkunastu podmiotów, z których każdy chciałby mieć swoich ludzi w radzie.

"Rzeczpospolita"

Najczęściej czytane