Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Przewoźnicy ryzykują zdrowiem pasażerów

Konrad Majszyk 13-08-2008, ostatnia aktualizacja 13-08-2008 20:53

Po ujawnieniu raportu ITD, właściciele firm przewozowych obiecują zmianę procedur, ale też zaczynają wyrzucać z pracy kierowców.

– Przewoźnicy przyzwalają na to, żeby kierowcy spędzali za kółkiem nawet 40 godzin bez przerwy. Niektóre wypadki z udziałem komunikacji miejskiej mogą wynikać z przemęczenia kierowców – ostrzega Inspekcja Transportu Drogowego.

Dlaczego dochodzi do nadużyć? Szef ITD na Mazowszu Andrzej Łuczycki przytaczał wczoraj słowa prezesa firmy PKS Grodzisk Zenona Marka. Ten ostatni miał zeznać mundurowym, że wybiera „mniejsze zło“ – gdyby nie przekraczał czasu pracy, biznes byłby nieopłacalny.

– Na jednej szali kładzie się zyski dla firmy i bezpieczeństwo pasażerów – oburza się Łuczycki.

Prezes Marek nie ustosunkował się do tych słów. Wczoraj unikał dziennikarzy.

Według ITD, łączenie legalnej pracy w MZA z dorabianiem – często na czarno – u prywatnego przewoźnika jest rzeczą nagminną. Mimo to, kozłami ofiarnymi zostali tylko kierowcy wymienieni w raporcie. – Już u nas nie pracują – mówi Tomasz Kobus z ITS Michalczewski. – Przed podpisaniem umowy-zlecenia kierowca deklaruje, czy jeździ w innej firmie. Jeśli pracuje, może u nas wyjeździć odpowiednio mniejszą liczbę godzin – twierdzi.

Kobus przyznaje jednak, że te deklaracje nie są weryfikowane – można więc powiedzieć wszystko.

Prezes MZA Mieczysław Magierski twierdzi, że nie ma wpływu na to, jak „wypoczywa“ jego pracownik po wyjściu za bramę zajezdni. O podwójnych pracownikach i podejzreniu naruszeń czasu pracy miał kilkakrotnie informować organizatora przewozów – Zarząd Transportu Miejskiego.Ten ostatni płaci przewoźnikom za każdy kilometr przejechany z pasażerami na miejskiej trasie. Umowy przewozowe są podpisywane na 10 lat. Stawka jest ustalana w przetargu, w którym głównym parametrem jest właśnie zaproponowana cena.

– Stawka za kilometr nie jest zmieniana w zależności od wahań cen paliwa albo wskaźnika inflacji – przyznaje tymczasem rzecznik ZTM Igor Krajnow.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane