Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Źle podeszli do ofiary

Janina Blikowska 04-02-2014, ostatnia aktualizacja 05-02-2014 02:48

Trzy miesiące temu policja uznała, że ofiara gwałtu w Lesie Kabackim 
nie była źle traktowana przez funkcjonariuszy. Czy teraz inaczej oceni tę sprawę?

Zgwałcona kobieta jeszcze  we wrześniu poskarżyła się prokuraturze na złe traktowanie przez policję. Śledczy jej uwagi przekazali komendzie na warszawskim Mokotowie, a ta stwierdziła, że te zarzuty się nie potwierdzają. Po co więc sprawa badana jest drugi raz?

29-letnia Aleksandra B. została napadnięta podczas biegu w Lesie Kabackim 30 stycznia. Gdy skręciła ze ścieżki w głąb lasu, nieznajomy mężczyzna napadł na nią, zgwałcił i uciekł. Sprawa odbiła się głośnym echem nie tylko w stolicy. Na Ursynowie odbył się nawet bieg w geście solidarności z ofiarą.

Jeszcze we wrześniu podczas przesłuchania w prokuraturze kobieta poskarżyła się na zachowanie policjantów, którzy najpierw przyjmowali od niej zawiadomienie o przestępstwie, a potem dokonywali wizji lokalnej. Policjanci – jak twierdziła – nie dawali wiary, że do gwałtu doszło. Ich zdaniem kobieta miała „zbyt małe obrażenia". Funkcjonariusze namawiali też ofiarę, by zmieniła zeznania czy  podpisała zgodę na badanie wariografem.

Na początku października, kiedy psycholog potwierdził wiarygodność ofiary, prokuratorzy z warszawskiego Mokotowa wysłali pismo  do policji.

– Nie można bezpodstawnie ofierze gwałtu odbierać wiarygodności i traktować jej jako osoby, która składa fałszywe zawiadomienie o przestępstwie – mówi Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury.

Śledczy zwrócili też uwagę, że nie jest prawidłową praktyką, by od podpisania określonych dokumentów przez pokrzywdzoną uzależniać dalsze czynności procesowe, zwłaszcza w przypadku ofiar gwałtu.

Nie można ofierze gwałtu odbierać wiarygodności, nie mając podstaw – twierdzi prokurator

Prokuratorzy prosili, by policja zajęła stanowisko w tej sprawie i wyeliminowała takie zachowanie w przyszłości. Poprosili też o zmianę prowadzącego postępowanie.

Trzy tygodnie później policja odpisała prokuraturze.

– Nie stwierdzono zasadności zarzutów podnoszonych przez pokrzywdzoną – uznała. Policja przyznała, że zmieniono  prowadzącego postępowanie, bo zgwałcona kobieta była „negatywnie nastawiona" do poprzednika.

Na tym sprawa pewnie by  się skończyła, gdyby nie głośny wywiad, jakiego udzieliła zgwałcona. Opisała w nim zachowanie policji. Po tej publikacji komendant stołeczny zdecydował się wszcząć postępowanie wyjaśniające w sprawie zachowania policjantów.

Dlaczego nie potraktowano tak pisma z prokuratury? – Nie miało charakteru skargi – odpowiada Mariusz Mrozek, rzecznik stołecznej policji.

Zapewnia, że funkcjonariusze na co dzień „przykładają bardzo dużą uwagę do standardów, jakie reprezentują wobec ofiar przestępstw".

Raz już policja nie dopatrzyła się niczego złego w podejściu funkcjonariuszy do ofiary gwałtu. Czy teraz zmieni zdanie? – Wtedy sprawę badała komenda na Mokotowie, teraz Komenda Stołeczna – mówi rzecznik i dodaje, że nowe ustalenia policjantów powinny być znane za trzy tygodnie.

Jeden z mokotowskich śledczych: – Stołeczna policja nic sobie nie robi z naszych skarg. Reaguje dopiero, gdy media nagłośnią jakąś sprawę. Tak było choćby po wypadku na Ursynowie, gdy policjanci wypuścili pijanego sprawcę wypadku drogowego, w którym zginął człowiek – dodaje.

Wczoraj do mokotowskiej prokuratury wpłynęło zażalenie na umorzenie śledztwa w sprawie gwałtu. W ciągu dwóch tygodni zapadnie decyzja, co dalej z tą sprawą.

rp.pl

Najczęściej czytane