Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Tusk: Tak, to była afera hazardowa

Karol Manys 04-02-2010, ostatnia aktualizacja 05-02-2010 12:12

Zdaniem szefa rządu, nagromadzenie gorszących zachowań pozwala, by mówić o aferze hazardowej. Ku zaskoczeniu posłów premier zrezygnował ze słowa wstępnego.

autor: Dudek Jerzy
źródło: Fotorzepa

Fakt, że Zbigniew Chlebowski (były szef klubu PO – przyp. red.) i Mirosław Drzewiecki (były minister sportu – przyp. red.) sami podali się do dymisji, dowodzi, że mamy do czynienia z czymś, co można nazwać sprawą hazardową – stwierdził Donald Tusk, który stanął wczoraj przed sejmową komisją śledczą.

– Dla mnie jej początek to 14 sierpnia zeszłego roku, czyli spotkanie z Mariuszem Kamińskim – stwierdził szef rządu. To właśnie wtedy były szef CBA poinformował premiera, co jego biuro ustaliło, podsłuchując rozmowy biznesmenów branży hazardowej. Donald Tusk dowiedział się , że ważni politycy PO mogą tak wpływać na kształt ustawy hazardowej, by była ona korzystna dla rekinów branży. – Wynikało z tego, że zachowanie Chlebowskiego i Drzewieckiego było dwuznaczne – przyznał premier. Ale to nazwisko Kamińskiego było wczoraj najczęściej przywoływane.

Premier wprost zarzucił byłemu szefowi CBA fałszywe intencje. – Początkowo to, co mówił, przyjąłem z dobrą wiarą. Nie miałem wrażenia, że testował mnie jako przywódcę, jak sam mówił przed komisją. Od samego początku sytuacja wydawała mi się jednak nietypowa – mówił Tusk. Na czym polegała ta nietypowość? Premier wyjaśnił, że z jednej strony Kamiński twierdził, iż CBA nie ma w sprawie hazardowej już nic więcej do zrobienia, a materiał nie nadaje się, by złożyć doniesienie do prokuratora. Z drugiej zaś – prosił o zachowanie dyskrecji i oczekiwał działań. – Z każdym dniem potwierdzały się moje obawy, że tak naprawdę Kamińskiemu nie zależy na ochronie interesów państwa, ale na tym, bym popadał w coraz większe tarapaty – zeznał Tusk. Stwierdził, że stanęło przed nim zadanie, które było w gruncie rzeczy niewykonalne. Dlaczego? – Nie mogłem zaniechać działań, ale ich podjęcie oznaczało ryzyko – mówił premier.

Zagrożenie miało polegać na tym, że bohaterowie afery mogli się domyślić, o co chodzi, i spłoszyć. Premier chciał zaś z nimi porozmawiać o ich zaangażowaniu w proces legislacyjny, by podjąć decyzję, czy wyciągać wobec nich konsekwencje.

– Mimo mojej ostrożności każdy, kto miał nieczyste sumienie, mógł się przecież poczuć zaniepokojony moim zainteresowaniem – wyjaśnił premier.

Zaznaczył, że podczas spotkania z Drzewieckim 19 sierpnia 2009 r. nie pytał go o znajomość z biznesmenem Ryszardem Sobiesiakiem, który był głównym bohaterem materiałów CBA. Tusk potwierdził, że na spotkaniu była jedynie mowa o krytycznej sytuacji z finansowaniem budowy Stadionu Narodowego. Według Kamińskiego, ta rozmowa mogła uruchomić łańcuszek zdarzeń, który doprowadził do tego, że informacja o akcji CBA dotarła do Sobiesiaka.

– Nie trzeba formułować teorii przecieku, bo państwo doskonale wiecie, gdzie był przeciek – szef rządu zasugerował, że jedynym przeciekiem było dotarcie stenogramów z podsłuchów do redakcji „Rzeczpospolitej”.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane