Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kustosz pamięci Warszawy

16-06-2008, ostatnia aktualizacja 17-06-2008 21:32

Znawca powstańczej stolicy opowiada o tym, jak ustalił dokładną datę zniszczenia Zamku Królewskiego i mówi o znikającym mieście. Z Zygmuntem Walkowskim rozmawia Rafał Jabłoński.

autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa

Dziś na Zamku Królewskim odbiera Pan nagrodę Kustosza Pamięci Narodowej przyznawaną przez Instytut Pamięci Narodowej. Dostał ją pan za odkrywanie i utrwalanie naszej historii po 1939 roku.

Zygmunt Walkowski: To było zaskoczenie. Dopiero niedawno dowiedziałem się, że mam ją otrzymać od IPN-u.

Uważa się pan za fotografika czy za archiwistę?

W temacie, jakim się zajmuję, a więc w analizowaniu przeszłości tego miasta – to są sprawy nierozdzielne.

Gdzie pan połknął varsavianistycznego bakcyla?

Podczas rekonstrukcji kronik z Powstania Warszawskiego. Pracowałem wtedy w Wytwórni Filmów Dokumentalnych.

Największe osiągnięcie jako archiwista?

Analiza trzech fotografii, dzięki którym ustaliłem datę zniszczenia Zamku Królewskiego. Do tej pory myślano, że był to jednorazowy fajerwerk, tymczasem to akcja kilkudniowa. Od 8 do 13 września 1944 roku. Zdjęcia były dostępne, tylko nikt ich wcześniej nie skojarzył. Drugą rzeczą, która zrobiła na mnie wielkie wrażenie, było dotarcie do fotografii lotniczych wykonanych przez Luftwaffe, a po wojnie zabranych do Archiwum Narodowego w College Park pod Waszyngtonem.

Ile zdjęć tam zgromadzono?

Tych z okresu powstania może być kilkadziesiąt tysięcy. Pozyskałem około 2 tysięcy. Wybieranie to była męka. Przebywałem tam trzy miesiące i to był okres najbardziej obłędnej pracy, jaka mi się w życiu przytrafiła. Przeglądałem oryginały. Kiedyś zapytałem pracowników: ile mają wszystkich fotografii? Odpowiedzieli, że kilka ton. Poczułem się jak mrówka przy słoniu.

A są tam zdjęcia z czasu powstania w getcie?

Nie spotkałem się z nimi. Są tylko z czasów przed i po powstaniu. Najwcześniejsze zdjęcie ilustrujące teren po powstaniu jest zrobione 2 października 1943 r. Wcześniejszych nie ma.

I wszystko widać z góry?

Zdjęcia lotnicze są rejestrem spraw, jakich żaden dokument pisany nie przekaże.

Można na przykład odtworzyć przebieg powstania na Żoliborzu?

Oczywiście. Proszę – na jednym ze zdjęć widać okopy, na innym leje po bombach na placu Wilsona. Trzeba zestawiać, porównywać... Czy ktoś do tej pory to opisał?

Te zdjęcia robili Niemcy. Od kiedy przestali interesować się Warszawą?

Nigdy pan nie zgadnie. Nie w styczniu 1945 roku, kiedy wyparto ich na zachód, tylko w marcu. Fotografowali wtedy przeprawy przez Wisłę – most wysokowodny i gdański.

A najważniejsze zdjęcie z Warszawy wykonane już w naszych czasach?

Takiego jednego nie ma. Ale na przykład dziś robiłem zdjęcia okolic pomnika Lotnika. Zachowało się kilka fotografii tak zwanych Robinsonów Warszawskich, którzy po powstaniu ukrywali się w tym rejonie. I zrobili sobie fotki. Udało mi się ustalić, gdzie oni byli. To Raszyńska 58. Kilka dni wcześniej zrobiłem zdjęcia orła znajdującego się nad ozdobnym portalem budynku przy Piwnej 18. To kopia zrobiona po wojnie. Wszyscy myśleli, że oryginał został zniszczony. A ja go znalazłem i sfotografowałem na zapleczu. Prawdziwy, poharatany przez wojnę. Ale to prywatna strefa zamknięta, nie chciano mnie tam wpuścić; wniknąłem jak szczur.

A ma pan jakąś legitymację?

A skąd. Nic nie mam. Stąd i kłopoty.

Kto refunduje koszty utrwalania dawnej Warszawy?

Nikt. Tylko pobyt w College Park pod Waszyngtonem pokryła Fundacja Kościuszkowska, a przelot zafundował LOT.

Wyda pan album ze zdjęciami stolicy w czasie powstania i po powstaniu?

Oczywiście. Mam je u siebie. Nikt nie ma do nich żadnych praw, trzeba tylko podać źródło.

Chodzi pan po tym mieście od lat. Czy przez ten czas zmieniło się powszechne spojrzenie na starą Warszawę?

Oj, zmieniło się, zmieniło... To jest dobijanie Warszawy. Oblicze miasta zmieniają ludzie zupełnie z nim niezwiązani. Dokumentuję więc tyle, ile się da. Spieszę się, bo stara Warszawa znika.

Obrazy zniszczonej stolicy zapadły mu w pamięć

We wrześniu 1939 r. Zygmunt Walkowski miał niespełna trzy lata. Pamięta jednak doskonale bombardowanie oficyny kamienicy przy Żelaznej 91, w której mieszkała jego rodzina, marsz z całym dobytkiem przez most Kierbedzia, kiedy mieszkańców Woli przesiedlano na Pragę, aby na ich miejsce sprowadzić Żydów do tworzonego właśnie getta.

Warszawę z tamtych lat wciąż odkrywa na nowo i pokazuje kolejnym pokoleniom. W połowie lat 80. rozpoczął pracę nad materiałem filmowym, pozostawionym przez operatorów filmujących podczas Powstania na zlecenie Biura Informacji i Propagandy Komendy Głównej AK. To było sześć tysięcy metrów taśmy filmowej. Wszystko to skopiował, pociął na tysiące ujęć i zaczął porządkować. Takie były początki pracy nad powstańczymi filmami. Dzięki jego ustaleniom oraz współpracy ze „Stolicą“, która publikowała kadry z Powstania, prosząc czytelników o pomoc w identyfikacji ludzi i miejsc, udało się odtworzyć wiele zapomnianych epizodów z historii miasta.

Zygmunt Walkowski posiadł wiedzę, która pozwoliła wzbogacić wiele publikacji. Do tych najbardziej znanych, opracowanych przy jego udziale, należą m.in. „Wielka Ilustrowana Encyklopedia Powstania Warszawskiego“ i „Dni walczącej stolicy“ Władysława Bartoszewskiego.

Na Zamku Królewskim, z którym dzięki swemu odkryciu czuje się związany, Zygmunt Walkowski odbierze dziś nagrodę IPN. -Przemysław Bogusz

Życie Warszawy

Najczęściej czytane