Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Maluchy w prywatne ręce

Marek Kozubal 06-04-2012, ostatnia aktualizacja 07-04-2012 00:30

Nie ma miejsc dla dzieci w przedszkolach publicznych. Za prywatne rodzice zapłacą nawet 1500 zł miesięcznie

W publicznych przedszkolach brakuje ponad 3 tys. miejsc
autor: Radek Pasterski
źródło: Fotorzepa
W publicznych przedszkolach brakuje ponad 3 tys. miejsc

– Wolę przedszkole prywatne niż loterię w przedszkolu miejskim – mówi Aneta Sędlak, matka czteroletniego Dawida. Dlaczego? – Przeliczyliśmy punkty rekrutacyjne i doszliśmy do wniosku, że nie mamy szans dostać się do przedszkola na Białołęce. Nie płacimy podatków w Warszawie, nie jesteśmy osobami samotnymi, za co można dostać bonusy – dodaje pani Aneta.

Wraz z mężem wybierają przedszkole prywatne w tej dzielnicy. Na Białołęce działa teraz aż 67 placówek niepublicznych i tylko 10 samorządowych.

Być może niebawem do tych przedszkoli zgłosi się więcej chętnych, bo w placówkach publicznych brakuje ponad trzech tysięcy miejsc.

Prywatne drogie

– Na pewno jesteśmy w stanie przyjąć wszystkie chętne dzieci, a rekrutacja trwa przez cały rok – zapewnia Marta Zbrzeska, prezes zarządu Stowarzyszenia Przedszkoli Niepublicznych.

Ani ratusz, ani Stowarzyszenie nie mają jednak danych, ile dokładnie jest wolnych miejsc w prywatnych  placówkach.

Wiadomo, że w stolicy do przedszkoli tych uczęszcza ponad 11 tysięcy dzieci.

Jakie są plusy posyłania dzieci do prywatnych przedszkoli? – Pracujemy od godz. 7 do 18, dłużej niż przedszkola samorządowe. Grupy liczą maksymalnie 15 – 18 dzieci, a nie 25 – 30, jak ma to miejsce w przedszkolach publicznych. Ponadto prowadzimy zerówki, czyli oddziały dla sześciolatków – zachęca Marta Zbrzeska. Placówki te oferują wiele zajęć dodatkowych. Dzieci mają np. tenis, dramę, judo, jogę, ceramikę, balet czy bajkoterapię.

Dla przeciętnej rodziny barierą nie do pokonania jest jednak zbyt wysokie czesne. – Waha się od 700 do 1500 zł miesięcznie, średnio trzeba zapłacić ok. 900 zł – dodaje Marta Zbrzeska.

W stolicy działają też droższe placówki, głównie językowe. Za pobyt dziecka trzeba w nich płacić ponad  2 tys. zł miesięcznie.

– Miasto zamiast budować nowe, mogłoby dofinansować przedszkola niepubliczne i w ten sposób rozwiązać problem braku miejsc – uważa szefowa Stowarzyszenia.

Ratusz już dokonał wyłomu w sposobie rozwiązywania problemu braku miejsc w swoich placówkach. Wykupił ponad 100 miejsc w niepublicznych żłobkach, rozpisał też konkurs na kupno dodatkowej puli takich miejsc.

W tej chwili miasto przekazuje przedszkolom niepublicznym dotację w wysokości 75 procent kosztów utrzymania dziecka w placówce publicznej.

– Oczywiście moglibyśmy przekazywać 100 procent dofinansowania i włączyć te placówki do naszej rekrutacji. Musiałyby obniżyć opłaty do wysokości pobieranych w placówkach publicznych, czyli ok. 300 zł – mówi Włodzimierz Paszyński, wiceprezydent miasta.

Będzie ścisk

Ratusz musi podjąć jakieś kroki, bo podania do przedszkoli publicznych złożyło 16,4 tys. rodziców. Tymczasem miejsc w tych placówkach przygotowano o ponad 3 tys. mniej.

I tak na Białołęce brakuje teraz niemal tysiąc miejsc w przedszkolach, na Targówku ok. 240, a na Ursynowie ponad 400. Wolne miejsca są m.in. w Śródmieściu (ok. 100) i na Woli (kilkanaście).

Na razie urzędnicy uspokajają: – W przedszkolach może się jeszcze zwolnić ok. 500 miejsc, bo nie wszyscy rodzice muszą potwierdzić chęć uczęszczania dziecka do przedszkola – informuje Beata Murawska z miejskiego biura edukacji.

Drugie tyle miejsc dzielnice mogą wygospodarować np. na zagęszczeniu grup maluchów i tworzeniu nowych grup. – W poprzednim roku zabrakło nam 686 miejsc, teraz 412, bo tworzyliśmy nowe miejsca, adaptowaliśmy pomieszczenia w szkołach. Jesteśmy w stanie utworzyć dodatkowo cztery oddziały przedszkolne dla 100 dzieci, o ile otrzymamy 1 mln zł na adaptację pomieszczeń w jednym z gimnazjów – mówi Piotr Guział, burmistrz Ursynowa.

Samorządowcy liczą też na to, że rodzice zechcą zapisać dziecko w rekrutacji uzupełniającej do przedszkola w innej dzielnicy, np. blisko miejsca pracy – dodaje Piotr Guział.

W przyszłym tygodniu burmistrzowie wszystkich dzielnic będą debatowali nad tym, jak zwiększyć liczbę miejsc w przedszkolach. – Niewykluczone, że zgodzimy się na tworzenie oddziałów przedszkolnych w szkołach podstawowych, w miejsce I klas – dodaje Włodzimierz Paszyński.

Z danych, do których dotarliśmy, wynika, że aż 65 procent rodziców sześciolatków (7434 osób) zapisało dzieci do oddziałów przedszkolnych, a tylko 35 proc. (3997) do I klas.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane