Szkoły opanowała plaga dysleksji
Co czwarty tegoroczny absolwent stołecznej szkoły podstawowej i gimnazjum ma orzeczenie o dysleksji. Eksperci przekonują: wielu z nich było źle zdiagnozowanych lub oszukiwali na testach.
W mokotowskim Gimnazjum nr 11 przy ul. Podbipięty z 213 byłych już uczniów aż 68 miało opinię z poradni o dysleksji. W Szkole Podstawowej nr 236 na ul. Elekcyjnej na Woli problem dotyczył aż 23 z 48 szóstoklasistów.
Zła diagnoza
W całej Warszawie sytuacja nie wygląda lepiej. W gimnazjach na 14 tys. tegorocznych absolwentów zaświadczenia miało blisko 3 tys. uczniów. Spośród 12 tys. szóstoklasistów problem dotyczył aż 3,3 tys.
Prof. Marta Bogdanowicz, psycholog i założycielka Polskiego Towarzystwa Dysleksji, nie ma wątpliwości – te liczby są bardzo niepokojące.– Z badań wynika, że dysleksję ma 13 – 15 proc. uczniów. Reszta z nich jest niestety najczęściej źle zdiagnozowana – tłumaczy prof. Bogdanowicz.
Wylicza, że opinię z poradni otrzymują zarówno uczniowie, którzy mają zaburzenia percepcji wzrokowej i słuchowej (co charakteryzuje dysleksję), jak i dzieci np. zaniedbane edukacyjnie i środowiskowo, które po prostu nie znają zasad pisowni. Wynika to m.in. z tego, że brakuje specjalistów, a część poradni pedagogicznych pracuje na przestarzałych metodach diagnostycznych.
Dziurawy system
Problem również w tym, że część uczniów swoje opinie po prostu zdobywa, np. oszukując na testach sprawdzających dysleksję.
Po co to robią? Dzięki orzeczeniu o dysleksji uczniowie zarówno podstawówek, jak i gimnazjów mają na sprawdzianie na zakończenie szkoły o 30 minut więcej czasu niż uczniowie bez dysfunkcji. Egzaminatorzy nie biorą również pod uwagę zrobionych przez nich błędów ortograficznych.– Sama spotkałam się z kilkoma przypadkami, że gimnazjaliści uczyli się, jakie są symptomy dysleksji, i robili określone błędy, by uzyskać taką opinię – przyznaje prof. Bogdanowicz.
Z podobną sytuacją miała do czynienia również Katarzyna Okulicz-Kazaryn, dyrektor stołecznej Poradni Psychologiczo--Pedagogicznej nr 4 przy ul. Mińskiej. Do jej placówki co roku zgłasza się ok. 1,2 tys. uczniów z podejrzeniem dysleksji.
– Opinię wydajemy ok. 800 osobom. Znam tylko pojedyncze przykłady prób oszukiwania – tłumaczy dyr. Kazaryn. Podkreśla, że coraz więcej dzieci rzeczywiście gorzej pisze i czyta. Dlaczego?
– To wina systemu edukacyjnego. Na zajęciach w szkole korzysta się teraz głównie z zeszytów ćwiczeń, w których dzieci muszą wpisywać pojedyncze literki, a nie całe wyrazy. Przez to trudniej im zapamiętywać słowa czy zasady ortografii. Problem również w tym, że dzieci przyzwyczajone są do ruchomego, kolorowego obrazu i trudno jest im skupić się na małych, czarnych literkach.
Dyrektorzy bezsilni?
Julia Zachara, wicedyrektor gimnazjum przy ul. Podbipięty, mówi, że w szkole jest duża grupa uczniów z orzeczeniem o dysleksji, ale nauczyciele starają się im pomagać.
– Nie jest tak, że uczeń tuż przed egzaminem może przynieść papier i wymagać, by został łagodniej potraktowany. Dyslektycy muszą chodzić na specjalne zajęcia albo organizowane przez nas lub poradnie – mówi Zachara.
Dyrektor jednej ze szkół podstawowych przyznaje jednak, że co roku ma dwóch, trzech uczniów, którzy – mimo że wcześniej nie mieli większych problemów z ortografią – w szóstej klasie przynoszą takie zaświadczenia.– Niestety, w tej sytuacji niewiele mogę zrobić – mówi.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.