Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Niech sobie Niemiec sam z biletem poradzi

Konrad Majszyk 18-07-2008, ostatnia aktualizacja 21-07-2008 10:50

Turyści z Berlina od kilku dni skaczą przez bramki w metrze. Kupili bilety, które ich nie otwierają. W kasach się nie dogadali – nie znają polskiego. W końcu urzędnicy zaproponowali im wejściówki... dla emerytów.

Antie Oldenburg z Berlina skacze przez bramkę na stacji metra Słodowiec. Turystka myśli, że z powodu wad biletów właśnie tak trzeba wchodzić do metra w Warszawie
autor: Gardziński Robert
źródło: Fotorzepa
Antie Oldenburg z Berlina skacze przez bramkę na stacji metra Słodowiec. Turystka myśli, że z powodu wad biletów właśnie tak trzeba wchodzić do metra w Warszawie

Pięciu turystów z Berlina przyjechało do stolicy w poniedziałek w ramach internetowego programu Couch Surfer (udostępniasz swoje mieszkanie turystom, w zamian możesz później przenocować u nich). Wsiedli do pociągu na berlińskiej stacji Hauptbahnhof – otwartej w 2006 roku, podobnej do lotniskowego terminalu – a wysiedli na Dworcu Centralnym. Tu przeżyli pierwsze zaskoczenie.

– Trochę to smutne, w Mińsku na Białorusi widziałem bardziej zadbane stacje – mówi Mark. – Może da się coś z Centralnym zrobić? – pyta nieśmiało.

Rzecznik PKP Michał Wrzosek twierdzi, że przed Euro 2012 zmienią się dworce: Wschodni i Zachodni. Z Centralnym kolejarze nie zdążą. Ale go umyli.

Skasowany bilet donikąd

Turyści zamieszkali na Bielanach. Żeby poruszać się po mieście, kupili bilety siedmiodniowe za 32 zł. Skasowali je w autobusie. Do metra chcieli wejść na stacji Plac Wilsona. Włożyli bilet do bramki wejściowej, a ta ani drgnęła. Próbowali wiele razy – na wszystkie sposoby.

– W końcu jakiś przechodzień zlitował się nad nami – opowiada Antie Oldenburg. – Skierował nas do punktu dla pasażerów na stacji. Tam próbowaliśmy dogadać się po angielsku i niemiecku, ale się nie udało.

Berlińczycy zaczęli więc skakać przez bramki. W ten sposób wchodzą do metra między stacjami Słodowiec i Centrum.

– Tak będziemy robić do niedzieli, kiedy odjeżdżamy. Czujemy się trochę nieswojo. Nikt nam jednak na razie nie zwrócił uwagi – mówi Antie.

– Przez bramki skakać nie wolno – ostrzega rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego Igor Krajnow. – Jeśli bilet jest skasowany, a nie otwiera bramki, mogą zjechać na peron windą. A najlepiej niech przyjdą do punktu obsługi pasażera, gdzie sprawę wyjaśnimy – obiecuje.

Tłumaczymy, że już próbowali. Opowiadamy o barierze językowej, która to uniemożliwiła.

– Turyści mogą przyjść do siedziby ZTM przy ul. Senatorskiej. Tam na pewno się z nimi dogadamy – mówi Krajnow.

Sprawdziliśmy, jak jest w Berlinie. Tam w największych węzłach przesiadkowych stoją automaty biletowe, które zwracają się do pasażerów także po polsku. Szef ZTM Leszek Ruta obiecuje, że za rok obcojęzyczne automaty będą także w Warszawie.

Wejście „na emeryta”

2 czerwca zmieniły się ceny i wzory biletów. Urzędnicy zapewniali, że będą lepiej zabezpieczone przed usterkami. ZTM twierdzi, że słowa dotrzymał, bo na nowe bilety prawie nie ma skarg (Niemców nikt nie zrozumiał, więc się nie liczą). Nie zbada też, na czym polega produkcyjny feler niedziałających kartoników.

W sprawie naszych turystów rzecznik proponuje salomonowe rozwiązanie: – Damy im darmowe wejściówki do metra.

Co to takiego? Kartonik, który umożliwia wejście na stację osobie powyżej 70. roku życia, która nie płaci za bilet. Niemcy potraktowali to jako żart.

Piątka turystów z Berlina zapewnia, że polubiła Warszawę. Mówią, że tu jeszcze wrócą.

Dodaj swoją opinię

Opinie Czytelników:

Stefan: Sprawa jest prosta. Maszyny do sprzedaży biletów + kompleksowa informacja na znakach MSI, w autobusach itd. co najmniej po angielsku. Tak robią wszystkie miasta cywilizowane, a za takie ponoć chcemy uchodzić.

michal: Mieszkam w Kanadzie od długich lat ale spędziłem pierwsze 14 lat w Warszawie, także byłem wykształcony po polsku i po angielsku (który teraz jest moim prawie wyłącznym językiem). Czytając powyższy artykuł doszedłem ponownie do wniosku, że Polacy robią wszystko po łebkach, a nie gruntownie. To jest obojętne czy to chodzi o bilety, Euro 2012, czy ten całkowity brak gospodarki przestrzennej w Warszawie: Polacy po prostu nie rozumieją, że planowanie, wykonanie i sprawdzanie muszą być gruntownie połączone. Gdyby Polska poświęciła temu prostemu podejściu do pracy tyle czasu co poświęca na wymówki za spiep... zajęcia, to może by kraj stanął na nogi.

Jacek: Jeśli chodzi o jakąkolwiek informację w obcych językach w warszawskich środkach komunikacji, to jest tragicznie. Nie rozumiem, czemu przy okazji ostatnich podwyżek - i druku nowych cenników, biletów, regulaminów - nikt nie wpadł na pomysł, aby zamieścić też odpowiednie info choćby po angielsku? Pretendujemy do tytułu miasta europejskiego, chcemy organizować Euro 2012, a na głupim bilecie nie mogliśmy dać 1 zdania po angielsku, a punktach biletowych w centrum miasta posadzić kogoś, kto zna nie tylko język polski?! Kilka lat temu, będąc na nartach w Austrii, przeżyłem szok, gdy w knajpie na stoku kelnerka podała mi menu po polsku, a na stacji kolejki linowej leżały darmowe mapki okolicy i informatory po polsku. Myślę, że do Warszawy obecnie przybywa więcej osób posługujących się angielskim, niż w tamtych czasach Polaków do Austrii. I powinniśmy zadbać, aby mogli uzyskać podstawowe informacje w znanym sobie języku.

JTR: A mi jest po prostu wstyd. Mieszkam za granicą i zawsze staram się przedstawiać obcokrajowcom nasz kraj w jak najlepszym świetle…wytłumaczyć gościom, ile szkody wyrządziła nam wojna, lata komunizmu, rządy PiS… ale czasami to aż ręce opadają… A najgorsze w tym wszystkim jest to, że nikt za takiego typu zaniedbania nie odpowiada - po co więc się starać?

ember11: Dziwne. Mieszkam na stale w polnocnej Anglii. Wczoraj (19.07.2008) wrocilem z Warszawy. Na tygodniowy pobyt rowniez kupilem sobie 7-dniowy bilet za 32 zl. w kiosku. Ani razu nie mialem najmniejszych problemow z otwieraniem bramek w metrze, a korzystalem z niego codziennie bardzo czesto, rowniez na stacji Slodowiec i Pl. Wilsona. Moze po prostu “mlodzi Niemcy” nie zostali odpowiednio “wyksztalceni” w dziedzinie “Wkladanie biletu do dzurki w bramce”. Moze nalezy wywiesic instrukcje po niemiecku:“1.Wloz bilet (tu strzalka)2. poczekaj az automat przeskanuje bilet3. gdy zapali sie zielone (badz zolte swiatelko (tu strzalka)) wyjmij bilet (tu strzalka),4.powoli rusz do przodu przesuwajac kolanami blokade (tu strzalka kierunku)

Życie Warszawy

Najczęściej czytane