Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Dom wieżowy na placu Napoleona

Rafał Jabłoński 20-01-2011, ostatnia aktualizacja 27-01-2011 19:25

Najpierw zaprojektował wieżowiec w stylu art deco, a po wojnie przerobił go na socrealistyczny hotel. Mowa o architekcie Marcinie Weinfeldzie, twórcy gmachu Prudential. Wspomniany budynek przebudowywany jest właśnie kolejny raz.

Nieistniejąca dziś rzeźba Moszkowskiego nad wejściem...
źródło: Archiwum
Nieistniejąca dziś rzeźba Moszkowskiego nad wejściem...
i wysmakowane wnętrza najbardziej luksusowego budynku w mieście
źródło: Archiwum
i wysmakowane wnętrza najbardziej luksusowego budynku w mieście
Prudential w pełnej krasie pod koniec lat 30.
źródło: Narodowe Archiwum Cyfrowe
Prudential w pełnej krasie pod koniec lat 30.

Tytuł tego artykułu pochodzi z numeru „Architektury i Budownictwa”, jaki ukazał się w 1931 roku. Zapowiedziano wtedy wystawienie przy placu Napoleona (dziś – Powstańców Warszawy) najwyższego domu mieszkalnego nie tylko w Polsce, ale i w całej Europie. Może była to i prawda.

Budową ekscytowano się niezwykle – ledwie wylano fundamenty, a już we wrześniu 1931 roku poświęcił je ksiądz prałat Około-Kułak. Kiedy 2 czerwca 1934 roku zakończono prace, znów odbyło się poświęcenie, ale tym razem całego gmachu. To była niezwykła pompa – na uroczystość przybyli sam premier Leon Kozłowski, trzech ministrów, dziesiątki urzędników i trzech głównych przedstawicieli inwestora, czyli angielskiej firmy Prudential. Bo budowa finansowana była przez Brytyjczyków. „Kurier Warszawski” podał to w bardziej strawnej formie, a mianowicie, że wieża należy do towarzystwa Przezorność, które powstało przed 43 laty, czyli w 1891 roku, a „7 lat temu przystąpiło do niego towarzystwo Prudential”. Czyje to były w końcu pieniądze, warszawiacy nie bardzo wiedzieli, cieszyli się natomiast, że będą mieli wspaniały „drapacz chmur”, jak to się wtedy mówiło.

Do prawdziwych, amerykańskich wieżowców daleko mu było, bo zapowiadano ledwie 17 kondygnacji, czyli 66 metrów. No, ale projektowali go Polacy: stalowy szkielet prof. Stefan Bryła, a całość przygotował, jak już wspomnieliśmy, architekt Marcin Weinfeld.

Wielki mały wykop

Projektanci Prudentialu mieli wizję i znakomite pomysły. Poza jednym – nie przewidzieli żywiołowego rozwoju motoryzacji i nie zbudowali pojemnych podziemnych garaży. Wykopy pod fundamenty były i tak głębokie, gdyż miały ponad sześć metrów, ale nie znalazło się tam miejsce na dziesiątki aut. W owym czasie rozkopywano ziemię głębiej, lecz tu powstały obawy, czy wszystko się nie zawali. Co prawda „grunt był bardzo dobry”, ale wszystkich niepokoiły „płytkie ściany sąsiadów”. Innymi słowy groziło – jakby to dziś powiedzieć – zjechanie sąsiednich budynków do wykopu. Zastosowano więc szybkowiążący beton; udało się. Bez większych kłopotów wykonano płytę, a na niej dwa piętra podziemi „w żelbecie”. Były tam kotłownia, skład koksu ze wsypem od strony ulicy, pompy i maszynownia mechanicznej wentylacji. Urządzono też różne składy, magazyny firm wynajmujących pomieszczenia i pozostawiono sporo miejsca na „ewentualny teatr lub kino kameralne”.

Według niektórych przekazów, garażowano też kilka samochodów. Tam rzeczywiście było dużo miejsca, bo Prudential to nie tylko wieża, ale i siedmiopiętrowe budynki po bokach od strony ulicy Świętokrzyskiej oraz w niewidocznym podwórzu, które przed wojną częściowo oszklono.

Przepych

Całość była niesłychanie szykowna. Elewację pokrywał do pierwszego piętra polerowany granit, a powyżej, od strony ulicy, piaskowiec szydłowiecki. Do wnętrza prowadziły drzwi frontowe „w miedzi patynowanej”, a na portalach bocznych znajdowały się rzeźby projektu architekta Ryszarda Moszkowskiego (niezachowane).

Wnętrze w stylu art deco było wielokrotnie prezentowane przez różne polskie czasopisma; ekscytowano się też funkcjonalnymi pomieszczeniami biurowymi. Ale najwięcej emocji wywoływały wykwintne apartamenty w samej wieży – po jednym na piętro! Wtedy w stolicy szczytem luksusu były dwukorytarzowe mieszkania, do których można się było dostać prosto z windy, a w samym lokalu, w zamkniętej komórce, był zsyp na śmieci. Po co te dwa korytarze? Otóż była i klatka schodowa, z której prowadziło duże wejście do wielkiego przedpokoju – dla państwa i gości, a przez małe drzwi i mały korytarz dla służby; przecież kucharka nie mogła wchodzić głównymi drzwiami! A w Prudentialu w samej wieży były dwie windy i dwie klatki schodowe. Już wiadomo po co!

Wojna

Budynek pod koniec lat 30. stał się wizytówką Warszawy. Ale potem wybuchła wojna i tymi luksusowymi windami wożono na szczyt karabiny maszynowe oraz worki piachu dla osłony żołnierzy. Pole ostrzału było idealne – całe miasto znajdowało się poniżej, ale broń nie bardzo już nadawała się do walki z szybkimi samolotami. Przekazy nic nie wspominają o zestrzeleniach.

Podczas okupacji w apartamentach mieszkali Niemcy, a w podziemiach był luksusowy lokal. No i przyszedł 1 sierpnia 1944 roku, kiedy to żandarmeria niemiecka pojawiła się na placu Napoleona, a obsadę pobliskiej Poczty Głównej znacznie wzmocniono. Dowództwo batalionu AK „Kiliński” powzięło decyzję o przyspieszeniu ataku i rozpoczęło natarcie na 30 minut przed godziną „W”.

Dwa plutony wdarły się do Prudentialu i wykurzyły nielicznych, a ostrzeliwujących się urzędników niemieckich oraz podobno paru oficerów. Na szczycie budynku załopotał biało-czerwony sztandar, co miało wielkie znaczenie propagandowe, ale okazało się zgubnym dla wieży. Niemcy ostrzeliwali ją z każdej strony i z każdego dostępnego działa.

W tym miejscu czas wspomnieć o konstrukcji. Otóż ponad żelbetowymi podziemiami wznosiła się stalowa budowla, ważąca 1200 ton. Prof. Bryła zaprojektował ją w ten sposób, że była odporna nie tylko na wstrząsy, ale i na niezwykle silny napór wiatru. Stalowe szyny połączono nie nitami, a spawami, przez co uzyskano 12-procentową oszczędność na wadze. Stalową kratownicę wypełniły cegły pustakowe. Kiedy w to wszystko uderzały pociski, to na dół leciały ceglane ściany, a dom stał. Uderzył w niego nawet 60-centymetrowy pocisk z wielkiego moździerza ustawionego przy parku Sowińskiego. Jego pociski leciały na Śródmieście i jeden na dwa nie wybuchały! Grzęzły w ceglanych konstrukcjach (m.in. tuż obok PAST-y i w piwnicach zaplecza Adrii), a zapalniki dostosowane do betonu nie działały. Stalowy Prudential okazał się twardy. Fotografie wybuchu stały się kolejny raz symbolem Warszawy.

Znów Weinfeld

W 1948 roku „Kurier Codzienny” doniósł o zamiarze przebudowy ruin wieży na hotel – za 350 mln. zł. Na placu Wareckim, jak wtedy nazywano już plac Napoleona, zamierzano utworzyć centrum bankowe. Dodano też, że sprawy własnościowe nie zostały jeszcze wyjaśnione, ale Brytyjczycy podobno nie chcieli robić remontu. Za budowę wziął się znów Marcin Weinfeld. W 1951 roku „Życie Warszawy” podało, że baza hotelowa przeznaczona będzie na 400 gości, a po dwóch latach, że jest już gotowa, ale wciąż trwają prace przy piaskowcowej elewacji. Całość dostała dodatkowo socrealistyczne tralki, balustrady, zdobienia i pseudogreckie kolumny przy wejściu; art deco szlag trafił. Hotel Warszawa, jak go zwano, po pół wieku przemienił się w ruinę. Prawie dekadę stał opuszczony, a teraz przywracana jest mu dawna świetność (likwidacja naleciałości socrealistycznych).

W latach 30. właściciele wieży ochrzcili ją mianem „Prudential House”, ale nazwa nie przyjęła się. Ciekawe, jak teraz budynek będą nazywać warszawiacy.

Los twórców

Marcin Weinfeld więziony od 1940 roku do końca wojny w obozie w Dachau.

Stefan Bryła, ekspert od konstrukcji spawanych, opracował dla AK instrukcję „Jak niszczyć stalowe mosty”. Rozstrzelany w 1943 roku u zbiegu Puławskiej i Goworka.

Ryszard Moszkowski (z pochodzenia Żyd) przeżył całą okupację po aryjskiej stronie, ale na dzień przed wyzwoleniem miasta został zamordowany w ruinach Żoliborza wraz z żoną Różą, słynną pianistką.

Dodaj swoją opinię lub napisz do nas na czytelnik@zw.com.pl

Życie Warszawy

Najczęściej czytane