[Cykl ŻW] Marcowy Umschlagplatz
O swoim żydowskim pochodzeniu dowiedziałem się jako nastolatek, kiedy rodzice – oboje Żydzi – postanowili poprawić dane pochodzące jeszcze z ,,lewych” papierów z czasu wojny. Zobaczyłem, jak ojciec wpisuje imiona rodziców – nie Mieczysław i Franciszka, tylko Mosze Szlomo i Frymeta. To nie był dla mnie grom z jasnego nieba. Zawsze czułem się Polakiem.
Złe szeptankiW maju 1968 roku ojciec, który pracował w instytucji rzadowej, został wezwany przez personalnego. Powiedziano mu, że władza musi mieć zaufanie do ludzi na tak wysokim stanowisku jak jego. A może je mieć tylko do członków partii. Ojciec odmówił wstąpienia do PZPR. Dostał wymówienie – na godziwych, zresztą, warunkach. W miejscu pracy matki, która była kosmetyczką, zaczęły się szeptanki, plotki, oskarżenia, tak że sama się zwolniła. Kończyłem wtedy pierwszy rok historii sztuki na UW. Przed wakacjami przyszło zawiadomienie ze Studium Wojskowego, że mam się z początkiem sierpnia stawić w Hrubieszowie na obozie wojskowym. Pierwsze spędzone tam dwa tygodnie były zupełnie normalne. Mieliśmy dobre stosunki z naszymi bezpośrednimi przełożonymi, którzy byli dla nas po prostu starszymi kolegami. Po capstrzyku niektórzy z nas wykradali się do świetlicy słuchać radia, ale 21 sierpnia – w dniu inwazji na Czechosłowację – radio zabrano. Odbyło się za to szkolenie polityczne. Ogłoszono też, że zanim pojedziemy do domu, odbędzie się przysięga. Całkowicie dobrowolna. I dziwna rzecz – wszyscy się stawili. Przysięgałem, że będę bronił ojczyzny, i jeśli zajdzie potrzeba, oddam za nią życie. Z zaskoczeniem zauważyłem, że na przysięgę przyjechali moi rodzice, których wcale nie zapraszałem. Po uroczystym obiedzie siedliśmy na trawie, w jakimś cienistym miejscu, pogadać. I wtedy rodzice powiedzieli mi, że zdecydowali się na emigrację. Godzinę po tym, jak przysięgałem, że oddam życie za ojczyznę. „No, to – mówię – powodzenia”. „Nie, nie, jedziemy wszyscy. Ty z nami.” To był początek piekła. Zaczęło się namawianie mnie, dyskusje w rodzinie, awantury – nie chciałem jechać. W końcu przekonała mnie jedna z ciotek, kuzynka matki. Mój starszy brat miał narzeczoną (nie-Żydówkę), chcieli się pobrać. Rodzice, podejmując decyzję o emigracji, zdecydowali zarazem, że brat się jednak nie ożeni. Akceptowałem wybór rodziców, ale dla siebie nie widziałem innego miejsca do życia niż Polska. Przedstawiciel ZSP na uniwersytecie powiedział mi, że jest miejsce w domku nad Wigrami, gdzie mogę na tydzień pojechać. Pojechałem. Pewnie, gdyby popatrzeć z boku, dziwnie się tam zachowywałem, kilka razy nawet się upiłem. To były ostatnie takie wakacje, ostatnie takie lato. Sens słówMama zrobiła mi wyprawę jak pannie na wydaniu. U zakonnic na Pradze zamówiła ręcznie szytą pierzynę, u najlepszego krawca w Warszawie – garnitur, w Węgrowie – kożuch. Tak wyglądała emigracja w wersji mojej mamy. Moje dwie walizki niemal w całości wypychały pierzyna i kożuch. Zmieściło się jeszcze trochę książek. Przyszedł czas odebrania dokumentów w Pałacu Mostowskich. Poszliśmy tam całą rodziną. Podetknęli mi pod nos jakiś papier. „Jako obywatel polski, narodowości żydowskiej, wyrażający chęć emigracji, stwierdzam, że zrzekam się polskiego obywatelstwa”. Nie chciałem tego podpisać. W żaden sposób nie poczuwałem się, podobnie jak dziś, do narodowości żydowskiej. Urzędniczka zgodziła się wreszcie na formułę „obywatel polski, narodowości polskiej, pochodzenia żydowskiego”. Jeśli miałbym mówić o najbardziej bolesnym przeżyciu z tamtego czasu – to właśnie ten moment. Od tamtych wydarzeń, od przysięgi i wizyty w Pałacu Mostowskich takie słowa jak wierność, lojalność nie mają dla mnie większego sensu. Wyjechaliśmy z Warszawy 26 listopada 1968 roku. Kilka lat temu w rozmowie z krewną w Polsce powiedziałem, że Dworzec Gdański to mój Umschlagplatz. Strasznie się oburzyła. Krzyczała: „Nie możesz tak mówić, to są nieporównywalne sprawy”. A to przecież miejsce, z którego nie było dla mnie powrotu. I jedyne miejsce na świecie, gdzie jest tablica ku mej czci. Pamiątka mojego wyjazdu. Wolałbym obyć się bez niej.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.