Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Tęsknota za miłością

Jan Bończa-Szabłowski 07-11-2008, ostatnia aktualizacja 07-11-2008 15:34

Autorka najnowszej premiery w Teatrze Narodowym mówi o wątkach autobiograficznych swojej „Ifigenii” i pracy z ulubionymi aktorami ojca Jerzego Grzegorzewskiego. Z Antoniną Grzegorzewską rozmawia Jan Bończa-Szabłońska.

"Ifigenia" w reż. Antoniny Grzegorzewskiej
autor: Robert Gardziński
źródło: Fotorzepa
"Ifigenia" w reż. Antoniny Grzegorzewskiej

W piątek debiutuje pani na scenie narodowej autorskim przedstawieniem „Ifigenia”. Skąd to zainteresowanie antykiem?

Antonina Grzegorzewska: Chcąc wrócić do korzeni teatru, postanowiłam raz jeszcze przeczytać wszystkie ważne dramaty antyczne. Zaczęłam od „Orestei” Ajschylosa. Kiedy sięgnęłam po „Ifigenię w Aulidzie” Eurypidesa, zauważyłam, że są tam tematy, które mnie szczególnie interesują. Nawet nie drastyczność relacji bohaterki z ojcem Agamemnonem, który postanowił złożyć ją w ofierze, by przebłagać bogów. Raczej jej stosunek do Achillesa, niedoszły ślub, tęsknota za miłością. Te właśnie wątki, które u Eurypidesa nie wybrzmiewają do końca oraz lektura Heinera Müllera i jego transponowanie antyku na współczesny język pchnęły mnie do napisania dramatu.

Czy myślała pani o konkretnych wykonawcach?

Absolutnie tak. Bardzo chciałam, by postać tytułową zagrała Anna Gryszkówna i pisząc ten tekst, myślałam o niej. Podobnie było z Jerzym Radziwiłowiczem grającym Agamemnona, czy Ewą Konstancją Bułhak jako Przewodniczką Chóru i Medeą. W Teatrze Narodowym czuję się komfortowo, bo tu przez ostatnie lata życia tworzył mój ojciec. Teraz ja jako reżyser mogę pracować z jego ulubionymi aktorami. Jestem ogromnie wdzięczna Janowi Englertowi, że obdarzył mnie kredytem zaufania i podjął ryzyko tej autorskiej realizacji.

Czy można przyjąć, że Agamemnon jest wcieleniem ojca ze spektaklu „On. Drugi powrót Odysa”, ostatniej realizacji Jerzego Grzegorzewskiego?

Nie ma żadnych relacji między tymi postaciami. W „Ifigenii” wątek Agamemnona jest katapultą do ukazania jej traumatycznej relacji z Achillesem, bolesnego odrzucenia, które Ifigenia znosi ciężej niż zdradę ojca.

W krótkim manifeście pisze pani, że „Ifigenia jest tekstem o klaustrofobii”. Dlaczego?

Pojęcie klaustrofobii dobrze oddaje położenie Ifigenii: między Agamemnonem, ojcem o silnej osobowości a Klitajmestrą matką-histeryczką, ale też kobietą w kwiecie wieku, w pełni sił erotycznych, zaniedbaną przez męża. Ifigenia wciśnięta między takie osobowości widzi jedyny ratunek w Achillesie, któremu postanawia oddać się bez reszty. Ponieważ nie dostaje miłości, na jaką liczyła, czuje się dodatkowo upokorzona. Cały jej monolog końcowy na stole ofiarnym jest monologiem dojrzałej kobiety, która wyzwoliła się z tej klaustrofobicznej sytuacji, ponieważ przeżyła wszystkie możliwe najgorsze scenariusze w swoim życiu i nic jej już nie jest straszne. Patrzy na wszystko z dystansu.

Sztuka „On” miała bardzo silne wątki autobiograficzne, czy tym razem będzie podobnie?

Powiem tak: najbardziej autobiograficzna w sztuce i przedstawieniu jest scena awantury i trzaskania drzwiami. To jedyna, w której utożsamiam się z Ifigenią. Stanowi ona kulminację wszystkich możliwych awantur, jakie córka czyni matce. I Ifigenia, tak jak ja, obgryza paznokcie. Wszystkie inne wątki są fikcyjne.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane