Myślała o przyszłości, teraz my pomyślmy o Niej
– Była symbolem sportu warszawskiego. Nie możemy pozwolić, żeby stolica o Niej zapomniała – mówi o zmarłej w środę Kamili Skolimowskiej dyrektor Gwardii Jan Werner.
Tragiczna wiadomość ze zgrupowania w Portugalii o nagłej śmierci mistrzyni olimpijskiej z Sydney w rzucie młotem (przyczyną był prawdopodobnie zakrzep tętnicy płucnej) wstrząsnęła sportową Warszawą. Miastem, któremu Kamila zawdzięczała wiele, ale które Jej zawdzięczało jeszcze więcej.
Pierwsze kroki stawiała w Legii, jednak prawdziwą mistrzynią stała się już w barwach Warszawianki. W 2003 roku przeszła do Gwardii, gdzie z zawodników skupionych w grupie Elite Cafe robiono mały Dream Team. W 2007 roku, wobec rosnących problemów klubu z Racławickiej, trafiła do Skry. Cztery wielkie warszawskie kluby, cztery ważne epizody w życiu Kamili. Pierwszej triumfatorki Plebiscytu „ŻW” na Najlepszych Sportowców Warszawy.– O Jej śmierci dowiedziałem się od naszej dyskobolki Joasi Wiśniewskiej. Minęło kilkadziesiąt godzin, a ja ciągle nie mogę tego pojąć. Dlaczego? Bo Kamila zawsze myślała o przyszłości, bardzo często robiła plany, które konsekwentnie realizowała.
I nagle, w wieku 26 lat, trzeba tę kartę zamknąć. To jest najgorsze – mówi Jan Werner, znany w przeszłości lekkoatleta, mistrz Europy w biegu na 400 m i wicemistrz olimpijski w sztafecie 4x400 m, od wielu lat szef lekkoatletów Gwardii.
Krok po kroku do celu
– Pan Bóg się pomylił. Takich ludzi nie można zabierać – wzdycha minister sportu Mirosław Drzewiecki.
Podobnych komentarzy jest więcej. Szok, niedowierzanie, rozpacz. Jan Werner, mówiąc o Kamili, używa formy „jest”.
– Są młodzi sportowcy, którzy nie potrafią iść właściwym torem. Nie pomaga im nawet autorytet dawnych mistrzów. Kamila jest przeciwieństwem. Rzadko spotyka się ludzi, którzy w tak młodym wieku mają wszystko ułożone w głowie – podkreśla dyrektor Gwardii.
– Przecież Ona już od dawna łączyła sport z drugą pasją, czyli służbą w policji. Przeszła wszystkie szczeble przeszkolenia. Najpierw szkoła w Legionowie, potem praca w komendzie na Targówku. Następnie oddziały prewencji i wreszcie Wydział Doskonalenia Zawodowego w Tomicach. Nie wiem, może coś pomyliłem, ale celowo wymieniam Jej zawodową drogę. Chcę pokazać, jak konsekwentnie zmierzała w życiu do wytyczonych celów.
W 1999 roku Amerykanie zaproponowali utalentowanej warszawiance, już wówczas fenomenowi lekkiej atletyki, bezpłatne studia i utrzymanie na Uniwersytecie Yale (80 tys. dolarów rocznie). Odmówiła. Polska, Warszawa, dom były ważniejsze.
Hala, memoriał...
– Mogła jeszcze tyle zrobić dla stołecznego sportu – mówi Werner, a po chwili dodaje: – Teraz my musimy zrobić coś dla Niej. Wracam właśnie z siedziby PKOl, gdzie omawialiśmy kwestię pogrzebu. Potem na spokojnie usiądziemy, żeby zastanowić się, co dalej. Hala Jej imienia? Może jakiś stadion, memoriał? Chętnie posłuchamy rad warszawiaków. W końcu Kamila jest ikoną tutejszego sportu.
Dzisiaj o godz. 7 w kościele braci Kapucynów przy ul. Miodowej 13 w Warszawie odbędzie się msza święta w intencji zawodniczki.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.